Logo Przewdonik Katolicki

Wielkopostne odsłony lęku i nadziei - odsłona druga - Lęk przed Bogiem

Dariusz Piórkowski SJ
fot. A. Robakowska/PK, Adobe Stock, Wikipedia

Mając świadomość, że nie żyjemy w próżni, a czasy są niepewne, chciałbym w kolejnych tygodniach Wielkiego Postu przyjrzeć się różnym formom lęku. Św. Tomasz z Akwinu pisał, że lęk jest uczuciem, które dotyczy zła przyszłego i równocześnie trudnego do uniknięcia. Obawiamy się czegoś, co może nadejść, ale dzięki wyobraźni przeżywamy to zło tak, jakby było już obecne. Gdy jakieś zło staje się naszym rzeczywistym udziałem, rodzi się w nas smutek. Dlaczego? Ponieważ wszyscy nakierowani jesteśmy na dobro. Zło nie jest naszym przeznaczeniem. W każdej sytuacji lękowej nadzieja ma ostatnie słowo. Jak więc lęku uniknąć albo jak go złagodzić, a przynajmniej nie pozwolić mu nad nami zapanować? Czy lęk może być też objawem czegoś dobrego? Co zrobić, kiedy lęk zapowiada zło, od którego nie ma już ucieczki?

Gdy ludzi wierzących spotykają nieszczęścia i porażki, często ich pierwszym odruchem jest kojarzenie tych doświadczeń z Bożą karą. Nie dzieje się tak jedynie podczas pandemii, która także w Kościele ujawniła ogromne pokłady lęku przed Bogiem. Według niektórych proroków lęku, koronawirus ma być czymś w rodzaju plagi, którą dawniej bogowie zesłali na Ateny po tym, jak Edyp zabił swojego ojca i nie wiedząc o tym, pojął własną matkę za żonę. Podobnie Bóg chrześcijan, który przecież jest wszechmocny i sprawiedliwy, rzekomo nie mógł już patrzeć na to, co się dzieje w świecie, i postanowił uprzykrzyć nam życie, ponieważ się z Nim nie liczymy. Te katastroficzno-pogańskie wyjaśnienia są z pewnością próbą poradzenia sobie z tym, co nas zaskoczyło i czego nie rozumiemy. Ale mają niewiele wspólnego z Bogiem Objawienia. Raczej wiele tu lęku przed „naszym” wyobrażeniem o Bogu.

Ucieczka przed własnym wyobrażeniem
Przy takich okazjach wracam zawsze do początku Księgi Rodzaju, do opisu upadku Adama i Ewy, po którym następuje spotkanie z Bogiem. Głębia tego tekstu jest moim zdaniem ciągle nieodkryta. Najgorzej wychodzi nam jego interpretacja, gdy patrzymy na  wszystko przez pryzmat grzechu. Ale to nie najwłaściwsza perspektywa. Jest to bowiem opowieść o Bogu sprawiedliwym i zarazem miłosiernym, tyle że z punktu widzenia miłosierdzia. Te dwa przymioty, jeśli tak można powiedzieć, są tutaj jednością.
Opis stanu pierwszych rodziców po grzechu nie odbiega zasadniczo od naszego doświadczenia. Zerwawszy owoc, doświadczyli oni radykalnej wewnętrznej przemiany. Zmieniło się ich nastawienie do Boga i do siebie nawzajem. Autor biblijny wyraźnie to podkreśla: „Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze, kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu” (Rdz 3, 8). Schowanie się w krzykach jest symbolem paraliżującego lęku. Tylko przed kim? Po stronie Boga nic się nie zmieniło. Wybrał się przecież do ogrodu, aby sobie porozmawiać ze swoimi dziećmi. Czynił to zwyczajowo. Dlaczego więc Jego „oczka w głowie” ukryły się przed Nim? Trafnej odpowiedzi udziela nam Katechizm Kościoła: „Adam i Ewa (…) boją się Boga, utworzyli sobie fałszywy Jego obraz, widząc w Nim Boga zazdrosnego o swoje przywileje” (KKK, 399). 

Nie odbiera wolności
Ten wyimaginowany obraz Boga zakłada najpierw, że Jego wszechmoc, wszechwiedza i wszechobecność nie pozwala nam być wolnymi. Nie potrafimy tego pojąć, że boskie doskonałości nie wykluczają naszej wolności. Zresztą, sam Bóg udziela takiej autonomii pierwszym rodzicom w Edenie. Mówi do nich, że mogą jeść z wszystkich drzew ogrodu do woli (por. Rdz 2, 16–17), oprócz jednego, ale i to zakazane w sumie jest ochroną ludzkiej wolności, bo strzeże przed doświadczeniem zła na własnej skórze. Pierwszym słowem Boga jest więc „możesz”, a nie „zabraniam ci”. Co  więcej, Bóg nie stoi nad Adamem i Ewą jak dozorca, policjant i urzędnik skarbowy. Nie obserwuje każdego ich ruchu, jak sobie to nieraz do dziś wyobrażamy. Nie podgląda ich. Nie czyha na moment ich upadku, aby ich pogrążyć i pokazać, kto tu rządzi. Nie, ludzie cieszą się autonomią. Wszechwiedza Boga nie znosi naszej wolności. A czy często nie jest tak, że właśnie lękowe wyobrażenie o Bogu, które jest skutkiem pierwotnego upadku, w dodatku nieoczyszczone światłem Objawienia, do dzisiaj każe nam o Nim myśleć jak o rywalu dla naszej wolności? Czy czasem nie myślimy, że Bóg nic innego nie robi, tylko czatuje, kiedy by tu nas przyłapać na gorącym uczynku, czyli na grzechu, aby zaraz potem nas ukarać i wtrącić do piekła? Wystarczy pomyśleć, co przychodzi nam do głowy, gdy ciężko zgrzeszymy. Jakiego Boga wtedy widzimy?

Macierzyńska twarz Boga
Mój własny obraz Boga, który przez lata był straszny, zmienił się dzięki modlitwie, Słowu Bożemu i doświadczeniu ludzkiej miłości. Ale dopiero całkiem niedawno natrafiłem na żydowski komentarz do Księgi Rodzaju – „Bereshit”, który bardzo mnie poruszył. Czytałem go chwilami z wybałuszonymi oczami, pełen zdziwienia, jak bardzo różni się to od tego, co słyszałem na katechezach, kazaniach i w ogóle w wychowaniu religijnym. Zrozumiałem, że nasza europejska kultura, którą jeszcze nazywamy chrześcijańską, przesycona została ogromnym lękiem i poczuciem winy wobec Boga. Jedziemy na tym wózku od wieków. Tymczasem rabini komentując tekst o upadku rodziców, patrzą na Boga jak na troskliwego ojca, który przejawia też cechy matki. Od początku przecież wszystko przygotowuje dla człowieka. Jest to Bóg, w którym nie ma śladu rozdrażnienia, zemsty, udowadniania, kto tu silniejszy, a kto słabszy. Bóg nie wzbudza lęku przed sobą. Przykład?  
Zwróćmy uwagę, że Bóg nie przychodzi do pierwszego małżeństwa ani w południe – gdy najcieplej, ani nocą, lecz w najdogodniejszej porze dnia. To celowe działanie. Co więcej,  jak piszą rabini: „Oczywiste jest, że Bóg wiedział, gdzie znajduje się Adam. Bóg chciał raczej rozpocząć rozmowę w delikatny sposób, aby Adam nie był zbyt przerażony. (…) Słowa te oznaczały raczej: «Rozważ dobrze, jak nisko upadłeś. Gdzież jest twój wysoki poziom duchowy?»”. Samo postawienie pytania: „Gdzie jesteś?”, świadczy o delikatności Boga, o pragnieniu spotkania, które po stronie Stwórcy nie zostało zaburzone. To Bóg szuka człowieka – podobnie jak później pasterz szukający zagubionej owcy w przypowieści Jezusa. 

Czy to nas nie zadziwia? 
Bóg pyta się o to, gdzie jest Adam. A on najpierw mówi o tym, jak się czuje – boi się głosu Boga. Bóg zawołał, wręcz krzyknął, tak jak się głośno woła do  kogoś, kto się zgubił w lesie, z kim nie  mamy kontaktu. Adam nie chce być znaleziony przez Boga, nie chce Go spotkać. Wcześniej nie bał się głosu Boga. Teraz drży. Oboje są jeszcze w raju, ale już nie czują się tam swobodnie. W pytaniu „Gdzie jesteś?” zawierają się jeszcze inne: „Co się z tobą dzieje? Co czujesz?”. To pytania egzystencjalne. 
Co więcej, zdaniem żydowskich komentatorów Bóg nie czerpie żadnej satysfakcji z tego, że jednak miał rację, a szydło w końcu wyszło z worka. Piszą bowiem dalej: „Bóg spowodował, że usłyszeli Jego głos, aby dać im możliwość ukrycia się. Liczy na to, aby nie oglądać człowieka w momencie jego hańby. Bóg nie pojawił się natychmiast po tym, jak Adam i Ewa zgrzeszyli. Zaczekał, aż zszyli sobie liście figowe i dopiero wtedy «usłyszeli głos Boga»”. No i praktyczny dopisek: „Werset ten uczy nas również, że nie należy wchodzić do czyjegoś domu nagle i bez zapowiedzi”. Szczytem opieki Boga i Jego miłości wobec Jego dzieci jest też niezwykle poruszający gest: „Pan Bóg sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór i przyodział ich” (Rdz 3, 21).  Ktoś obrażony i pogniewany nie robi takich rzeczy.
Dlaczego jednak wygonił ich z raju? To konsekwencja wyboru, a nie kara z zemsty. Chodzi o to, by nie zerwali owocu z drzewa życia, ponieważ nadal pozostają wolni. Skosztowanie owocu z drzewa życia spowodowałoby, że żyliby w tym mizernym stanie na wieki. A tego Bóg nie chce. Św. Ireneusz z Lyonu tę bliskość Boga określa jeszcze dobitniej: „Człowieka zaś oddalił Bóg od swego oblicza, osiedlając go naprzeciw raju, na drodze, raj bowiem nie przyjmuje grzesznika". Wypędził z raju, ale nie za daleko, tuż obok.

Mam wrażenie, że nie tylko na skutek pandemii, ale także niewłaściwej katechezy i wtłaczania lęku do głów, coraz więcej ludzi Kościoła ukrywa się przed Bogiem, a także przed sobą nawzajem albo walczy z fantomem Boga, którego nie ma. Pandemia to uwyraźniła. Te fałszywe wyobrażenia to owe krzaki i gałązki oliwne – nasze recepty na lęk, które często podtrzymują w nas mechanizm błędnego koła. Można go zacząć rozrywać przez proste pytania, na które udzielę uczciwej odpowiedzi: Gdzie jestem? Jakiego Boga widzę, gdy zgrzeszę? Czy nie wybieram dróg na skróty, które tylko pozornie dają odpowiedzi na to, co się dzieje we mnie i wokół mnie?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki