Logo Przewdonik Katolicki

Kiedy nie stać nas na wakacje

Angelika Szelągowska-Mironiuk
fot. Talva/Adobe Stock

Sytuacja ekonomiczna, która uniemożliwia nam wakacyjny wyjazd, konfrontuje nas z poczuciem bezradności. Spędzanie wakacji w domu powoduje u niektórych z nas także poczucie bycia przegranymi – bo przecież „wszyscy” zwiedzają świat, a my musimy odkładać pieniądze na inne cele.

Mój ulubiony wakacyjny mem to ten, który ukazuje różnicę między oczekiwaniami a tym, na co nas (odbiorców grafiki) stać. W jednej części mema widzimy okno samolotu i gęste, piękne chmury, zaś w drugiej – „okno” pralki pełnej ubrań i gęstą pianę. Brak możliwości wyjazdu na wakacje można oczywiście – czemu służą tego typu obrazki – obśmiać. Ale czasami zostanie w domu z powodu braku funduszy na wyjazd może być naprawdę przygnębiające.

Pozdrowienia z raju
Aby nabrać przekonania, że niemal wszyscy ludzie na świecie spędzają wakacje pod palmami lub eksplorują z plecakiem dzikie lasy oddalone od Polski o tysiące kilometrów, wystarczy w porze letniej spędzić kilkanaście minut na Instagramie albo stać się odbiorcą reklamy biura podróży. Media tradycyjne oraz społecznościowe od czerwca do sierpnia niejako bombardują nas zdjęciami i filmami przedstawiającymi uśmiechniętych i podekscytowanych ludzi w różnym wieku, którzy korzystając ze słońca, doskonałych połączeń lotniczych i zasobów własnych portfeli, spełniają swoje podróżnicze marzenia. Dodatkowo magia wakacyjnych zdjęć sprawia, że osoby na nich widniejące wydają się jakby młodsze, bardziej atrakcyjne i po prostu szczęśliwsze – być może efekt ten pozwala osiągnąć połączenie korzystnego oświetlenia i opalenizny, a może – odpowiedni filtr. Niezależnie od tego, co sprawia, że letnie zdjęcia bliższych i dalszych znajomych są tak „lśniące”, to dla osób, które z powodów finansowych nie mogą pozwolić sobie na wyjazd, bycie odbiorcą „pozdrowień z rajskiej wyspy” bywa bardzo trudne do zniesienia. Oglądając tego typu „pocztówki”, łatwo jest nabrać przekonania, że wakacje w domu spędzamy tylko my i ewentualnie garstka innych osób, którym „nie wyszło” w życiu. Nie musi nami kierować wyłącznie zazdrość – oglądając zdjęcia kogoś, kto korzysta z tego, za czym sami tęsknimy, łatwo jest wpaść w poczucie, że omija nas w życiu coś, co dla innych jest na wyciągnięcie ręki. Instagram i popularne programy o podróżach pokazują wakacyjne wojaże jako na ogół bezproblemowe, bezpieczne, a jeśli zaskakujące, to wyłącznie w pozytywny sposób. Jeśli takie widzenie rzeczywistości stanie się naszym udziałem, źródłem frustracji będzie nie tylko wakacyjne „uziemienie”, ale także gorycz poczucia „przegranej” na wielkiej letniej loterii.

Nie wszyscy jadą
Prawda o wakacyjnej rzeczywistości Polaków (i ludzi w ogóle) jest o wiele bardziej zniuansowana, niż sugerują media i foldery turystyczne. Owszem, statystyki pokazują, że większość Polaków w tym roku planuje wakacyjne wyjazdy, ale nie można powiedzieć, aby wszyscy nasi rodacy byli zdecydowani na letnie podróże. Z tych osób, które deklarują plany na wakacje, ponad jedna trzecia wyjedzie w sezonie letnim tylko raz (37 proc.), ale jedna czwarta planuje co najmniej dwa wyjazdy urlopowe. Z kolei co piąty respondent bądź nie planuje wyjeżdżać w ogóle, bądź zamierza w tym czasie korzystać jedynie z krótkich, jednodniowych wycieczek (https://turystyka.rp.pl/popularne-trendy/art40684291-plany-wakacyjne-polakow-kto-wybiera-kraj-a-kto-zagranice, dostęp: 21.06.2024).
Istotnych informacji dostarczają nam także statystyki dotyczące destynacji wakacyjnych podróży Polaków. Z tych zebranych w roku 2023 (które zapewne do dziś nie uległy znaczącym zmianom) dowiadujemy się, że większość z nas planuje urlop w kraju – deklaruje tak od 54 proc. do 64 proc. Wśród osób wypoczywających w kraju od lat najbardziej obleganym kierunkiem jest Bałtyk (27–37 proc.), nieco mniej osób decyduje się na urlop w górach (15–22 proc.) i na Mazurach (8–19 proc.) (https://www.infor.pl/prawo/nowosci-prawne/5786022,gdzie-polacy-spedza-wakacje-w-2023.html, dostęp: 21.06.2024).
Oznacza to, że po pierwsze: mniej więcej dwadzieścia procent rodaków w ogóle nie opuści na dłużej miejsca zamieszkania (i być może wiele osób z tej grupy doświadcza w związku z tym podobnych emocji, co my), a po drugie – naprawdę mało kto spędzi urlop, chłonąc egzotykę. Większość osób, które na wakacyjny wyjazd mogą sobie pozwolić, wybierze miejsca stosunkowo nieodległe od tych, w których na co dzień mieszkają. Dwa miesiące spędzone na all inclusive w ciepłych krajach nie są więc normą, do której z różnych powodów nie możemy „doskoczyć” – są ekonomicznym przywilejem, rarytasem, do którego dostęp ma nieliczna grupa naszych rodaków. Istnieją także, o czym łatwo zapominamy, osoby, które po prostu nie lubią dalekich wyjazdów albo które w danym momencie życia rezygnują z nich, choć teoretycznie mogłyby sobie na nie pozwolić – należą do nich niektóre osoby w spektrum autyzmu, przywiązane do swojej codziennej rutyny albo rodzice bardzo małych dzieci, którzy wiedzą, że nie czuliby się pewnie z maluchem w nowym, nieznanym miejscu. To, czy dana osoba planuje wakacje wyjazdowe, czy stacjonarne (czy w ogóle z uwagi na kwestie finansowe nie może wziąć wolnego), jest zależne od mnóstwa czynników: sytuacji rodzinnej, układu sił na rynku, a nawet specyfiki działania własnego układu nerwowego.

Nie wystarczy wcześniej wstawać
Sytuacja ekonomiczna, która uniemożliwia nam wakacyjny wyjazd, konfrontuje nas z poczuciem bezradności. Niewygodnie jest mierzyć się ze świadomością, że nie wszystko od nas zależy i że nawet jeśli będziemy wcześniej wstawać i zrezygnujemy z kawy na mieście, co doradzają niektórzy finansowi coache, nie będziemy mogli polecieć w tym roku na wczasy swoich marzeń. Spędzanie wakacji w domu powoduje u niektórych z nas także poczucie bycia przegranymi – bo przecież „wszyscy” (co, jak wspomniałam, nie jest prawdą!) zwiedzają świat, podczas gdy my musimy odkładać pieniądze na inne cele. Osoby będące rodzicami w tego typu sytuacjach nierzadko mierzą się także z poczuciem winy względem własnych dzieci – współczesny rodzic ma bowiem głęboko wdrukowane, że jeśli nie zapewnia swojemu dziecku wszystkiego, co wspomaga jego rozwój (czyli także np. dalekich podróży), to znaczy, że zawodzi swoje potomstwo. A także – o czym piszą czasami anonimowo użytkowniczki forów dla matek – że w „starciu” z innymi, bardziej zaradnymi i zamożnymi rodzinami wypadają blado, a ich latorośle prowadzą nudne, nijakie życie. Podróżowanie jest dla nas współcześnie czymś więcej niż przepustką do odpoczynku na ciepłym piasku lub do hartowania ciała i ducha na górskim szlaku. Częstotliwość i zasięg podróży stały się jednym z wyznaczników przynależności klasowej, oznaką prestiżu i przedsiębiorczości. Hasło „inwestuj we wspomnienia, a nie w rzeczy” zostało przez naszą generację przekute w dążenie do meldowania się w coraz bardziej niedostępnych, egzotycznych miejscach. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że w obliczu dewaluacji znaczenia tytułu magistra to właśnie wiele odbytych podróży do niebanalnych miejsc bywa odczytywane jako oznaka mądrości, „obycia” i światowości. W wielu kręgach (nie tylko celebryckich!) zupełnie niekontrowersyjne jest przyznanie, że nie zależy nam na zdobyciu wyższego wykształcenia, ale już konstatacja, że nie lubi się podróżować i nie chce się tego robić, może wywołać zdziwienie i lawinę argumentów mających przekonać nas do zmiany zdania („przecież podróże kształcą!”). Emocje, które pojawiają się w nas, gdy mimo głębokiego pragnienia nie możemy pozwolić sobie na wyprawę, stanowią dla nas ważny komunikat: pokazują nam, za czym tęsknimy, ale też jak daleko – w subiektywnym pojmowaniu – znajdujemy się od „ideału” sprytnego człowieka sukcesu. Po części marzymy również – jako istoty społeczne i zawsze w jakimś stopniu konformistyczne – o byciu postrzeganymi jako osoby mądre i posiadające wiedzę o otaczającym nas świecie. Nie ma niczego złego w doświadczaniu różnych uczuć – także tych nieprzyjemnych – jednak taka surowa ocena siebie zwykle nie jest adekwatna. To, że w tym roku nie polecimy na Malediwy, oznacza de facto, że musimy znaleźć inny sposób na spędzenie wakacji, a nie, że nasz intelekt jest niski, a nasze życie – bezwartościowe.

Budżetowe przygody
Czy niemożność wyjazdu do Portugalii lub na Bali automatycznie oznacza, że czas wakacyjny musi być miałki i nudny? Bynajmniej! I nie jest to wcale „pocieszactwo” ani zakłamywanie rzeczywistości. Mamy prawo do żalu i smutku z powodu nie najlepszej kondycji finansowej – i te emocje, jeśli się w nas pojawiają, zdrowo jest przeżyć świadomie i „do końca”, czyli przed nimi nie uciekać. Jednak następnym krokiem może być nie tyle zamknięcie się w czterech ścianach w towarzystwie laptopa lub telewizji, ile przeprowadzenie researchu: jakie atrakcje (darmowe lub po prostu niedrogie) oferuje nasze miasto, gmina albo lokalne stowarzyszenia. Co dzieje się na głównym rynku miasta, a co w parkach. Jeśli mieszkamy w pobliżu zbiornika wodnego, może uda się nam wypożyczyć kajaki i skorzystać z tych elementów naturalnych, które zwykle mijamy tylko w drodze do biura. A może dwa tygodnie urlopu wykorzystamy na zadbanie o swoje zdrowie i codzienne wycieczki rowerowe, długie marsze albo wizyty na basenie i przygotowywanie odżywczego jedzenia dla siebie i rodziny. Może ciekawą opcją byłoby przeczytanie literackich nowości na własnym tarasie lub podwórku? Wielu z nas ma też „zaległości towarzyskie” – kiedy pracujemy, trudniej jest zorganizować dłuższe spotkanie ze znajomymi – podczas urlopu pojawia się na to przestrzeń. Jeśli natomiast sprawy ułożyły się tak, że nie możemy w tym roku wziąć wolnego, bo np. dopiero co rozpoczynamy własną działalność albo mamy zobowiązania do spłacenia, warto pomyśleć wcześniej o tym, jak będziemy spędzać czas po pracy – warto zaplanować go tak, aby różnił się od naszego standardowego rozkładu dnia. Nie mam tu na myśli przeprowadzania „tradycyjnego, polskiego” remontu, ale to, by czas po pracy zawierał dynamiczne spacery po pobliskich parkach, spotkania ze znajomymi czy nawet elementy domowego SPA. Nie tylko z dala od domu można zrealizować plany aktywnego wypoczynku i zadbania o własny dobrostan. Co więcej – naprawdę nie jesteśmy jedynymi osobami, które w danej chwili nie mogą pozwolić sobie na egzotyczną wyprawę. Piękne kadry z Instagrama albo opowieści celebrytów o ich cudownych wojażach prezentowane w telewizji śniadaniowej to tylko niewielki wycinek rzeczywistości. Nie, nie wspominam o tym, by karmić frustrację i promować myślenie „tylko wybranych stać na podróże”. Rzecz w tym, że skoro wielu z nas nie poleci w tym roku na rajską wyspę ani nie opłynie wycieczkowcem kuli ziemskiej, to znaczy, że możemy wspólnie zaplanować budżetowe, możliwe do zrealizowania aktywności.
Nierzadko wspomnienia z pikniku nad okolicznym stawem lub przydomowego ogniska, przy którym śpiewaliśmy z przyjaciółmi na całe gardło, są trwalsze i bardziej „magiczne” niż reminiscencje z pobytu nad błękitnymi morzami.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki