Przez socjologów NLP sklasyfikowane zostało jako quasi-religia należąca do ruchów New Age lub Human Potential Movements. Jednakże bywa zachwalane jako wartościowa forma sprzyjająca rozwojowi i niesprzeczna z katolickim światopoglądem. Dlatego warto mu się przyjrzeć bliżej.
Narracja, która porywa wyobraźnię
Ojcami założycielami NLP są John Grinder i Richard Bandler. Stworzona przez nich nazwa koncepcji sugeruje, że jest oparta na wiedzy o neurologii mózgu człowieka. Jednak to błędne wyobrażenie. Jak twierdzi sam Grinder, wspominając początki: „Na przykład uważam, że bardzo przydatne było to, że żaden z nas nie miał kwalifikacji w dziedzinie, którą początkowo się zajęliśmy – psychologii, a w szczególności jej zastosowaniach terapeutycznych; jest to jeden z warunków, które Kuhn zidentyfikował w swoim historycznym badaniu zmian paradygmatów” (Interview with John Grinder PhD, co-creator of NLP, 1996).
Jakie są tego konsekwencje? Dla przykładu: według NLP możemy wnioskować o tym, czy rozmówca kłamie, czy mówi prawdę po tym, w którą stronę kieruje wzrok (w górę i prawo lub w górę i w lewo). Dlaczego? Ponieważ kierujemy wzrok w stronę ośrodków mózgowych odpowiedzialnych za wyobraźnię lub wzrok. Brzmi naukowo? Jednak badania nad mózgiem człowieka pokazują, że nie istnieje jeden konkretny, punktowy ośrodek odpowiedzialny za pamięć ani za wzrok, ani za wyobraźnię. A nawet gdyby istniał, nie ma powodu, dla którego mielibyśmy kierować wzrok w stronę tej części mózgu. To nie książki w bibliotece, po które sięgamy ręką.
To, co niewątpliwie udało się Grinderowi i Bandlerowi, to stworzenie porywającej wyobraźnię narracji. Obiecują proste rozwiązanie każdego praktycznie życiowego problemu. Obiecują też, że można, kopiując zachowania ludzi, przejąć ich zdolność odnoszenia sukcesu (założenie: „Jeśli jedna osoba może coś zrobić, każdy może się tego nauczyć”). Wystarczy jednak odrobina krytycznego myślenia, by zdać sobie sprawę, że nawet dokładnie kopiując zachowania na przykład miliardera Elona Muska, nie staniemy się miliarderami. A jednak magia NLP urzeka niektórych ludzi.
Czy ludzie odnoszą korzyści z NLP?
Choć niewątpliwie wiele osób nie tylko wychwala techniki NLP, lecz utrzymuje, iż radykalnie zmieniły ich życie na lepsze, jest to subiektywna ocena. Na przykład przekonanie o zdolności wpływania na ludzi poprzez bezpośrednie odwoływanie się do podświadomości jest bezpodstawne. Nie można nauczyć się np. „rozmawiania bezpośrednio z nieświadomym umysłem” i dokonywania manipulacji sposobu myślenia rozmówcy za pomocą odpowiednio sformułowanych wyrażeń.
Podam konkretny przykład. Jedną z technik NLP są tzw. presupozycje, czyli zdania, których część trzeba z góry uznać za prawdziwą, by w ogóle je przetworzyć, zrozumieć, a tym bardziej np. odpowiedzieć na zadane pytanie. Chociażby takie jak: „Po tym, jak już podpiszemy umowę, czy woli pan, by ją wysłać mailem, czy pocztą tradycyjną?”. Aby odpowiedzieć na pytanie, trzeba przyjąć, że umowę podpiszemy. Teoretycznie powinno świetnie działać.
Jednak nawet osobie nieobeznanej z tą konkretną techniką manipulacji coś w tym zdaniu nie brzmi, a wystarczy tę konstrukcję znać, by ją łatwo rozpoznać i odrzucić jako manipulację (w tym konkretnym przypadku mającą nas nakłonić do podpisania niekoniecznie korzystnej umowy). Innymi słowy, choć techniki wpływu NLP stosowane przez osobę pozbawioną hamulców moralnych i generalnie dobrą w zdobywaniu zaufania mogą rzeczywiście skłonić kogoś do podjęcia decyzji zgodnej z interesem manipulującego, pozostaje poczucie wykorzystania. Rozważenie na nowo racjonalnych za i przeciw podjętej decyzji doprowadzi ofiarę do rozpoznania, że zostało się oszukanym.
I to jest realne zagrożenie – NLP pokazuje cały system technik manipulacji ludźmi, który stosowany kompleksowo i wprawnie może być w pewnym zakresie, wobec pewnych ludzi skuteczny.
Nie ma błędów, są tylko doświadczenia
Jednym z kluczowych, niemożliwych do zaakceptowania przez chrześcijanina założeń NLP jest odrzucenie obiektywnego dobra i zła. Według NLP człowiek nigdy nie jest w stanie popełnić zła. Zawsze dokonuje wyboru, który był w danym momencie życia najlepszy. „Nie ma błędów, są tylko doświadczenia” – to dobrze brzmiące hasło.
Teoretycznie takie założenie mogłoby pomóc np. osobie uwikłanej w toksyczne poczucie winy, zamartwiającej się domniemanym, wciąż na nowo czynionym złem w uzyskaniu większego spokoju. W praktyce może służyć usprawiedliwieniu każdego, najbardziej zwyrodniałego przestępstwa, jakie jest możliwe. Najlepszym tego przykładem jest historia samego „ojca” NLP. Bandler został oskarżony o zamordowanie kobiety i choć uniknął więzienia, warto przyjrzeć się, jak tego dokonał.
3 listopada 1986 r. została zamordowana Corine Christensen, narkomanka. Zastrzelono ją z rewolweru i zdecydowanie nie było to samobójstwo. Śmierć nastąpiła pod koniec całonocnej imprezy alkoholowo-kokainowej, w której brały udział trzy tylko osoby: ofiara i dwóch mężczyzn. Tylko te dwie osoby mogły ją zamordować: jej były chłopak, James Marino, przyznający się do handlu kokainą i skazany za włamanie, lub Richard Bandler, przyjaźniący się z Marino. Około 12 godzin później terapeuta został aresztowany i oskarżony o morderstwo.
Obrona Bandlera polegała po prostu na utrzymywaniu, że to Marino zabił Christensen, a nie on. Skądinąd wiadomo było, że Bandler używa prawdziwej broni podczas sesji NLP w celu wywołania dramatycznych zmian psychologicznych u klientów. Technika ta została później odzwierciedlona przez Hollywood w filmie Fight Club, w którym Brad Pitt grozi bronią pracownikowi stacji benzynowej, krzycząc, że go zabije, jeśli nie będzie realizował swoich marzeń w życiu. Oznacza to, że Bandler nie tylko posiadał broń, lecz wykorzystywał ją w praktyce zawodowej. Jest zatem możliwe, że próbował wykorzystać tę metodę, by pomóc Marino odzyskać jego byłą dziewczynę, jednak broń wypaliła. Równie prawdopodobne jest, że po prostu zabił ją pod wpływem upojenia narkotyczno-alkoholowego. Lub że zrobił to Marino. Niezależnie od tego, jaka była prawda, Bandler został uniewinniony, a historia została szybko pogrzebana.
Sędziowie oparli się na prawie głoszącym, że nie można skazać podejrzanego, jeśli istnieją jakiekolwiek wątpliwości co do jego winy. Dodajmy, że drugi potencjalny sprawca zbrodni, James Marino, również został uniewinniony, choć zgodnie z dochodzeniem z całą pewnością jeden z nich dwóch zamordował Christensen. „Nie ma błędów, są tylko doświadczenia” w praktyce.
Naukowe podstawy?
Organizacje promujące NLP i próbujące podkreślać naukowość tego podejścia przytaczają wiele artykułów psychologicznych mających to udowadniać. Dlatego warto zapoznać się z opublikowanym w roku 2006 artykułem Tomasza Witkowskiego, który przeanalizował te badania, dochodząc do konkluzji, iż brakuje dowodów na naukowe podstawy tej koncepcji (Teoria i praktyka NLP w oczach psychologa społecznego, NAUKA 4/2006, s. 55–71).
W artykule Witkowski zwraca uwagę na kolejny problem: „Uczestnicy kursów lub terapii NLP bardzo często mówią o doświadczeniach, które zadziwiająco dobrze pasują do pewnej check-listy stworzonej przez stowarzyszenie rodziców ofiar sekt religijnych dla dzieci zafascynowanych nowymi grupami” i konkluduje, że choć przytaczana przez niego lista punktów manipulacji charakterystycznych dla sekt została stworzona na potrzeby rodziców chroniących swe dzieci, również osoba dorosła powinna wykazywać ostrożność, jeśli jakakolwiek grupa, do której należy, wykazuje te cechy. Oczywiście Tomasz Witkowski nie jest jedynym krytykiem. Jak już wcześniej pisałam – NLP jest zaliczane do ruchów pseudoreligijnych.
Praktyka NLP
Warto podkreślić, że NLP nie jest jednorodnym tworem. Problemy zaczęły się już w latach 80. od sporu prawnego między Bandlerem a Grinderem o to, kto ma prawo do tej koncepcji. W chwili obecnej brakuje jednorodnego standardu posługiwania się programowaniem neurolingwistycznym. W rezultacie nazwa NLP jest domeną publiczną, co zaowocowało licznymi organizacjami „certyfikującymi”. A zatem, jeżeli ktoś zacznie samodzielnie szukać informacji na ten temat w internecie, szybko odkryje choćby wiele kursów NLP obiecujących, jak uwieść każdą kobietę. Problem braku standardów został ujawniony w groteskowy sposób w roku 2009 prowokacją dziennikarską, w której dziennikarzowi udało się zarejestrować swojego kota jako terapeutę w British Board of Neuro Linguistic Programming.
Na zakończenie dodam, że w czasie studiów psychologicznych na UAM w latach 90. programowanie neurolingwistyczne było częścią curriculum. Dodawało to koncepcji powagi naukowości. Same zajęcia były interesujące i wydawały się wówczas wręcz bardzo praktyczne. Jako studentka nie byłam w stanie poprawnie tego oszacować. A jednak już wtedy pewne zabiegi wydawały mi się z gatunku bliższego czarowaniu niż nauce – np. kotwiczenie nastrojów, czyli założenie, że można dobry nastrój skojarzyć z jakimś gestem, tak że późniejsze wykonanie tego gestu automatycznie wywoła ten nastrój.
Być może w pewnych warunkach to, jak NLP tłumaczy funkcjonowanie świata, może komuś zaburzonemu pomóc ułożyć sobie w wyobraźni chaos, którego doświadcza, uporządkować go i pomóc w uzyskaniu poczucia kontroli. A zatem ma potencjalny walor terapeutyczny. Jednak kluczowe założenie o tym, że nie ma dobra i zła, są tylko doświadczenia, sprawia, że konsekwentne stosowanie NLP w życiu może być groźne.