Logo Przewdonik Katolicki

Kreatywni historycy, czyli kto jest Myszką Miki?

Tomasz Królak
fot. Magdalena Bartkiewicz

Historia nie jest jakąś nieokreśloną przestrzenią, którą można wypełniać wedle dowolnych twórczych konceptów. Nie jest niezapisaną tablicą, służącą realizacji własnych wizji

Ignorancja czy zadufanie? A może jedno i drugie? Wciąż nie wiem, co bardziej wyróżnia szefostwo gdańskiego Muzeum II Wojny Światowej. Decyzja o wykluczeniu z wystawy postaci rotmistrza Pileckiego i o. Kolbego jest porażająca (oddzielam tu sprawę rodziny Ulmów, bo trzeba przyznać, że ich dzieje stały się znane nieco później). Wpisuje się jednak w próby tworzenia przez „koalicję 15 października” nowego klimatu polityczno-społeczno-kulturowego. Myślę tu choćby o wyrzuceniu z listy szkolnych lektur wierszy Jarosława Marka Rymkiewicza czy też o ewidentnym deprecjonowaniu lekcji religii.
Co do wystawy w Muzeum II Wojny Światowej: eliminacja wspomnianych osób – symbolicznych i znaczących dla wydarzenia, któremu przecież muzeum jest poświęcone – to coś niepojętego. Poraża tłumaczenie dyrekcji, że domaganie się przywrócenia ich obecności jest zamachem na wolność twórczą i prawa autorskie. To tak, tłumaczył p.o. dyrektora gdańskiej placówki, jakby ktoś ingerował w scenariusze Wajdy czy Zanussiego. Litości! Historia nie jest jakąś nieokreśloną przestrzenią, którą można wypełniać wedle dowolnych twórczych konceptów. Nie jest niezapisaną tablicą, służącą realizacji własnych wizji. Ona była, jaką była i – przynajmniej co do najważniejszych faktów, osób czy procesów – można, a nawet trzeba uszanować jej swoistą autonomię. Oczywiście, należy się o historię spierać, weryfikować dotychczasowe sądy i, korzystając z rozwijających się możliwości badawczych, poszerzać wiedzę o wszystkim, co tę historię tworzy. Od Muzeum II Wojny Światowej nie oczekuję jednak, by było laboratorium twórczych konceptów „na bazie” historii, lecz by – uwzględniając badania naukowe w klarowny sposób, korzystając z najlepszych dziś wzorców muzealnictwa – opisało ostatnią wojnę, przybliżając najważniejsze dla państwa i narodu fakty, osoby i procesy. Jeśli zaś najważniejsze, to dla wszystkich powinno być jasne, że rotmistrz Pilecki, o. Kolbe czy rodzina Ulmów powinni znaleźć tu swoje miejsce.
Na bazie sporu, który od paru lat toczy się wokół muzeum, obecnie pełniący obowiązki dyrektora Rafał Wnuk zapowiadał przywrócenie pierwotnej wersji wystawy, zarzucając poprzednikom nieuprawnione ingerencje. „Tego typu Myszki Miki, tego rodzaju Supermany będziemy starali się z całej opowieści wyczyścić” – ogłosił z wdziękiem. Z tej głęboko humanistycznej myśli p.o. dyrektora trudno wydedukować, z jakimi postaciami z kreskówek kojarzyli mu się poszczególni polscy bohaterowie. Biorąc jednak pod uwagę poziom tych skojarzeń, sceptycznie podchodzę do decyzji p.o. dyrektora o tym, by, ostatecznie, uwzględnić wspomniane postaci (a także rodzinę Ulmów) w wystawie stałej muzeum (w której, jak tłumaczono, Pilecki cały czas był obecny). Sądzę, że to ruch koniunkturalny i nie wynikający z osobistego przekonania, co do ich znaczenia w naszych dziejach.
Gdańskie muzeum bardzo hołubi – i słusznie! – postać Władysława Bartoszewskiego. Ten znany historyk i polityk ukuł piękną, acz prostą sentencję: „Warto być przyzwoitym”. Właśnie.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki