Gdyby Ameryka miała takiego bohatera, od lat słyszałby o nim cały świat. W Hollywood na potęgę pisano by scenariusze filmów, nakręcono by pewnie niejedną produkcję,
najsławniejsi aktorzy zabiegaliby o tę rolę, nie wspominając już o sztukach wystawianych na deskach teatrów przy Broadwayu. I w moich dywagacjach nie ma cienia przesady, bo każdy, kto choć tylko pobieżnie poznał historię życia rotmistrza Witolda Pileckiego, człowieka uznanego za jednego z sześciu najodważniejszych bohaterów II wojny światowej, przyzna, że to gotowy materiał na niejeden ponadczasowy przebój kinowy czy teatralny. Trochę wstyd, że w Polsce dopiero teraz biografia ta doczekała się zekranizowania. Nie świadczy to najlepiej o polskiej filmografii. Można powiedzieć, że fabularyzowany dokument w reżyserii Mirosława Krzyszkowskiego, który pojawił się w polskich kinach, to poniekąd vox populi, bowiem film powstał dzięki społecznym składkom. Nie sposób zrozumieć, dlaczego nie zyskał przychylności PISF. Szkoda, że brak wsparcia od jakiegoś czasu ze strony tej instytucji wobec produkcji poruszających ważną dla historii Polski tematykę staje się poniekąd regułą. Niedawno film dokumentalny o rodzinie Ulmów, która oddała życie za ukrywanie Żydów, również nie otrzymał dofinansowania. To już jednak temat na inny artykuł.
Ojciec, patriota i społecznik
Jak opowiedzieć losy rotmistrza kawalerii Wojska Polskiego, oficera Armii Krajowej, autora pierwszych raportów o zbrodni ludobójstwa w Auschwitz, gdzie spędził niemal tysiąc dni, wypełniając rozkaz dotyczący zebrania materiałów z obozowego piekła, uczestnika powstania warszawskiego w zgrupowaniu „Chrobry II”? Jak przedstawić człowieka, któremu udało się uciec z obozowego piekła i na którym − po okrutnym śledztwie − komunistyczne władze Polski Ludowej wykonały po sowiecku mord strzałem w tym głowy? Jak nie odrzeć jego postawy z nadzwyczajnego bohaterstwa, a jednocześnie nie zrealizować filmu kręconego „na kolanach”? Krzyszkowskiemu udało się nie wpaść w tę pułapkę. Powstał obraz utkany ze wspomnień syna Witolda, Andrzeja Pileckiego, wzmocniony dokumentami źródłowymi.
Syn polskiego ułana przywołuje obrazy ze swojego i siostry, Zofii, dzieciństwa. Ciepło rodzinnego domu w majątku rodziców Witolda w Sukurczach, gry i zabawy, jakie wymyślał dla swoich dzieci, wspólnie spędzane święta i ułańska − w dobrym tego słowa znaczeniu − fantazja cechowały go od najmłodszych lat. Klisze pamięci przywoływane przez jego syna to fabularne wątki filmu z doskonałą kreacją Marcina Kwaśnego w roli Rotmistrza, do której − jak sam wspominał w wielu wywiadach − przygotowywał się bardzo starannie, czego nie sposób nie zauważyć.
Andrzej Pilecki przywołuje rozmowy, jakie ojciec prowadził z synem i córką, i czego ich uczył. Z tych opowieści wyłania się obraz człowieka, dla którego przez całe życie służba na rzecz bliźniego i ojczyzny była priorytetem. Dla Rotmistrza było czymś naturalnym, że miejscowym trzeba było pomóc, zakładając spółdzielnię mleczarską, pożyczając im fachową literaturę, a rozkaz wojskowy − wykonać. W biografii późniejszego autora raportów z Auschwitz nie sposób oddzielić wiary w Boga i patriotyzmu, sięgającego do lektury niewielkiej książki O naśladowaniu Chrystusa Tomasza á Kempis. Zresztą fragmenty z tej niewielkiej publikacji nieraz przeplatają się w produkcji. Twórcy filmu zaakcentowali też kult, jaki Pilecki żywił wobec Matki Bożej. Jej cicha i subtelna obecność nieraz pojawia się w jego biografii.
Wspomnienia i dokumenty
Reżyser przywołuje też najwcześniejsze lata małego Witolda, który lubił wspinać się na drzewa i wygrzewać w słońcu, leżąc beztrosko w bocianim gnieździe. Od dziecka też przejawiał ułańskie zacięcie. Rosnące dookoła domu trawy, zioła i chwasty traktował jak obce wojska, dobierając ich narodowości według kształtów i gatunków. Wojskowy duch nie przysłonił w Pileckim wrażliwości na poezję i sztukę, które sam tworzył.
Obrazy jego autorstwa − Matka Boża Nieustającej Pomocy oraz Święty Antoni z Dzieciątkiem Jezus, podarowane kościołowi w Krupowie, do dziś się tam znajdują. Opowieść snuta przez syna uzupełniana jest źródłem historycznym, potwierdzonym w dokumentach, przytaczanym przez dr. Adama Cyrę. W filmie znalazły się też fragmenty jego raportu, dramatyczne wspomnienia z pobytu w obozie, zaskakujące spotkanie z Tomaszem Serafińskim, pełniącym funkcję zastępcy komendanta AK w Wiśniczu, pod którego przybranym nazwiskiem Pilecki trafił do Auschwitz, i relacje z okrutnych przesłuchań w więzieniu mokotowskim.
Film ten to też swoista droga śladami pamięci wielkiego Polaka utrwalana przez prawnuki autora raportu o zbrodniach w Auschwitz i dramatyczne losy rodziny po wykonanym na Pileckim wyroku. Dzieci, wnuki, prawnuki Pileckiego żyją nim na co dzień, podtrzymując pamięć o Rotmistrzu i czerpiąc siły z jego charakteru, co mocno podkreślają.
Krzyszkowski zrobił pierwszy krok, by rozerwać zasłonę milczenia w polskiej kinematografii na temat losów Rotmistrza, którego Polska na długie lata wymazała ze swojej historycznej pamięci. Obraz ten może i powinien być inspiracją dla kolejnych twórców. Może warto, byśmy zaczęli odkurzać wartościowe biografie Polaków, nagłaśniając je choćby za pomocą filmów, bo „biada pokoleniu, którego bohaterzy są w pogardzie”.