Logo Przewdonik Katolicki

Kościół jest święty

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak

Trudno jest wierzyć, że Kościół jest święty – mimo tego wszystkiego, co widzimy, co słyszymy, czego sami czasem doświadczamy

Monika Białkowska: O Kościele jako świętym szczególnie trudno jest dzisiaj mówić. Po pierwsze: gołym okiem widać, że rzeczywistość jest inna, momentami dość daleka od świętości. Po drugie: łatwo można nam zarzucić, że z argumentu o świętości Kościoła robimy coś w rodzaju zasłony dymnej. Że w ten sposób próbujemy zamknąć usta tym, którzy mówią o grzechach ludzi Kościoła. Skoro Kościół jest święty, to o żadnych winach w nim nie ma mowy, mamy się tylko zachwycać. Powiedzmy więc od razu: nie o to nam chodzi. 

Ks. Henryk Seweryniak: Zupełnie nie o to chodzi. Nie chodzi o żadne usprawiedliwianie czy przysłanianie win, grzechów bądź przestępstw, jakie ludzie Kościoła popełniają. Chodzi raczej o pokazanie, że nad tym wszystkim – może lepiej „mimo tego wszystkiego” – jest w tej społeczności Kościoła ukryta jeszcze inna rzeczywistość. Rzeczywistość, która gołym okiem bywa niewidoczna, na tyle niewidoczna, że staje się przedmiotem naszej wiary. My wierzymy, że ona jest. 

MB: Musimy uwierzyć, że Kościół jest święty – mimo tego wszystkiego, co widzimy, co słyszymy, czego sami czasem doświadczamy. Niespecjalnie lubię to sformułowanie o „świętym Kościele grzesznych ludzi”, bo po pierwsze, ono stało się już takim wytrychem – a po drugie, coraz częściej zderzamy się z tym, że tu nie chodzi tylko o osobisty grzech ludzi wierzących czy hierarchów, ale o jakiś grzech w strukturze. Owszem, ta struktura zbudowana jest przez ludzi, ale to w nią wdarła się ta grzeszność i pojedynczy człowiek, choćby najświętszy, nic nie może na nią poradzić. To jest większy problem, niż to dobrze znane „święty Kościół grzesznych ludzi”. W samym Kościele, w jego strukturze, jest grzech. I w Kościele jest świętość. To, co ludzkie i co Boże, jest ze sobą tak związane i tak wymieszane, że można szukać analogii do Jezusa i jego dwóch natur: „bez zmieszania, bez zmiany, bez podzielenia i bez rozłączania”. Tyle że jedno widzimy, a drugie – no właśnie. Gdzie jest ta świętość w Kościele?

HS: Pierwsze, o czym tu mówimy, to świętość rozumiana jako dar miłości. Świętość nie jest tu jakąś doskonałością moralną czy bezgrzesznością. Słowo „święty” oznacza „ukochany przez Chrystusa”. Chrystus Kościół ukochał, złączył ze sobą i obdarzył Duchem Świętym, który nieustannie w Kościele jest obecny. I to jest jeden wymiar tego daru. Drugi jego wymiar to fakt, że właśnie w Kościele złożona została pełnia środków do zbawienia. Wszystko, co jest nam niezbędne, czyli sakramenty i nauka apostolska, są w Kościele obecne i w Kościele rozdzielane.

MB: Co ważne: nawet najbardziej grzeszni moralnie ludzie w Kościele i wadliwe struktury tego daru nie są w stanie zniszczyć. On istnieje i trwa mimo wszystko. I nigdy Kościołowi nie zostanie przez Chrystusa odebrany. Cokolwiek my jako ludzie byśmy nie zrobili, sakramenty w Kościele nie przestaną być skuteczne, nie przestaną być widzialnym znakiem niewidzialnej łaski. 

HS: Właśnie dzięki sakramentom Kościół jest też święty jako społeczność uświęcająca. To oczywiście nie znaczy, że wszyscy, którzy są w Kościele, automatycznie stają się święci. To znaczy tyle, że ludzie mogą w nim stać się świętymi dzięki łasce Bożej. W najdoskonalszy sposób pokazują to ci, których Kościół kanonizuje: ludzie, którzy w pełni wykorzystali zbawcze możliwości i drogi, jakie Jezus dał w swoim Kościele. 

MB: Ale tak jak w przypadku powszechności, jedności i apostolskości Kościoła, owa dana Kościołowi świętość nie jest tylko pakietem prezentów, jakimś darem, z którego możemy korzystać. Jest też konkretnym zadaniem. 

HS: To zadanie, gdyby chcieć ująć je krótko, to po prostu powołanie do świętości – również tej moralnej, której często nie widać. To, że jej nie widać, nie jest dla nas usprawiedliwieniem, ale wielkim wyrzutem sumienia, bo oznacza, że jako chrześcijanie nie wypełniamy swojego podstawowego zadania. Chrześcijanin ma być świętym w Kościele, bo do tego został wezwany w momencie chrztu.  

MB: I od tego zadania również nas nie zwalnia żadna „grzeszność Kościoła” czy grzeszność największych nawet ludzi w Kościele…

HS: Nie zwalnia. Niezależnie od tego, ile grzechu jest wokół nas, chrześcijanin ma się kierować w życiu miłością. Pisała o tym św. Teresa od Dzieciątka Jezus: „Zrozumiałam, że gdyby przypadkiem zabrakło miłości, apostołowie przestaliby głosić Ewangelię, męczennicy nie chcieliby przelewać swojej krwi. Zrozumiałam, że miłość zamyka w sobie wszystkie powołania”. Obowiązek życia logiką miłości jest więc pierwszy. Za nim idzie to, co można nazwać promowaniem pedagogii świętości. Chodzi o to, żebyśmy umieli zobaczyć w Kościele wzór, przykłady i świadectwa świętości, żebyśmy potrafili opierać się na tych, którym – nieładnie mówiąc – ta osobista świętość „wyszła”. Od Maryi poczynając, na długiej liście beatyfikowanych kończąc. I żebyśmy te wzory potrafili pokazywać również innym. 

MB: Ale też nie udawać, że nie wszyscy do tej świętości dorastamy.

HS: Nikt z ludzi nie jest w stanie w pełni do pełni świętości dorosnąć. I to też trzeba uznać, to uznanie swojej grzeszności jest w gruncie rzeczy zadaniem świętości w Kościele. Katechizm wyraźnie podkreśla, że „wszyscy członkowie Kościoła, łącznie z pełniącymi w nim urzędy, muszą uznawać się za grzeszników”. Benedykt XVI w Warszawie mówił, że Kościół jest święty, ale w nim są ludzie grzeszni, trzeba więc odrzucić pokusę utożsamiania się jedynie z bezgrzesznymi. I pytał: „Jak mógłby Kościół wykluczyć ze swojej wspólnoty ludzi grzesznych? To dla ich zbawienia Chrystus wcielił się, umarł i zmartwychwstał”. 

MB: Jest jeszcze moja ulubiona tajemnica świętości Kościoła. Wiem, że nie najważniejsza, ale zwyczajnie i po ludzku ją lubię. Chyba wolno? To świętych obcowanie. I z jednej strony to jest ta świadomość możliwości relacji ze świętymi – ale też poczucie takiej wielkiej wspólnoty, która wyrasta poza czas. Właśnie dzięki tajemnicy świętych obcowania mam taką świadomość pewnej łączności z dziadkami, pradziadkami, wszystkimi bliskimi, którzy żyją już po drugiej stronie życia… 

HS: To wszystko dzięki temu, że Kościół nie jest tylko wspólnotą wybranych, ale mieszczą się w nim i sprawiedliwi, i niesprawiedliwi, i obecnie żyjący, i wszyscy, którzy żyli wcześniej. Ale to też oznacza, że nie możemy odcinać się od win z przeszłości, od tych, którzy byli antyświadectwem i zgorszeniem. Ich grzech nie jest naszym grzechem, ale słuszna jest pokuta całej wspólnoty – i przyznanie się, że tak, tamci grzesznicy również byli dziećmi Kościoła… Kiedyś zastanawiałem się głośno, jak zatytułować jakąś książkę. Na co jeden z moich uczniów: niech ją ksiądz nazwie: „Święty Kościół powszedni”. Może to niegłupie?  

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki