Logo Przewdonik Katolicki

Nasza demokracja może być lepsza

Małgorzata Bilska
il. A. Robakowska/PK

Rozmowa z Jakubem Wygnańskim - socjologiem, działaczem pozarządowy, prezes em Fundacji Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”. W latach 80. działaczem „Solidarności” i Komitetów Obywatelskich. Uczestnikiem obrad Okrągłego Stołu. Współtwórcą m.in. Stowarzyszenia na rzecz Forum Inicjatyw Pozarządowych oraz Banku Danych o Organizacjach Pozarządowych Klon/Jawor

Pana analiza Inny pomysł na demokrację pokazuje rozczarowanie polityką, która jest doraźna, oparta na walce o władzę, negatywnych emocjach, roszczeniowości itd. Da się ją uprawiać inaczej?
– Próbuję skomplikować tradycyjne przekonania dotyczące demokracji. W tym popularne – a jednocześnie fałszywe przekonanie – że zwycięzca w wyborach bierze wszystko, a potem może wykluczyć pozostałych. To jest klasyczny, bolszewicki wariant demokracji.
Demokracja nie jest ani immanentnie dobra, ani bezalternatywna. Może chronić wolność, ale może ją także odbierać. Jest owocem wolności, ale nie zawsze wolność zapewnia. Demokracje nierzadko rodzą totalitaryzmy, zagrzewają do wojen. Prowadzą je do kompletnego wykrwawienia się każdej ze stron. Zdarza się, że wynoszą do władzy ludzi (jak Adolf Hitler), którzy w żadnym innym ustroju nie mieliby na to cienia szansy.
Jakobińska czy ogólnie mesjanistyczna wersja demokracji bywa śmiertelnie groźna nie tylko dla jej przeciwników, ale także dla wyznawców. Zdarzają się demokracje, przed którymi należy raczej uciekać, niż ich bronić. W Polsce nie jesteśmy jeszcze w tym miejscu. Ciągle jest o co walczyć; o co się troszczyć. Dlatego zaproponowałem kilka praktycznych rozwiązań, dzięki którym polska demokracja może być lepsza.

To znaczy?
– Istota pomysłu sprowadza się do tego, że konieczna jest choćby nieliczna grupa osób, które zechcą bronić demokracji na pierwszej linii frontu. Ona wcale nie leży na ulicy. Jest w nas! Nie da się budować demokracji bez demokratów (choćby garstki), którzy potraktują rzecz poważnie i osobiście. Nazywam to demokracją wysiłkową, tzn. opartą na praktykowaniu obywatelskich cnót. Widzę również kilkanaście kwestii publicznych, które powinny być przedmiotem swoiście rozumianej umowy społecznej, wypracowanej w sekwencji kroków: zaczynając od tzw. narad obywatelskich (lokalnych), poprzez tzw. panele obywatelskie bazujące na grupie wylosowanych obywateli, aż po tworzenie obywatelskich inicjatyw ustawodawczych. Spraw, którymi można się zająć w ten sposób, jest dużo, np. ubóstwo energetyczne, dostęp do usług publicznych, ale też kwestie ustrojowo-konstytucyjne i światopoglądowe. Rozstrzygnięcie, jeśli ma być wiążące dla wszystkich, nie może być wynikiem umowy elit lub (co gorsza) manipulacji ekspertów od marketingu politycznego. Potrzebna jest trwała zmiana naszych nawyków. Zaproszenie kieruję do wszystkich Polaków, którym droga jest Republika. Chciałbym łączyć aktywność różnych środowisk (w okresie międzywyborczym), co pozwoliłoby wypracować wspólne rozwiązania.

Jak Pan rozumie termin „republika”?
– Sięgam po niego, choć zdaję sobie sprawę, że w polskich warunkach jest to bardzo ryzykowne. Został on jakiś czas temu zawłaszczony przez pewne środowisko, które zamiast go chronić, wyrządziło mu krzywdę… Republika i republikanizm oznaczają przede wszystkim uznanie, że istnieją dobra wspólne; że trzeba je między siebie dzielić i wspólnie się o nie troszczyć. Republikanizm nie jest ani lewicowy, ani prawicowy. To raczej uznanie, że obydwa te poglądy mają prawo do istnienia i rywalizowania – w ramach republikańskich instytucji. Wiele razy przywoływałem w analizie różnicę między słowem patria i partia. Rozróżnienie ich jest ważne, także w kwestii rozumienia republiki.
Republikę można też definiować poprzez to, czym nie jest. Jej przeciwieństwem są różne formy autokracji. Bez względu na to, czy jest to monarchia, czy tyrania, w takim systemie przestają się liczyć reguły i instytucje, bo ważniejsza od nich jest arbitralna wola konkretnej osoby. Przywołuję okres w historii, w którym w starożytnym Rzymie kończyła się republika i rozpoczynało cesarstwo. Formalnie działały jeszcze takie instytucje jak senat itd., ale nie miały już znaczenia. O wszystkim decydował Princeps – Pierwszy Obywatel. To on miał w ręku władzę wykonawczą, wojsko, senat. Zawsze chronili go pretorianie. To nie była republika tylko jej parodia.
Polska musi się uczyć na błędach innych. O republikę wszyscy musimy walczyć na co dzień. Jakość demokracji, republikańska troska o dobro wspólne, zależy od nas samych. Od zwyczajnych obywateli.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki