Czasem wzdychamy do czasów Jezusa. Bo przecież gdybyśmy żyli w Jego czasach, wszystko byłoby prostsze. Spotkalibyśmy Jezusa, a to rozwiązałoby nasze problemy. W związku z tym, jeśli tylko możemy, jeździmy do Ziemi Świętej albo uczymy się języków, którymi posługiwał się Jezus. By wypowiedziane przez Niego słowa usłyszeć w języku i w miejscach, w których zostały wypowiedziane. To przecież musi podziałać.
Przywołana Ewangelia wyprowadza nas ze złudzeń. Takie zabiegi wcale nie muszą podziałać. Bliskość Jezusa nie pomogła ani Judaszowi, ani Piotrowi nie zdradzić Go.
A oglądanie widoków, które widział Jezus, nie przeszkadza żydom pozostawać żydami, a muzułmanom muzułmanami. Czasami wręcz można odnieść wrażenie, że im bliżej, tym dalej. Trochę jak ze sługą, który przestaje szanować swojego pana, bo widząc go w kalesonach, jest przekonany, że wie o nim wszystko.
Paradoksalnie jednak właśnie na tym polega niezwykłość Ewangelii i historii Jezusa. Tylko prawdziwy Bóg, który jest nieogarniony i nieskończony, może sobie pozwolić na to, by wyrazić prawdę o sobie przez życie cieśli należącego do rodziny tak bardzo ludzkiej, że jej sąsiedzi nie są w stanie dostrzec nic poza jej zwyczajnością.
Ważne jednak, by to rozumowanie potrafić także odwrócić. Jeśli bowiem właśnie w taki sposób – tak bardzo u swych początków zwyczajny – Bóg do nas przychodzi, to może po to, byśmy zrozumieli, że to, co naprawdę wielkie, jest do odnalezienia w życiu każdego cieśli, każdego człowieka. Że nasza codzienność jest niecodzienna. W życiu każdego z nas – tak jak w życiu cieśli z Nazaretu – wcale nie tylko na poziomie tego, co nadzwyczajne, ale już w tym wszystkim, co szare i codzienne, możemy odnaleźć ślad Bożej obecności i cząstkę Bożego życia.
To przecież chyba nie przez przypadek o Bogu Trójjedynym myślimy i mówimy, odwołując się do rodzenia, wypowiadania Słowa (Ojciec „rodzi” Syna, „wypowiada” Go) i oddychania (Ojciec i Syn „tchną” Ducha), a najważniejszym sakramentem jest Eucharystia, która wiąże się z jedzeniem. Kochając, mówiąc, oddychając, jedząc – człowiek jest już zanurzony w doświadczenia, które są niezwykłe, są odblaskiem Bożego życia i mogą nas do Boga prowadzić.