Logo Przewdonik Katolicki

Oddech Wandy

Natalia Budzyńska
Fot. Materiały prasowe

Czy Wanda Rutkiewicz żyje? Jeśli tak, to ma dzisiaj 81 lat i przebywa w jednym z tybetańskich klasztorów. Film Ostatnia wyprawa to intymny portret tej niezwykłej kobiety.

Miała już na swoim koncie sześć ośmiotysięczników, kiedy w 1991 r. ogłosiła program „Karawana do marzeń”. Nie chodziło już jej o to, żeby kolejnych osiem zdobyć w taki sposób jak inni i być trzecią osobą mającą na koncie Koronę Himalajów. Nie wystarczało jej nawet to, że byłaby w tym gronie pierwszą kobietą na świecie. Wymyśliła coś trudniejszego, bo chciała być lepsza i od Messnera, i od Kukuczki, zrobić coś, czego nikt jeszcze nie dokonał. Zdobyć pozostałe osiem szczytów w ciągu kilkunastu miesięcy. Planowała wchodzić i schodzić, wchodzić i schodzić, od szczytu do szczytu, wykorzystując aklimatyzację, oszczędzając na wielokrotnych podróżach. Zrobiła listę, ale wiadomo, że nie da się wszystkiego aż tak dokładnie zaplanować, tym bardziej że była zależna od innych wypraw, do których się dołączała. Na pierwszy ogień poszło Czo Oju, szczyt zdobyła szybko i w solowej akcji. Nie minął miesiąc, gdy stanęła na szczycie Annapurny, na którą weszła trudną południową ścianą. Dopiero wiosną 1992 r. wybiera się na Kanczendzongę. Towarzyszy jej młody i niedoświadczony Arek Gąsienica-Józkowy, którego rozkłada choroba, dołącza znany jej Meksykanin Carlos Carsolio. Idą we dwoje, ale umawiają się, że są zdani na samych siebie. Kiedy on wraca ze szczytu, spotyka ją ukrytą w śnieżnej jamie na wysokości 8 tys. m n.p.m. Ona twierdzi, że przenocuje i spróbuje rano, on uważa, że nie ma prawa jej przekonywać, żeby schodziła. Nikt więcej już jej nie zobaczy, nie znaleziono także jej ciała. Jej matka nie wierzyła w jej śmierć, uparcie twierdziła, że jej córka uciekła od świata do klasztoru buddyjskiego. Wyznawców takiej wersji wydarzeń jest wielu. Kilka lat temu znaleźli się turyści, którzy uważali, że widzieli ją po tybetańskiej stronie gór. Temat ten postanowiła drążyć w swoim filmie dokumentalnym Eliza Kubarska, alpinistka i reżyserka. Więc: czy Wanda Rutkiewicz żyje?

Zagadka
Pomysł świetny, zwłaszcza że reżyserka otrzymuje od siostry Wandy Rutkiewicz materiały archiwalne, do których dostępu każdy biograf mógłby jej pozazdrościć. Kasety magnetofonowe, na których Wanda nagrywała swoje refleksje, przemyślenia, swego rodzaju dźwiękowy pamiętnik z podejścia pod górę. Zaledwie sprzed paru miesięcy przed jej ostatnią wyprawą. Słychać jej oddech, załamania głosu, dźwięki wokół. Chyba nie dałoby się bliżej do niej podejść, jak w tych chwilach. To absolutna intymność z człowiekiem, który postanawia przemyśleć swoje życie, swoje wybory i podjęte decyzje. „Ja żyję albo w czasie przeszłym, albo przyszłym. W drodze do niego” – mówi na przykład, tłumacząc, że nie może się zatrzymać, bo stanąć na szczycie to dla niej śmierć. Musi już mieć kolejny cel, i kolejny. Eliza Kubarska stara się odtworzyć „teraźniejszość” Wandy Rutkiewicz, czyli czas, który ją do Kanczendzongi doprowadził. Nie stawia jednak na rozwikłanie kryminalnej zagadki, choć początkowo może się wydawać, że ma wielką ochotę na dziennikarskie śledztwo. Kiedy w pierwszych scenach filmu do magazynu pełnego zakurzonych dokumentów z wypraw wprowadza ją Nepalczyk, pokazując sterty papierów, mamy wrażenie, że zaraz trafi na coś, co wprowadzi nas w zdumienie. Niestety nic z tego. Kolejne rozmowy, kolejne spotkania: a to z Szerpami, którzy pracowali przy wyprawie Wandy ponad dwadzieścia lat temu, a to z mniszkami i mnichami z miejscowych buddyjskich klasztorów, nie skutkują niczym konkretnym. Bo trudno ekscytować się czerwoną beczką, w której himalaistka trzymała swoje rzeczy podczas tej wyprawy, a która została w pewnej rodzinie Szerpów jako powyprawowa zdobycz. Albo lakonicznymi stwierdzeniami mniszek, że tak, w innych klasztorach mieszkają Europejki. Ale kiedy jedna z mniszek mówi o tym, że znalazła się w klasztorze z powodu załamania po śmierci męża i że życie poza światem, w tym środowisku, daje jej upragniony spokój, wiemy, że właśnie to jest odpowiedni kierunek poszukiwań.

Kontekst, czyli pobudki
Bo Wanda Rutkiewicz miała wiele powodów, by nie czuć się spokojna. Jej pokój mógł zostać zaburzony, a reżyserka pokazuje w swoim filmie, z czym zmagała się himalaistka w przedwyprawowym okresie. „To, co się ma, nabiera wartości wtedy, gdy można to utracić” – mówi na jednym z zachowanych nagrań. Po dwóch nieudanych małżeństwach zakochuje się i jest pewna, że teraz to jest właściwy wybór. Po tragicznej śmierci partnera i ukochanego (podczas wspólnej wyprawy na Gaszerbrum I) Wanda wpada na pomysł „Karawany do marzeń”. Idea szalona, którą niemiecka menadżerka wypraw Wandy tłumaczy reakcją na stratę. Strat, i to traumatycznych, doświadczała Wanda od dzieciństwa. Mówiła o tym sama, że żyje tylko dlatego, że siedmioletni chłopcy nie bawią się z pięcioletnimi dziewczynkami. Bo tylko dlatego nie znalazła się wraz ze swoim bratem w grupie dzieci bawiących się w pobliżu odnalezionego niewypału. Jej brat zginął. Gdy miała 29 lat, został zamordowany jej ojciec. Każdy psycholog powie, że takie graniczne, pełne przemocy wydarzenia mogą stanowić korzeń traumy, która nieprzepracowana odzywa się w dramatycznych okolicznościach. A ona jak mantrę powtarza w nagraniach wykorzystanych w filmie, że zostawiła w górach już trzydzieści osób.
A dlaczego idea „Karawany” jest szalona? Bo Wanda jest coraz starsza i coraz słabsza. Ma 48 lat, kiedy postanawia zdobyć osiem najwyższych szczytów Ziemi jeden za drugim. Jej partnerzy mówią, że jest wolniejsza, że podejmuje ryzykowne decyzje. W środowisku utarło się nawet powiedzenie „nie wandziuj”, co oznaczało ryzyko, którego się nie dostrzega. No właśnie, środowisko. Reżyserka sama jest alpinistką, więc środowisko polskich wspinaczy i himalaistów doskonale zna. Jako kobieta – i to kobieta odnosząca sukcesy – nie miała łatwo. W wydanych dotąd biografiach Wandy Rutkiewicz powraca zagadnienie jej relacji z czołowymi polskimi himalaistami. Była lubiana czy nie? Miała przecież „trudny charakter”, czyli nie była uległa, umiała postawić na swoim, nie dawała się stłamsić. Fragment filmu, w którym reżyserka rozmawia z Krzysztofem Wielickim o tym, co wydarzyło się podczas ataku na szczyt Annapurny w 1991 r., był dla mnie najmocniejszym momentem filmu. Na Annapurnę Rutkiewicz pojechała z polską wyprawą, ale zdobywała ją sama trudną południową trasą. Po jej powrocie ze szczytu dowiedziała się, że jej koledzy kwestionują ten fakt, właściwie nie mając na to dowodów. I na dodatek swoje wątpliwości puszczają w świat, oskarżając ją o kłamstwo. Wanda Rutkiewicz wygrywa – komisja uznaje zrobione przez nią zdjęcia ze szczytu. Wielicki całą tę sytuacje bagatelizuje, tak jakby oskarżenia jego i jego kolegów nie były niczym istotnym. Mówi nawet coś takiego: a czy to ważne? Przecież i tak była znana i szanowana. Mnie jego postawa szokuje.
Rutkiewicz, wyjeżdżając na Kanczendzongę, miała powiedzieć matce, że jeśli nie wróci, to znaczy, że ukryła się w jednym z klasztorów buddyjskich. Teoretycznie mogła to zrobić, przechodząc na drugą, tybetańską stronę szczytu. Reżyserka pyta, czy przeżywana przez nią trauma i odrzucenie oraz coraz dokuczliwiej odczuwana samotność mogły spowodować podjęcie takiej decyzji. Pyta o to swoich rozmówców, szuka śladów na miejscu. Carlos Carsolio, który widział ją jako ostatni, mówi do kamery, że jej relacje były zerwane i nie miała do czego wracać. Jeśli tak, to zrozumiały był jej upór w dążeniu do celu, decyzja o nocowaniu pod szczytem mimo braku sprzętu biwakowego, po to, by go jednak zdobyć, postawienie wszystkiego na jedną kartę, niezgoda na porażkę. A teoria z klasztorem? Naciągana. Informacja dla matki mogła być stworzona dla jej uspokojenia. Dlaczego nie dowiedzieliśmy się niczego o duchowości Wandy, o tym, czym był dla niej buddyzm, czy medytowała? Byłby to ciekawy argument. Jednak nie śledztwo i jego wyniki są najważniejsze w tym dokumencie, ale raczej poszukiwanie samej Wandy, osoby tak łatwo już zaklasyfikowanej i podsumowanej przez historię. Czy Kubarska ją odnalazła? Na pewno wskazała na jedną z dróg do niej prowadzącą.

---

Ostatnia wyprawa
reż. Eliza Kubarska
Polska, Szwajcaria, Nepal, Indie, Włochy, Austria 2024

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki