Logo Przewdonik Katolicki

Książka na szczytach

Natalia Budzyńska
Gorak Shep, Nepal, 29 października 2018 r. Projekt Polskie Himalaje 2018 – trekking do bazy pod Mount Everest. Kolejne grupy uczestników docierają do celu swojej wyprawy fot. Bartłomiej Zborowski/PAP

Z niszy do mainstreamu – tak można w skrócie streścić losy literatury górskiej. Z okładek patrzą na nas ośnieżone twarze, wydawcy zamawiają książki u himalaistów, przypominają klasykę, wydają kolejną biografię Wandy Rutkiewicz czy Krzysztofa Wielickiego. Góry są modne.

Przed oczami wciąż mam okładki książek sprzed ponad trzydziestu lat. Te, które nazywałam w skrócie „górskie”, zajmowały całą półkę, może dwie. Kupowałam namiętnie, a starszych szukałam w bibliotekach. Dzieliły się na dwa rodzaje: te starsze, wydane przez Wydawnictwo Iskry w serii „Dookoła świata”, i te nowsze – z fotografią góry zajmującą całą okładkę, fatalnym liternictwem i niebieskim trójkątem z kilkoma słowami opisującymi książkę. Należałam jednak do czytelników niszowych, tematyką górską interesowali się tylko miłośnicy tatrzańskich wędrówek i koledzy z klubu wysokogórskiego. Lekturę zaczynało się od Tatr, potem przechodziło się na Alpy i kończyło się na Himalajach. Typowy przebieg wysokogórskiej przygody, także czytelniczej. A były to czasy sukcesów Kukuczki i Rutkiewicz, kibicowaliśmy im i z przerażeniem przyjmowaliśmy złe wiadomości. Nazwiska polskich himalaistów znał każdy, w smutnej i byle jakiej rzeczywistości czasów PRL-u byli gwiazdami, zwycięzcami, gratulował im cały świat, a nas rozpierała duma. Potem o himalaizmie na wiele lat zapomnieliśmy i przez ten czas żadne wydawnictwo tą tematyką w ogóle się nie interesowało. Nic dziwnego – w wysokich górach nic polskiego się nie działo. Nisza stała się pustką. Wychodziły jakieś pojedyncze tytuły, leżały na ukrytych półkach księgarskich, zauważalne jedynie dla zainteresowanych. Dopóki nie nadeszło kolejne pokolenie polskich herosów. Teraz nie jestem w stanie zliczyć nowości, trudno przesiać coś wartościowego od literackiej nędzy, z okładek patrzą na nas himalaiści: zakapturzeni, ośnieżeni, ledwo widoczni zza gogli i puchowych okryć. Każdy z nich zszedł właśnie z jakiegoś ośmiotysięcznika. Książki są reklamowane, leżą na najbardziej widocznych miejscach, a premiery wiążą się ze spotkaniami z autorem, na które trudno się dostać.

Od poezji do non fiction
Gdzie szukać początku? Czy w romantycznej fascynacji niedostępnymi górami, w Kordianie na szczycie Mont Blanc, czy może raczej w Szkicach z podróży w Tatry Walerego Eljasza- Radzikowskiego? Czy chodzi o zauroczenie dzikością krajobrazu czy o zdobywanie niezdobytego? Człowiek pod górą czy człowiek na górze? Zachwyca się czy triumfuje? Po okresie romantycznych westchnień nadszedł czas zdobywców, pod koniec XIX w. zaczęto się na najtrudniejsze szczyty wspinać, a potem te wspinaczki opisywać. Opisy kilkudniowych wycieczek Tytusa Chałubińskiego, na które zabierał swoich znajomych z nizin, tragarzy i przewodników, kucharzy, a nawet górali z instrumentami, żeby wieczorami pograli dla rozrywki turystów, są dzisiaj czystą egzotyką. Choć może trochę przypominają wielkie komercyjne wyprawy w Himalaje z Szerpami wciągającymi turystów na szczyt. Motywy górskie stawały się coraz częstsze w literaturze polskiej, ale to wszyscy wiemy: Przerwa-Tetmajer, Witkiewicz, Kasprowicz. Młoda Polska kochała się w Tatrach zupełnie jak romantycy, góry były idealnym tłem dla opowieści. Dziś są nim coraz mniej, dzisiaj liczy się fakt. Od połowy ubiegłego stulecia literatura górska opowiada tylko o wspinaczce, o tragediach i o sukcesach, jednym słowem: o przygodzie. Na ponad 40 książek o tematyce górskiej zgłoszonych w ubiegłym roku do udziału w konkursie podczas Festiwalu Górskiego w Lądku-Zdroju tylko jedna była powieścią, a poezja nie pojawiła się w ogóle. Reszta składała się z poradników i przewodników oraz przede wszystkim z literatury faktu. Non fiction wymagała dodatkowego podziału na biografię, reportaż i literaturę wspinaczkową. To właśnie ten gatunek jest najpopularniejszy, biografie są kupowane najchętniej, a wśród nich wywiady rzeki, reportaże z wypraw także cieszą się wzięciem, choć mniejszym, szczególnie jeśli dotyczą wspinaczki.

Himalaiści i autorzy
W latach 90. większość górskich lektur dotyczyła konkretnych wypraw w góry wysokie. Nie zawsze były dobrze napisane, raczej mieliśmy do czynienia z literaturą siermiężną, przez którą mógł przebrnąć tylko wielki miłośnik wielkich szczytów. A przecież czytało się z zapartym tchem, mozolnie idąc wraz z bohaterem od jednego obozu do drugiego i wyżej, śpiąc w namiocie smaganym wiatrem, dźwigając ciężki plecak, kuląc się w puchowej kurtce, wreszcie zdobywając szczyt i z trudem docierając do bazy, omijając niebezpieczne seraki. Zauważalna była różnica między autorami zagranicznymi a polskimi. Dla Polaków wyprawa zaczynała się od „załatwiania” różnych spraw, w tym prowiantu i odzieży, pakowania i długiej podróży ciężarówką. Sprzęt mieli znacznie gorszy i na zdjęciach wychodzili przaśnie. Ale ich wyprawy częściej niż innych ekip kończyły się zwycięstwem. Wracali w glorii lub w szoku po stratach partnerów. Niektórzy potem pisali. To wciąż jednak były tylko trochę urozmaicone sprawozdania z wypraw. Nic dziwnego, przecież nie każdy wspinacz musi być od razu pisarzem. Z tego okresu pochodzi Mój pionowy świat Jerzego Kukuczki, Na jednej linie Wandy Rutkiewicz czy Korona Himalajów Krzysztofa Wielickiego, ale także Anny Czerwińskiej Groza wokół K2, w której opisywała tragiczne lato 1986 r., podczas którego zginęło 13 himalaistów, w tym trzech Polaków.
Mimo że ówczesne nakłady były znacznie większe niż obecnie, to nabywców chyba nie było tak wielu. O hitach możemy mówić dopiero dzisiaj, nawet jeśli dotyczą książek napisanych dużo wcześniej. Najlepiej sprzedającą się książką górską polskiego autora jest Komin Pokutników Jana Długosza, legendarnego taternika, mającego na koncie wiele nowych dróg i pierwszych przejść. Ten zbiór opowiadań alpinistycznych, zresztą ciekawych literacko, po raz pierwszy ukazał się w 1964 r. i miał od tamtego czasu kilka wydań. Natomiast jeśli chodzi o autorów zagranicznych palma pierwszeństwa należy się najprawdopodobniej Dotknięciu pustki Joe Simpsona. Książkę spopularyzował film nakręcony na jej podstawie, zatytułowany Czekając na Joe, historia trzymająca w napięciu do końca niczym najlepszy thriller. Te dwie pozycje to absolutne klasyki, które powinien znać każdy miłośnik górskiej literatury. Do nich dołączają ilością sprzedanych egzemplarzy inne bestsellery: Wołanie w górach Michała Jagiełły, Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci Anny Kamińskiej i dwutomowy wywiad rzeka z Krzysztofem Wielickim Mój wybór. A i tak wszystko przebija autobiografia Adama Bieleckiego Spod zamarzniętych powiek napisana z pomocą Dominika Szczepańskiego. To pokazuje, jak ważna jest rozpoznawalność.

Moda?
Zastanawiam się, czy przebudzenia wydawców i ich zainteresowania w ostatnich latach literaturą górską nie spowodowała popularność książek Bernadette McDonald, kanadyjskiej pisarki, która w 2011 r. przypomniała światu o złotych latach polskiego himalaizmu. Ucieczka na szczyt o Rutkiewicz, Wielickim, Kukuczce i Kurtyce zdobyła dwie prestiżowe nagrody na festiwalach górskich w USA i Kanadzie. McDonald jest także autorką dwóch innych książek o Polakach: Alpejscy wojownicy i Kurtyka. Sztuka wolności. Być może to właśnie wtedy wydawcy pojęli, że mamy czym się chwalić, bo – jak napisała McDonald: Polska to jedyny kraj, w którym himalaizm jest sportem narodowym. Doszły do tego nowe polskie programy zdobywania szczytów w ekstremalnych warunkach: „K2 dla Polaków” czy „Polski Himalaizm Zimowy” oraz kolejne festiwale górskie, w tym te największe w Krakowie i Lądku-Zdroju, które przerodziły się z imprezy środowiskowej w cieszące się ogromną popularnością wydarzenia. Napędzane oczywiście nowościami wydawniczymi i marketingowym szumem, które robią większe wydawnictwa obracające większymi pieniędzmi. I tak się to koło toczy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki