Spalona synagoga w Derbencie, ataki na cerkwie prawosławne w tym mieście oraz w Machaczkale, gdzie również zaatakowano synagogę; ataki na posterunek policji w Derbencie oraz policyjny samochód w miasteczku Sergokala (w sumie zginęło 15 policjantów), zabici cywile (nie licząc napastników), kilkadziesiąt osób rannych – oto krwawy bilans islamskiej rewolty, która w niedzielę
23 czerwca przetoczyła się przez rosyjski Dagestan. Ta kaukaska republika coraz bardziej oddala się od Moskwy.
Kolonia trudna do upilnowania
Szczególnie drastyczne są okoliczności śmierci Nikołaja Kotielnikowa, proboszcza prawosławnej parafii w Derbencie. Napastnicy, którzy przyszli, by podpalić cerkiew, poderżnęli gardło broniącemu świątyni księdzu. Jego żona ocalała, bo zdążyła zamknąć się na plebanii. Ojciec Nikołaj opiekował się nieliczną grupką derbenckich prawosławnych, prawie bez wyjątku Rosjan, gdyż w tym muzułmańskim mieście – Derbent jest pierwszym w historii miejscem na obecnym terytorium Rosji, gdzie wprowadzono islam – nie do pomyślenia byłby chrzest osoby reprezentującej którąś z narodowości lokalnych. A tych ma Dagestan ponad 30, będąc jednym z najbardziej zróżnicowanych narodowościowo krajów na świecie. Położona bardziej na północ Machaczkała ma bardziej europejski charakter, gdyż miasto to zostało założone, jako rosyjska kolonia, już za czasów carskich podbojów. Ale i tam rosyjskość jest coraz mniej widoczna. Rosjanie, którzy jeszcze w 1950 r. stanowili 20 proc. populacji Dagestanu, obecnie liczą tu zaledwie 3 proc. ogółu. Ale i ta statystyka nie wyjaśnia problemu. Dagestan (po persku: „kraj gór”) dzieli się na dwie części: na północy stepy, na południu (większość kraju) skaliste granie Kaukazu. Otóż prawie wszyscy Rosjanie koncentrują się w tej pierwszej, związanej z rosyjskim państwem od kilku stuleci. W drugiej prawie ich w ogóle nie ma: Rosjanina o wiele trudniej tam spotkać niż na przykład w Poznaniu. To porównanie wyjaśnia chyba dość fenomenalne zjawisko – otóż według sondaży (gdy jeszcze wolno było je prowadzić) dla przeciętnego mieszkańca Moskwy, a jeszcze bardziej Petersburga, Dagestan w ogóle nie jest częścią ich ojczyzny. To jakaś kolonia, którą coraz trudniej upilnować. I co dziwi jeszcze bardziej – ten stereotyp jest całkowicie zgodny z prawdą.
Sejsmograf Rosji
Zdecydowana większość Dagestańczyków wyznaje sunnicki odłam islamu. Jest to okoliczność, która przy dobrych układach może wspierać stabilizację ustroju kraju, będącego delikatną układanką wpływów różnych grup narodowościowych oraz klanów. Jednak przy układach mniej pomyślnych – a takie zachodzą właśnie obecnie – jednoczący narody islam może tutaj być poważnym zagrożeniem dla rządów Moskwy. Reżim Putina doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Gdy w sierpniu 1999 r. Szamil Basajew wkroczył tu z Czeczenii pod zielonym sztandarem dżihadu, początkujący dyktator rzucił mu naprzeciw swoje najlepsze siły militarne. Powstanie udało się zdławić, ale w Dagestanie nadal było gorąco. W roku 2014 nastąpiło drugie uderzenie – Putin, przygotowując się do zimowej olimpiady w Soczi, czyścił przedpole z potencjalnych sprawców terrorystycznych ataków. W efekcie kilka tysięcy brodatych islamskich radykałów uciekło z Dagestanu, znajdując nowe bazy w Syrii oraz Iraku.
W kraju przycichło, jednak ten okres relatywnego spokoju trwał zaledwie dekadę. Rozkład politycznej prowizorki przyspieszył rosyjski atak na Ukrainę. Dagestańczycy stanowili najliczniejszy odsetek pierwszej fali poborowych, którzy jako mięso armatnie ginęli w okopach gdzieś pod Charkowem. To gwałtownie wzmogło społeczne niezadowolenie, którego kompletnie nie potrafili uśmierzyć miejscowi spece od bezpieczeństwa. Rosyjskie służby, jak się okazało, potrafią świetnie wyłapywać emerytowanych profesorów, rodowitych Rosjan, którzy podpiszą jakiś tam apel przeciw wojnie – natomiast są zupełnie bezradni wobec wzrastającej fali islamskiej irredenty. Nic nie pomógł także wielkorządca Dagestanu z ramienia Kremla, Siergiej Mielikow, były wicedowodzący Rosgwardią, jednym z ramion sił zbrojnych Rosji. Mimo że Mielikow, z narodowości Lezgin, zna tutejsze stosunki.
O tym, że Dagestan wrze, Moskwa wiedziała od dawna. 28 czerwca ubiegłego roku, zaledwie w cztery dni po opanowaniu buntu Prigożyna, odwiedził ten kraj Władimir Putin – co jest wydarzeniem wyjątkowym w aktualnym życiu dyktatora. Powód? Prawie wszyscy Dagestańczycy z sympatią odnieśli się do sprawcy buntu. A Dagestan jest zawsze czułym sejsmografem ogólnego stanu społecznego niezadowolenia w Rosji.
Mają już dosyć
Pierwszym widzialnym na całym świecie znakiem załamania porządku stał się atak tłumu na lotnisko w Machaczkale. Było to w październiku ubiegłego roku, muzułmańscy Dagestańczycy, rozgniewani bezwzględną kontrakcją Izraela w Gazie, wdarli się na pas startowy – a pretekstem do tego stało się lądowanie pasażerskiego samolotu z Tel Awiwu. Na szczęście nikomu nic się nie stało, jednak atak na lotnisko był, niestety, papierkiem lakmusowym obecnego ataku na synagogi. Dagestańscy Żydzi, w odróżnieniu od Rosjan, żyją tu od zawsze, to znaczy od starożytności – co jednak, jak widać, nie pomaga im w środowisku islamskich i nietolerancyjnych sąsiadów.
Krwawym tłem zamachów z 23 czerwca były dwa inne wydarzenia, związane z wystąpieniami radykalnych wyznawców islamu: rzeź uczestników koncertu w Krasnogorsku pod Moskwą (22 marca) oraz bunt w więzieniu w Rostowie nad Donem, który miał miejsce zaledwie tydzień przed wydarzeniami w Dagestanie.
Komentatorzy z Zachodu zwracają uwagę, że ta federacyjna republika jest, według statystyk, najbiedniejszym krajem Rosji. To prawda, jednak wypadki z 23 czerwca wcale nie wskazują, aby u ich podłoża leżały jakieś napięcia socjoekonomiczne. Zamachowcy, jak już wiemy, należeli do elity tego kraju. Wśród nich znaleźli się nawet dwaj synowie szefa rejonu (powiatu) Sergokala, Mahomeda Omarowa, obaj zabici przez siły bezpieczeństwa. Sergokala jest stolicą Dargijczyków, jednej z mniejszych narodowości Dagestanu, kraju, gdzie większość stanowią Awarowie, Lezgini oraz ludy tureckie (Kumycy, Azerowie i Nogaje).
Omarow został zwolniony, wyrzucono go także z proputinowskiej partii „Jedna Rosja”, nie zmienia to jednak w niczym wymowy wyboru jego synów. To typowi ludzie pokolenia młodych przedstawicieli ludów Kaukazu. Ci mogą być nawet bogaci i dobrze ustawieni – jednak coraz częściej wolą rzucić wszystko i wdać się w samobójczą walkę ze skorumpowanym reżimem, który uważają za szatański i którego mają serdecznie dosyć. A wszystko w imię Boga i jego proroka.