Logo Przewdonik Katolicki

Odbudujemy się

Ksawery Krynicki
fot. Unsplash

Rozmowa ze Stanisławem Trzcińskim o tym, jak pandemia zmieniła branżę rozrywkową, i o popycie na kulturę.

Jesteś jedną z najważniejszych, a może, jak chcą niektórzy, najważniejszą osobą w polskim show biznesie. Od roku nie wyprodukowałeś jednak żadnego festiwalu, koncertu czy dużego eventu z udziałem publiczności. Z czego więc dzisiaj, w czasie pandemii, żyje czołowy polski entertainer?
– To zdecydowanie przesadzone stwierdzenie, wielu kolegów ma znacznie większe portfolio. Poza tym niezależnie od pandemii już od 2019 roku mocno ograniczyłem swoją aktywność jako promotor koncertowy. Stało się tak z kilku powodów, najpierw straciłem po dwunastu latach organizację wręczenia Fryderyków, pochłonęły mnie też inne projekty marketingowe, a co także istotne – piszę doktorat, dzięki czemu wzmacniam swoje kompetencje wiedzą i badaniami dotyczącymi odbiorców muzyki w dobie cyfryzacji. Do tego stworzyłem nową fundację i działam społecznie na warszawskim Żoliborzu.
Jeśli świat wróci do normalnego funkcjonowania, chciałbym oczywiście znowu organizować duże wydarzenia. Mam wrażenie, że nie tylko lubię, ale także umiem to robić. Niemniej szukam też innej roli, w której mógłbym się realizować. Nie pasjonuje mnie już dzisiaj bycie tylko podwykonawcą, chciałbym współpracować z klientami i markami jako partner lub doradca strategiczny. A może stworzę coś zupełnie nowego? Może ktoś wykorzysta moje doświadczenie w innym charakterze? Po pandemii chciałbym znaleźć na nowo swoje miejsce na rynku.
A z czego żyję? Głównie z oszczędności, a trochę jednak pomogło państwo. Otrzymałem jedną dotację projektową, a także wsparcie dla podmiotów gospodarczych, które utraciły znaczną część dochodów, więc nie mogę powiedzieć, że nie otrzymałem żadnej pomocy. Jak wiesz, jestem także wykładowcą, więc również z tego tytułu otrzymuję jakieś wynagrodzenie, ale są to bardzo drobne kwoty. Jak większość mam na karku kredyt, który muszę spłacać, więc generalnie przejadam własne oszczędności.

Uważasz, że odbudowanie się branży muzycznej jest możliwe? Że nie spełnią się kasandryczne wizje jej całkowitego upadku?
– Po pierwsze, wielu ekspertów uważa, że prędzej czy później zadziała efekt jo-jo i nastąpi silne odbicie. Tak jak i w przypadku turystyki i gastronomii. Po drugie, tak, uważam, że się odbudujemy i bardzo pomocna będzie w tym – wspomniana przeze mnie wcześniej – cyfrowa rewolucja technologiczna. Powiedzmy sobie otwarcie, to nie jest tak, że pandemia spowodowała cokolwiek, ona jedynie przyspieszyła trwający od dwudziestu lat proces partycypacji w digitalu. Poza tym powstaną nowe platformy czy serwisy, które dopuszczą ludzi do biznesu wydarzeniowego. Będzie to odpowiedź na pytanie, jakie zadaje sobie cała branża od początku pandemii: jak zarobić na koncertach w sieci. To się na razie nie wydarzyło, upłynęło jeszcze zbyt mało czasu, jednak wyraźnie widać znaczne przyspieszenie w tym temacie. Ci, którzy przetrwają, będą działali w otoczeniu dużo mniejszej konkurencji, w związku z powyższym jest szansa, że będą mieli się lepiej niż wcześniej. Trzeba jednak pamiętać o tym, że będą działać w znacznie bardziej skomplikowanej rzeczywistości, może bowiem zabraknąć podwykonawców, sprzętu, firm realizacyjnych i nagłośnieniowych, które teraz masowo upadają. Choćby z tego powodu liczba ewentualnych wydarzeń będzie znacznie mniejsza.
Ludzi, którzy po pandemii będą chcieli chodzić na koncerty, ciągle będzie bardzo dużo. Będą słuchać muzyki na żywo, ale jednocześnie znacznie szerzej korzystać z nowych technologii, przede wszystkim dlatego, że pandemia wyzwoliła w nich taką potrzebę oraz nową umiejętność. Spójrz, jaką popularnością cieszą się w tym momencie recitale czy koncerty w sieci. I paradoksalnie często ogląda je wielkie audytorium, dziesiątki, a nawet setki tysięcy ludzi jednocześnie. Wiadomo, że nic nie zastąpi kontaktu z żywą muzyką, ale koncert w sieci przyciąga znacznie więcej ludzi niż na sali. Oczywiście nie mówimy o gwiazdach, które grają na stadionach czy halach. Ale popatrzmy na artystów pokroju utalentowanej Hani Rani, na której koncert normalnie przyjdzie kilkaset osób, mają oni teraz szansę zagrać w sieci koncert dla kilku tysięcy. Oczywiście to się jeszcze nie przekłada na pieniądze, przede wszystkim z braku odpowiednich serwisów, być może rozwiązaniem będą abonamenty? Kupowanie normalnych biletów na koncerty online nie jest jeszcze powszechne. W każdym razie zapewne niebawem pojawią się odpowiednie technologie, aplikacje i platformy, które to umożliwią. Wygra ten, kto globalnie będzie pierwszy i najbardziej popularny.

Nie obawiasz się zjawiska rozleniwienia? Że streamingi, które przeżywają właśnie swój złoty czas, odzwyczają ludzi od wychodzenia z domów, że ludzie po prostu zapomną, za czym właściwie tęsknią?
– Myślę, że to się nie wyklucza. Oczywiście osób, które konsumują kulturę online w czasie pandemii, przybyło, to oczywiste, ale właśnie z tego powodu serwisy, a raczej całe systemy, o których rozmawialiśmy wcześniej, będą miały się całkiem dobrze. Biznesowo to się na pewno ułoży. Zauważ, że teraz, kiedy otworzyły się na chwilę teatry, nastąpił efekt wybuchu, ludzie masowo je wypełnili. Przed muzeami stoją długie kolejki. Myślę więc, że oba scenariusze będą miały miejsce. Z jednej strony wzmożona konsumpcja, z drugiej boom na nowe technologie. Najwierniejsi fani uderzą od razu, reszta będzie dołączać stopniowo, ale ostatecznie wszystko wróci do normy. Z drugiej strony wydaje mi się, że koncerty live będą jednocześnie transmitowane online, że będą to naczynia połączone, być może nawet bilet będzie w tej samej cenie. Artyści tacy jak Dawid Podsiadło bez problemu sprzedają stadiony, a ludziom, którzy pójdą na jego koncert, nie będzie przecież w żadnym stopniu przeszkadzać, że ktoś, w innym miejscu na świecie także go obejrzy, w domu, w tym samym czasie, o ile nabędzie bilet. Zagadką na ten moment są festiwale, bo jednak sporo z nich w tym roku się nie odbędzie, chyba że część w reżimie sanitarnym. Według mnie na otwarcie w tym konkretnym sektorze przyjdzie nam poczekać nieco dłużej.

Czy zatem możemy spodziewać się rewolucji VR [rzeczywistość wirtualna – przyp. red.]? Bo odnoszę wrażenie, że odbywa się ona nieco wolniej, niż zakładano. Pandemia ją przyspieszy?
– Zdecydowanie. Nie wiem, czy za naszego życia jeszcze, ale niedługo technologia pozwoli na to, że będzie można doświadczyć uczestnictwa na festiwalu czy koncercie we własnym domu. Czy to za sprawą trójwymiarowego hologramu, czy zupełnie innej, przestrzennej projekcji, ale jestem o tym przekonany. Póki co VR wymaga odpowiedniego sprzętu, ale sądzę, że to tylko kwestia czasu i już niedługo będzie można cieszyć się rzeczywistym kontaktem z wydarzeniem, korzystając wyłącznie ze specjalnego rzutnika, który wypełni obrazem i dźwiękiem pomieszczenie, w którym się przebywa. Zahaczamy tutaj odrobinę o futurologię, ale myślę, że jest to kwestia bardziej jednak science niż fiction. Pamiętajmy, że rynek VR, rynek gier komputerowych jest dzisiaj gigantyczny, stoją za nim notowane na giełdach koncerny i korporacje, to się stale rozwija. Niewykluczone, że projektorem będzie na przykład smartfon. Więc z pewnością za dziesięć, dwadzieścia lat będziemy mogli się cieszyć koncertami w naszych domach. Nie sądzę, aby zastąpiło to koncerty, raczej znacznie poszerzy się grono ich odbiorców, no i zdecydowanie zwiększy przychody artystów.

A bierzesz po uwagę wariant, że ludzi po prostu nie będzie już stać na rozrywkę? Że masowe bankructwa, utrata dziesiątek tysięcy miejsc pracy, niemal całkowity paraliż wielu branż spowoduje, że kultura będzie potrzebą drugiej kategorii?
– Może jestem optymistą, ale odnoszę wrażenie, że właśnie w momentach trudnych ludzie szukają pocieszenia w kulturze, bardziej jej łakną. Kiedy wszystko zawodowo pada, to się wówczas skupiasz na życiu. To jest znacznie szerszy temat, z cyklu „człowiek i kultura”. Wydaje mi się, że pandemia, która z natury rzeczy oznacza monotonię i izolację, paradoksalnie uaktywniła w nas potrzebę kultury, bo wreszcie znaleźliśmy na nią czas. I myślę, że znajdziemy na nią także pieniądze. A co do kryzysu gospodarczego, co do funkcjonowania państw, to na pewno po pandemii wszystko będzie inne i przeżyjemy znaczące zmiany społeczne. Tu zgadzam się z wieloma ekspertami, że czeka nas rewolucja. Mimo to, nawet daleko spoglądając w przyszłość, sądzę, że kultura i sposoby jej finansowania przetrwają. Pytanie tylko, jaka to będzie kultura i kto ją będzie tworzył. Ale to zupełnie inny temat.

Rozmowa to fragment jednego z wywiadów z książki My, Ozdrowieńcy! Rozmowy z covidem w tle. Tytuł i lead od redakcji.

STANISŁAW TRZCIŃSKI
Kulturoznawca i menedżer kultury, promotor koncertowy i dziennikarz muzyczny. Doktorant oraz wykładowca na Uniwersytecie SWPS i Collegium Civitas w Warszawie. Prezes STX Music Solutions i wiceprezes STX Jamboree, autor cotygodniowej audycji „Pinacolada 2.0” w rozgłośni Radiospacja. pl. Przez 12 lat organizował gale wręczenia nagród muzycznych Fryderyków. Przez 8 lat związany z Radiem PiN, przez 5 lat był dyrektorem A&R w wytwórni Universal Music Polska. Jako społecznik lokalny na warszawskim Żoliborzu redaguje profil na Facebooku Żoliborz Oficerski.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki