Logo Przewdonik Katolicki

Mówienie z przekonaniem, że Bóg czegoś chciał, to olbrzymie nadużycie

Ksawery Krynicki
fot. Unsplash

Rolą duchownych jest odczytywać znaki czasu, a nie straszyć nimi. W rozmowie z ks. Damianem Wyżkiewiczem CM

Czym jest pandemia według księdza?
– Na pewno nie jest karą, jak myślą niektórzy. Jeżeli trzymamy się ściśle nauki Kościoła, a nie zajmujmy się tworzeniem swoich własnych teologii spekulatywnych, opartych wyłącznie na swoim mniemaniu, to trudno w ogóle dostrzec w pandemii element kary. Po pierwsze należy zacząć od metodologii interpretacji Pisma Świętego, w czym niezwykle przydatny jest papieski dokument powstały w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, czyli Interpretacja Pisma Świętego w Kościele, w którym pokazano kilka ścieżek interpretacyjnych. To dość mało znany dokument, niestety, w którym jest mowa nawet o metodzie feministycznej, a także metodzie narracyjnej, o której wspomina nasza noblistka, Olga Tokarczuk. To wszystko zostało już przez Kościół przepracowane. Jeśli zaś chodzi o Stary Testament, to sprawa jest bardzo prosta: należy odczytywać go zawsze przez pryzmat Nowego Testamentu; więc jeżeli mówimy o karze, to nie myślimy już o niej z perspektywy starotestamentalnej, ponieważ Chrystus stanowi nasze usprawiedliwienie.

Usprawiedliwienie czego?
– Naszych win, oczywiście. Spójrzmy na to z punktu widzenia teologii św. Pawła. Bóg nie może „karać” ludzi, jak to jest ukazane w Starym Testamencie, bowiem teraz patrzy na nich z perspektywy ofiary krzyża swojego Syna. Interpretacja Starego Testamentu zakłada, że Bóg jest pedagogiem, który mozolnie i powoli próbuje kształtować ludzi. Takim jaskrawym przykładem jest ofiara Izaaka na górze Moria. W tym przypadku dominuje interpretacja zaproponowana przez Kierkegaarda, że wiara jest ryzykiem, jest skokiem w nieznane. Bibliści zaś interpretują to zupełnie inaczej, dowodząc, że przykład ten dobitnie ilustruje, że Bóg nie chce ofiary z człowieka. I jest to jednocześnie zapowiedź, że Bóg chce kultu duchowego. Dlatego w Nowym Testamencie Boga nie można już „przekupić” ofiarami materialnymi, bo nie ma już czegoś takiego jak kara i nagroda – nastąpiło odkupienie. I my, ludzie, możemy się tylko do tej jedynej ofiary Chrystusa przyłączyć. Gdy więc mówi się o pandemii, o wszystkich katastrofach, jakie mają miejsce, to nie postrzegam tego w kategoriach kary, tylko znaków od Boga. Chrystus mówi: „Czas jest bliski, nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. I On tam wymienia plagi, wojny itp. Są to więc znaki, które mają nam przypomnieć o nawróceniu się. Ale nie mają nas wystraszyć, a już z pewnością sprawić, że będziemy postrzegać Boga jako kogoś surowego.

No dobrze, ale jak przeciętny katolik ma sobie poradzić z tą mnogością interpretacji? Jak ma odnaleźć sens w słowach, nad którymi pochylają się uczeni i toczą nad nimi wieloletnie teologiczne dysputy?
– To nie jest łatwe oczywiście, sam św. Paweł miał z tym problem. Byli przecież chrześcijanie, którzy stanęli za nim, ale byli też tacy, którzy trzymali się mocno prawa. Konflikt ten sięga więc wieków. Pamiętajmy też, że na samym początku chrześcijaństwa powstały dwie szkoły: szkoła aleksandryjska i szkoła antiocheńska. Jedni podkreślali bóstwo Chrystusa, inni zaś Jego człowieczeństwo. I dziś, w XXI wieku, kiedy staramy się zrozumieć współczesną rzeczywistość, wracamy do pierwotnych problemów Kościoła. I to jest rola duszpasterzy, bez względu na to, kim by nie byli: czy to ksiądz na wiejskiej parafii, czy biskup wielkiej metropolii, aby potrafili odczytywać zgodnie z nauczaniem Soboru Watykańskiego II „znaki czasu”, czyli takie zjawiska, jak dzisiejsza pandemia, a nie straszyć nimi, tworząc nieprawdziwy mit, że są one wywołane gniewem Bożym.

Czyli to nie jest tak, że „Bóg tak chciał?”
– Nie cierpię tego powiedzenia. Bo niby skąd mamy aktualnie wiedzieć, co Bóg chciał? Możemy mieć tylko pewność wynikającą z Objawienia, że Bóg chciał nas stworzyć i chce naszego zbawienia. Gdy chodzi zaś o aktualne sprawy, to możemy się tego domyślać, interpretować Jego słowo, ale mówienie z pełnym przekonaniem, że czegoś chciał lub nie, to olbrzymie nadużycie. Czasem taki napis znaleźć można nawet na nagrobkach, zwłaszcza młodych ludzi. Każdy z nas szuka woli Bożej. Podkreślam, szuka, czyli nie może jednoznacznie stwierdzić, że rozszyfrował z całą pewnością Boski plan wobec siebie. Święty Ignacy Loyola rozwinął metodę szukania woli Bożej, którą teraz stosuje papież Franciszek. Jest ona oparta na rozważaniu Pisma Świętego. Duchowni powinni też iść tą drogą. Stary Testament zawiera wyłącznie zapowiedzi, Nowy Testament zaś jest właśnie pełnią Objawienia. I musimy nauczyć się go odczytywać. Bóg jest miłosierny. I to jest pewien aksjomat, punkt wyjścia. Rozumiem, że zmierza pan do tego, że na przykład komuś umiera dziecko i przeżywa on straszną osobistą tragedię. Wówczas często pojawiają się różnego rodzaju wątpliwości, pytania do Boga, dlaczego? Podważa się jednocześnie Jego miłosierdzie. I nie ma tutaj jasnych odpowiedzi. Sam papież Benedykt XVI, który uchodzi za jednego z najlepszych teologów XX  wieku, zapytany raz przez dziecko, które straciło bliskiego w katastrofie elektrowni atomowej w Fukushimie: „Dlaczego tak się stało?”, rozłożył bezradnie ręce i odpowiedział: „Tajemnica wiary”.

Co jest tą tajemnicą wiary?
– Dla nas, katolików, jest to oczywiście Boże miłosierdzie manifestujące się wcieleniem Chrystusa. Bóg tak bardzo chciał być blisko człowieka, że stał się człowiekiem i przyjął tym samym wszystkie największe absurdy życia, łącznie z absurdem śmierci. A druga, równie istotna kwestia, to stworzenie podwalin Kościoła, który odtąd pomaga ludziom dostąpić odkupienia. Jeżeli więc Kościół jest daleko od osób z niepełnosprawnościami czy kobiet, które spodziewają się dziecka i myślą o aborcji, daleko od osób, które myślą o eutanazji – to naturalne jest, że pierwszy krzyk wymierzony jest właśnie w Kościół. Krzyk, który brzmi: „Czemu tego nie robicie?”. A Chrystus dał nam przykład, że powinniśmy jako Kościół być blisko ludzi, zwłaszcza tych najbardziej potrzebujących, tych najbardziej bezbronnych.

Często mam wrażenie pewnego konfliktu występującego na styku religii i wiary.
– Może wynika on z tego, że religia ma jakąś strukturę, która jest nierozerwalnie związana z tradycją. A wiara jest czymś, co nas ożywia. Na soborze w Konstancji było trzech papieży i trzeba było rozstrzygnąć, który jest prawdziwy. I jest to świetny dowód na to, że struktury kościelne czasem zawodzą. I zmysł wiary, który działa przez Ducha Świętego, uratował Kościół, który wówczas znalazł się na zakręcie. Zmierzam do tego, że często ludzie potrafią tak się uczepić tradycji, że będą walczyć o nią jak o niepodległość, a przecież to nie jest najważniejsze. 

Rozmowa to fragment jednego z wywiadów z książki My, Ozdrowieńcy! Rozmowy z covidem w tle. Tytuł i lead od redakcji.

ks. Damian Wyżkiewicz CM
Rocznik 1986. Należy do Zgromadzenia Misji założonego przez św. Wincentego à Paulo. Filozof i teolog, doktorant w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Duszpasterz młodzieży i katecheta – najpierw w Pabianicach, obecnie przy warszawskiej parafii Świętego Krzyża. Został wyróżniony w konkursie Nauczyciel Roku 2019

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki