Pandemia obnażyła jednak słabość polskiej ochrony zdrowia w sposób niezwykle bolesny. Brak miejsc w szpitalach, tworzenie prowizorycznych placówek nawet w obiektach sportowych i przede wszystkim około 250 tys. nadmiarowych zgonów były szokujące, więc wydawało się, że jawne lekceważenie tego obszaru polityki publicznej już nie wróci. Niestety wzburzenie trwało chwilę i dzisiaj właściwie mało kto o tym pamięta.
W tym roku niedofinansowanie ochrony zdrowia znów jednak o sobie przypomina w formie problemów z zapłatą za usługi i braku płynności finansowej placówek zdrowotnych. Niestety wiele wskazuje na to, że to dopiero przygrywka do prawdziwych problemów, które pojawią się w ciągu kilku najbliższych lat.
Pusta szpitalna kasa
Wiosną przez kraj przebiegła fala informacji o problemach finansowych placówek ochrony zdrowia. Kolejne szpitale zaczęły informować o poślizgach w otrzymaniu pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia. Chodziło głównie o wykonanie usług nielimitowanych oraz realizację tak zwanych nadwykonań, czyli świadczeń wykraczających poza umowę placówki z NFZ. W maju odbyło się spotkanie Zarządu Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych (OZPSP) z minister zdrowia Izabelą Leszczyną i prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia Filipem Nowakiem. Głównym tematem była kwestia wynagrodzeń w ochronie zdrowia, jednak rozmawiano również o problemach z przelewami z NFZ. Według informacji OZPSP w części województw szpitalom wciąż nie wypłacono pieniędzy za świadczenia nielimitowane.
„My już kredytujemy NFZ, nie może być dodatkowo takiej sytuacji, że nie otrzymujemy środków za wykonane świadczenia nielimitowane. Jeśli taka sytuacja się utrzyma, szpitale, które są i tak w trudnej sytuacji, stracą płynność finansową” – mówił prezes OZPSP Waldemar Malinowski. Według danych ministerstwa na koniec tego roku zadłużenie szpitali w całym kraju może wynieść nawet 22 mld zł.
Sprawa stała się głośna dopiero wtedy, gdy konkretne szpitale zaczęły mieć problemy z regulowaniem własnych płatności. Jedną z takich placówek był szpital w Żywcu, który wynagrodzenia za maj musiał wypłacić w ratach. Główną przyczyną były właśnie poślizgi w płatnościach z NFZ. Z tego samego powodu Szpital Śląski w Cieszynie musiał zaciągnąć kredyt.
Na początku minister finansów Andrzej Domański w Polsat News zapewnił, że ministerstwo przekazało obligacje skarbowe w celu sfinansowania świadczeń nielimitowanych. Przepytywana w tej samej stacji minister Izabela Leszczyna przyznała, że w pięciu województwach są „niewielkie” problemy z pieniędzmi dla szpitali. Zapewniła o zwiększeniu dotacji z budżetu dla NFZ o 2 mld zł. „Nie jest tak, że w NFZ nie mamy pieniędzy. Chcę wszystkich uspokoić, szpitale pracują, to wszystko, co jest nielimitowane, się odbywa” – stwierdziła Leszczyna.
Największe problemy z płatnościami zanotowano w województwach mazowieckim, lubelskim i śląskim – między innymi w Górnośląskim Centrum Medycznym w Katowicach.
Zwijanie sieci szpitali
Pomysł na rozwiązanie problemów z polską ochroną zdrowia, jaki zaprezentował rząd, nie jest specjalnie oryginalny. Opiera się głównie na ograniczaniu sieci szpitali, nazywanym oficjalnie restrukturyzacją. Według przedstawionych przez Ministerstwo Zdrowia projektów ustaw szpitale czeka konsolidacja, czyli prawdopodobnie likwidacja części mniejszych placówek. Według zapowiedzi rządu chodzi o racjonalizację kosztów oraz zasobów kadrowych, które są rozłożone nieefektywnie do potrzeb. Jedną z najważniejszych zmian byłoby umożliwienie prowadzenia szpitali nie tylko przez pojedyncze samorządy, ale też przez ich związki. W ten sposób w poszczególnych powiatach mogłyby zniknąć jeśli nie całe placówki, to przynajmniej poszczególne oddziały specjalistyczne.
Konieczność reformy sieci szpitali nie jest jednak szczególnie kontrowersyjna. Jest faktem, że potrzeby zdrowotne społeczeństwa się zmieniają. Prowincja się wyludnia, za to ludzie ściągają do największych miast. Zasoby systemu, szczególnie ludzkie, są bardzo ograniczone, więc utrzymywanie placówek leczących niewielu pacjentów, przy równoczesnym przeciążeniu szpitali w miastach, jest faktycznie nieefektywne. Nie zmienia to faktu, że taka reforma może utrudnić dostęp do usług medycznych w wyludniających się regionach, w których przecież wciąż żyje wiele osób starszych, których mobilność jest ograniczona.
Kolejnym czynnikiem jest starzenie się społeczeństwa i szersze zmiany w demografii. Wskaźnik dzietności w zeszłym roku spadł już poniżej 1,2. W niektórych miejscach utrzymywanie porodówek staje się kłopotliwe nawet z punktu widzenia personelu, który nie zdobywa niezbędnego doświadczenia. Wiąże się też z niewykorzystywaniem potencjału wyposażenia, które mogłoby pracować pełną parą w innych miejscach.
Równocześnie coraz bardziej potrzebne są oddziały geriatryczne i placówki świadczące usługi dla osób starszych. Od stycznia tego roku powiaty powinny tworzyć Centra Zdrowia 75+, jednak w praktyce ustawa jest martwa. Pomimo zgłoszenia się 120 powiatów nie powstało odpowiednie rozporządzenie umożliwiające ich zakładanie. Prawdopodobnie ustawę czeka nowelizacja, ale możliwe też, że trafi do kosza i na jej miejsce powstanie coś nowego – lub nie.
Dziura w zdrowiu
Obecne problemy za kilka lat mogą się wydawać drobnymi potknięciami. W czerwcu opublikowano raport „Luka finansowa systemu ochrony zdrowia w Polsce. Perspektywa 2025–2027”, wydany przez Instytut Finansów Publicznych wspólnie z NFZ. Przedstawia on dosyć dramatyczny obraz najbliższej przyszłości. Łącznie w omawianym okresie w systemie zabraknąć może aż 159 mld zł. To kwota porównywalna z budżetem całego NFZ w 2023 r. W związku z tym, w najgorszym scenariuszu, aż jedna trzecia budżetu publicznej ochrony zdrowia będzie dofinansowywana z budżetu państwa. A jak się właśnie przekonaliśmy, dotacje budżetowe lubią się spóźniać.
Według raportu w czasie pandemii NFZ zgromadził nadwyżkę finansową, jednak wydał ją już w 2023 r. Od bieżącego roku potrzeby wydatkowe funduszu przekraczają przychody ze składek, w związku z czym musi on polegać na dotacjach budżetowych, których wysokość będzie rosnąć w kolejnych latach. Przychody ze składek co prawda nominalnie rosną, jednak wolniej od wydatków na wynagrodzenia w ochronie zdrowia, co oznacza, że całość dodatkowych pieniędzy trafia na pensje. Autorzy raportu postulują więc zmianę systemu finansowania, by zapewnić ochronie zdrowia wystarczające dochody własne. System mieszany, czyli połączenie wpływów ze składek z dotacjami budżetowymi, jest nieefektywny i nieprzewidywalny.
To by oznaczało konieczność podniesienia składki zdrowotnej lub ustawowe przekierowanie wpływów z któregoś z podatków – lub przynajmniej części – do NFZ. Problem w tym, że dążenia polityków koalicji rządzącej są wręcz odwrotne. Polska 2050 zapowiedziała projekt ustawy zmniejszający wysokość składki zdrowotnej wszystkim podatnikom. Miałby on wprowadzić trzy stawki ryczałtowe dla trzech przedziałów dochodów, z najwyższą na poziomie 700 zł miesięcznie – obecnie tyle płacą osoby z dochodem ok. 9 tys. zł. Według autorów miałoby to kosztować NFZ 15 mld zł, chociaż wydaje się to skrajnie zaniżone.
Projekt Polski 2050 jest tak kuriozalny, że jego jedyną zaletą jest małe prawdopodobieństwo uchwalenia. Skoro jednak z koalicji rządzącej wydobywają się tylko takie pomysły na reformę finansowania opieki medycznej, powinniśmy się przygotować na ogromne problemy z dostępem do świadczeń. Pozostaje więc dbać o siebie i zacząć zbierać pieniądze już nie na emeryturę, ale na ewentualne leczenie.