English school of friendship”, prowadzona na wyspie przez Wspólnotę Sant’Egidio, to coś więcej niż tylko wakacyjna szkoła języka obcego. Jedną trzecią migrantów przebywających w Morii stanowią dzieci. Choć są pełne życia i energii nie mają jednak na co dzień wystarczającej liczby zajęć. Nudzą się. Nie mają okazji do nauki. Przy tym, trzeba to mocno zaznaczyć, warunki, w których żyją w obozie, są dramatyczne. Dotyczy to zwłaszcza nieoficjalnej części obozu nazywanej dżunglą (o czym więcej w tym wydaniu „Przewodnika” pisze w swoim reportażu Anna Mikołajczyk). Sytuację pogarsza dodatkowo panująca pandemia. Z jej powodu odwołane zostały wszystkie dotychczasowe zajęcia edukacyjne, a sami mieszkańcy Morii mają bardzo ograniczone możliwości opuszczania obozu.
Różnorodność w ławkach jednej szkoły
Na zajęcia zorganizowane w budynku starej olejarni, znajdującej się nieopodal Morii, zapisały się początkowo 32 osoby. Jednak już na pierwsze spotkanie przyszło ponad 80 uczniów, a w kolejnych dniach dołączają kolejni. Niektórzy są jedynie „słuchaczami”, jak 8-miesięczny Afgańczyk, który przyszedł tu razem z mamą, siostrami i braćmi. Główną grupę uczniów stanowią dzieci w wieku 7–10 lat oraz nastolatki, chociaż są też i starsi. Na zajęcia przychodzą nierzadko całe rodziny. Większość uczestników letniej szkoły to Afgańczycy, choć są wśród nich także osoby z Togo, Konga oraz Syrii.
Uczniowie różnią się poziomem zaawansowania. Niektórzy mówią już po angielsku dobrze, inni uczą się dopiero alfabetu. W tej zróżnicowanej grupie wszystkich jednak łączy ten sam zapał do nauki. Nauczycielami są Włosi, Polacy oraz Katalończycy. Zajęcia pierwszego dnia rozpoczął Mario Marazziti, dziennikarz i deputowany włoskiego parlamentu. Jednakże wobec zaskoczenia tak dużą liczbą chętnych natychmiast powstała potrzeba stworzenia dodatkowej grupy.
Tutaj uczniowie chcą się uczyć
Tak wielkie zainteresowanie szkołą może zastanawiać i iść pod prąd naszym wyobrażeniom o chęci do nauki, zwłaszcza wśród dzieci. W innych okolicznościach i w innym miejscu nauka mogłaby nam się wprawdzie kojarzyć ze żmudnym przyswajaniem nowych fraz i gramatycznych reguł. Tutaj jest inaczej. Jak podkreśla na samym początku Mario: „to nie tylko szkoła języka angielskiego, ale przede wszystkim szkoła przyjaźni, miejsce, gdzie jesteście mile widziani”. I rzeczywiście to doświadczenie staje się od pierwszego dnia niemal namacalne. Dla uchodźców, którzy z powodu zagrożenia życia lub zagrożenia torturami musieli opuścić swój dom, oba te aspekty mają ogromne znaczenie. Przede wszystkim znajomość języka angielskiego – podobnie jak zresztą innych języków europejskich – jest drogą realizacji marzeń, sposobem na komunikację i integrację w nowym domu. Nauka języka podtrzymuje więc nadzieję i sprawia, że lepsza przyszłość staje się możliwa. Równie ważne jest także poczucie bezpieczeństwa. Dla ludzi mieszkających w tak złych warunkach i nękanych podpaleniami oraz narastającymi atakami różnych grup neofaszystowskich przybywających tutaj z różnych części Europy poczucie przyjęcia i bycia mile widzianym na nowo rozpala ufność, że Europa ma także inną twarz niż ta, którą do tej pory widzieli. Że istnieje także jej gościnne i życzliwe oblicze. To dlatego rozjaśniają się oczy 11-letniego Yassera i oczy 13-letniej Shamili. Nie tylko dlatego, że dostają notes i długopis na własność, ale przede wszystkim dlatego, że podaje im je ktoś z uśmiechem, ktoś kto odczuwa prawdziwą przyjemność z przebywania tutaj z nimi.
W jednym dniu zajęć uczniowie ćwiczą mówienie o tym, jak się dzisiaj czują. I choć mają całą gamę słów do wyboru i są wręcz zachęcani, żeby dla wprawy używać różnych zwrotów, niekoniecznie wyrażających ich aktualny nastrój, niemalże wszyscy na pytanie o to, jak się czują, odpowiadają: „I am happy” (jestem szczęśliwy). Jakby oprócz ćwiczenia wymowy, chcieli przekazać coś więcej, coś może bardziej jeszcze istotnego.
Wychowanie do przyjaźni
W tej szkole nauczyciele niemal natychmiast stają się także uczniami. Zapał do nauki i determinacja adeptów stają się zaraźliwe. Z pilnością uczestniczą oni w zajęciach, z niezwykłym staraniem powtarzając kolejne frazy i notując w zeszytach. Także samo dotarcie na zajęcia wymaga od nich znaczącego wysiłku, bo muszą pieszo iść około 40 minut w jedną stronę. Uderza jednak coś jeszcze innego. Pytani o marzenia i o to, kim chcieliby zostać, odpowiadają w przeważającej większości, że chcieliby w przyszłości pomagać innym. Nie są to zresztą tylko odległe plany. W obozie Moria nastoletnia Afganka Ely organizuje już od jakiegoś czasu naukę angielskiego dla dzieci, gdzie uczy je tego, co sama już umie. I choć brakuje jej prawie wszystkiego, bo w zaimprowizowanej szkole nie ma na czym usiąść, ani czasami nawet czym pisać, to nie poddaje się i z wielką pasją realizuje swoje marzenie.
Wakacyjna szkoła przyjaźni języka angielskiego jest miejscem niezwykłym, gdzie pomimo noszonych maseczek widać wiele uśmiechów i gdzie pomimo zachowywanego z powodu pandemii dystansu wyczuwalna jest prawdziwa bliskość. Jak to doświadczenie rozszerzyć i jak sprawić, żeby trwało? Szkoła języka angielskiego nie tylko podtrzymuje nadzieję uchodźców na lepszą przyszłość, ale także ożywia nadzieję dla wszystkich na to, że bardziej ludzki świat jest możliwy. Jest to w tym sensie więc także nadzieja dla Europy i dla Polski. Jest jeszcze wiele sposobów, żeby osób przebywających w Morii nie pozostawić samym sobie.
Mój przyjacielu!
Amerykańska pisarka Stephanie Saldaña, która w ciągu 17 lat odwiedziła wiele obozów dla uchodźców na całym świecie, twierdzi, że jedną z najważniejszych rzeczy, które możemy zrobić dla uchodźców, to opowiadać i przybliżać ich historie. Wspólnota Sant’Egidio wraz z innymi żyje marzeniem otwarcia korytarzy humanitarnych do nowych krajów Europy. Organizuje także co roku modlitwę „Umrzeć z nadziei”, wspominając na niej wszystkich tych uchodźców, którzy zginęli tragicznie w podróży nadziei do Europy. Są także różne inne inicjatywy. Doświadczenie szkoły języka angielskiego na wyspie Lesbos ożywia pragnienie, aby los tych ludzi nie został zapomniany. W językoznawstwie funkcjonuje pojęcie językowego obrazu świata, które mówi między innymi o tym, że język kształtuje nasze wyobrażenie o otaczającym nas świecie. W obozie Moria naukę języka angielskiego wszyscy, starsi i młodsi, zaczynają od dwóch słów: „my friend!” (mój przyjacielu!). Znają to powitanie nawet 4-letnie dzieci i w ten sposób zwracają się do odwiedzających obóz. Nie mówią: „proszę pani”, „proszę pana”, ale właśnie „przyjacielu”. Także od nas zależy, czy naprawdę okażemy się przyjaciółmi, których w nas widzą.