Logo Przewdonik Katolicki

Antypolskie kłamstwo

Jacek Borkowicz
Zajęcie Charkowa przez Armię Ochotniczą gen. Denikina, 1918 r. | fot. Fine Art Images/East News

Kłamstwo dotyczące polskiego sprawstwa pogromu żytomierskich Żydów w 1920 r. zostało sprokurowane już sto lat temu przez sowiecką propagandę. Na długo zakorzeniło się w naszej świadomości, nabierali się na nie nawet poważni historycy. Najwyższa pora je odkłamać.

W wydaniu „Przewodnika Katolickiego” z 23 czerwca Agnieszka Kostuch, omawiając w artykule Człowiek w trybach historii biografię Izaaka Babla pióra Aleksandra Kaczorowskiego, ocenia twórczość bohatera tej książki: „Ale te opisy to też unikalne świadectwo świata, który przestał istnieć na skutek pogromów Polaków, czystek Stalina i Holokaustu”. Na poparcie tej tezy dalej cytuje autora: „żytomierscy Żydzi w czerwcu [1920 r.] padli ofiarą […] dwóch pogromów; sprawcami pierwszego byli Polacy, drugiego Kozacy, którzy odbili miasto. […] taki przebieg wypadków nie był wyjątkiem, tylko regułą”. Niestety tak ujęte uogólnienia po raz kolejny powielają dezinformację, u której źródeł leży kłamstwo. W tym przypadku kłamstwo antypolskie, sprokurowane już sto lat temu przez sowiecką propagandę. Trudno tutaj winić Agnieszkę Kostuch, a także samego Aleksandra Kaczorowskiego, skoro na kłamstwo, tak długo zakorzenione w naszej świadomości, nabierali się przed nimi nawet poważni historycy. Ale też dlatego najwyższa pora je odkłamać.

Nie był świadkiem
Zacznijmy od źródła. „Pogrom w Żytomierzu, dokonany przez Polaków, potem, oczywiście, przez Kozaków. Po zjawieniu się naszych czołowych oddziałów Polacy weszli do miasta na trzy dni, pogrom żydowski, obrzynali brody, jak zwykle, zebrali na rynku 45 Żydów, zagonili ich do rzeźni, tortury, obcinanie języków, wrzaski na cały plac. Podpalili sześć domów, dom Koniuchowskiego na Katedralnej – oglądam, kto ratował, to go z cekaemu, dozorcę, któremu matka zrzuciła z płonącego okna niemowlę na ręce – zadźgali, ksiądz przystawił do tylnej ściany drabinę, w ten sposób się ratowali” – zapisał Izaak Babel, wówczas ochotnik w Armii Konnej Budionnego, pod datą 3 lipca 1920 r. Ten fragment figuruje w polskim tłumaczeniu Dziennika 1920, które ukazało się w 1999 r. w przekładzie Grażyny Jenczelewskiej. Jerzy Pomianowski, którego tłumaczenie wydano dziewięć lat wcześniej, pisze jednak, że w oryginalnym, pisanym ołówkiem brulionie dziennika Babla brak jest stron opisujących okres między 7 czerwca a 11 lipca. Na potrzeby artykułu publicystycznego nie jestem w stanie przeprowadzić teraz studiów filologicznych, ale wydaje się, że powyższy fragment Babel dopisał znacznie później, z pamięci. A zapamiętał relację Żydów mówiących mu o wydarzeniu sprzed trzech tygodni, której bynajmniej nie był świadkiem.
Nie mam powodu zarzucać kłamstwa samemu Bablowi. Jego Dziennik 1920 jest wstrząsającym, bo notowanym przeważnie na żywo zapisem okrucieństwa wojny. Z jego powodu autora prześladowano w Sowietach, a w końcu – także z powodu Dziennika – zamordowano w 1940 r. Jednak już na pierwszy rzut oka widać, że zapis z Żytomierza jest tyleż sugestywny, co chaotyczny. Spróbujmy rozwikłać fakty.
Polacy zdobyli miasto 26 kwietnia 1920 r. w pierwszej fazie kampanii kijowskiej. Żadnego pogromu wtedy nie dokonano, choć z pewnością zdarzały się grabieże. Sytuacja zaogniła się jednak 6 czerwca, kiedy to pod Żytomierz, w ramach bolszewickiej kontrofensywy, podeszły oddziały sowieckie. Miasta jednak nie zajęły, dlatego po trzech dniach wrócili tam Polacy, a raczej grupa polskich oficerów z 250-osobowym oddziałem sprzymierzonych Kozaków. Cytowane wypadki – trudno dzisiaj powiedzieć, na ile opowiedziane rzetelnie, na ile zaś podkoloryzowane – musiały się zatem rozegrać podczas owych „trzech dni”, to znaczy między 9 a 12 czerwca, kiedy to strona polska ostatecznie opuściła Żytomierz pod naporem bolszewickiej ofensywy.
Co się wtedy stało – właściwie nie wiemy. Wszelkie dostępne opracowania, także żydowskie, milczą na temat pogromu, co jest sytuacją nietypową, zważywszy dokładność żydowskich historyków w notowaniu wszelkich antysemickich wystąpień. Mowa jest tylko o „prześladowaniach” żytomierskich Żydów przez Polaków. Zapis Babla pozostaje więc właściwie jedynym śladem tego, że „coś” krwawego wówczas się wydarzyło. Mamy jeszcze notatkę szefa policji Abbariusa, który cytuje nieznanego z nazwiska „polskiego pułkownika”, jaki z żalem mówił do delegacji Żydów już po wydarzeniach: „Przyszliśmy was wyzwolić od bolszewickiego jarzma, a wy nam zapłaciliście kulą w plecy!”. Wszystko więc wskazuje na to, że w Żytomierzu wystąpił schemat znany z opisu Babla z 7 sierpnia z Beresteczka. Podając przykłady polskich okrucieństw, pisarz puentuje: „wszystko dlatego, że ktoś strzelał do polskiego oficera”.

Głównym celem oszczerstwa – wolna Ukraina
Istotny jest kontekst całej tej historii. Pogromy dokonane przez Polaków, a raczej przez Kozaków służących w wojsku polskim jako sojusznicy (bo Kozacy walczyli wówczas po wszystkich stronach tej skomplikowanej wojny), nie były w żadnym wypadku „regułą”, jak pisze Kaczorowski. Tym bardziej nie można – co uczyniła Kostuch – zestawiać Polaków na równi ze Stalinem i Hitlerem, jako sprawców zagłady ukraińskich Żydów.
Jednak powiedzmy już na początku, że „polskie sprawstwo” jest tutaj zaledwie elementem szeroko zakrojonej sowieckiej kampanii propagandowej, której celem było przede wszystkim zdyskredytowanie ukraińskiego ruchu niepodległościowego. Zgodnie z jej tezą pogromów na Ukrainie w latach 1919–1920 – pogromów w rzeczy samej straszliwych, gdyż zginęło w nich od 150 do 250 tys. Żydów – dokonały w pierwszym rzędzie, jeżeli nie wyłącznie, wojska Ukraińskiej Republiki Ludowej Symona Petlury. Tego samego, który w 1920 r. sprzymierzył się z Piłsudskim w walce z czerwoną Rosją. Propaganda ta okazała się skuteczna. Gdy w 1926 r. przebywającego na emigracji Petlurę zastrzelił Szolem Szwarcbard, wstawiły się za nim czołowe „autorytety moralne” świata, zaś francuski sąd uniewinnił go jako działającego w akcie usprawiedliwionej zemsty. Tymczasem morderca Petlury żadnym mścicielem nie był, wszystko wskazuje, że działał na zlecenie sowieckiej policji politycznej.
Dopiero w ostatnich dekadach historycy doszli do wniosku, że pierwszym i niekwestionowanym sprawcą rzezi dokonanej na ukraińskich Żydach byli biali Rosjanie Denikina. Dopiero w drugiej kolejności ofiarami pogromów padli Żydzi pod władzą petlurowskiej Ukrainy. Ale pogromów tych Petlura bynajmniej nie inspirował, przeciwnie, usiłował pociągnąć do odpowiedzialności ich sprawców. W warunkach totalnej anarchii nie panował bowiem nad większością własnych oddziałów. Denikinowcy natomiast do prześladowania Żydów, „wrogów Rosji”, wprost zachęcali.
Wielkim nieobecnym na tej liście hańby są natomiast czerwoni – Rosjanie i Ukraińcy. To ich wojska wymordowały znaczącą część ogólnej puli żydowskich ofiar. Ten fakt, jak można się domyślić, był jednym z kilku, lecz niewątpliwie znaczącym powodem sowieckiej kampanii antypetlurowskiego kłamstwa. O tym wszystkim pisałem obszernie w „Plusie Minusie” z 11–12 maja tego roku.

Polskie wojsko wyróżniło się na plus
Wróćmy do „sprawy polskiej” w tym ponurym wątku. Otóż na tle całej panoramy krwawego chaosu, którego ofiarą stały się setki tysięcy ukraińskich Żydów, sytuacja ich rodaków pod polską okupacją wiosny-lata 1920 mogła jawić się jako oaza relatywnego spokoju. Powtarzam: relatywnego! Incydenty przemocy, włącznie z pogromami (Żytomierz, Berdyczów, miasteczko Kalus nad Dniestrem) niewątpliwie miały miejsce, były jednak wyłącznie incydentami, w żadnym wypadku nie stanowiąc „reguły”. Oczywiście były to incydenty haniebne, lecz pamiętajmy też o tym, że haniebną listę pogromów, i to właśnie w sposób „regularny”, sporządził na Ukrainie kto inny: biali i czerwoni Rosjanie oraz różni watażkowie, którzy czynili to na konto Symona Petlury. Wobec tej niechlubnej „normy” wypadałoby wojsko polskie, generalnie, pochwalić. Bo Polacy – z podanymi wyżej wyjątkami – wyróżniali się od innych stron tej wojny tym, że Żydów nie gromili.
Dowodem tego jest 600 tys. Żydów, głównie ukraińskich, którzy po 1920 r. znaleźli schronienie w Polsce. A uszli w dużej mierze przed okrucieństwami Armii Czerwonej. Gdy w sejmie toczyła się dyskusja nad możliwością nadania im polskiego obywatelstwa, sprawę rozstrzygnął marszałek Piłsudski: „Polski nie stać na obywateli drugiej kategorii”. I żydowscy uchodźcy polskie obywatelstwo dostali.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki