Kobiety takie jak ona nazywamy dziś singielkami, bowiem z własnego wyboru czy rozeznania swojego powołania nigdy nie wyszła za mąż, poświęcając całe życie służbie innym ludziom. Choć od dziecka była bardzo religijna, nie chciała być również zakonnicą; wiedziała, że Bóg chce ofiary jej życia właśnie w bezżeństwie niekonsekrowanym. Jak trudne w odbiorze musiało być to powołanie, niech świadczy kontekst historyczny. Wanda Malczewska w dorosłe życie weszła w pierwszej połowie XIX w., gdy kobiety nie miały w Polsce jeszcze czynnych praw wyborczych ani nie mogły samodzielnie zarabiać na swoje utrzymanie. Zwłaszcza te wywodzące się z ziemiaństwa czy szlachty. Takie jak ona singielki, jeśli nie wybierały klasztoru, skazane były na bycie utrzymankami rodzin, zwykle o statusie piątego koła u wozu.
Pomagała na różnych polach
„Będziesz żyć długo na świecie, ale nie dla świata tylko dla Mnie. Jak Ja nie miałem własności, tak i ty mieć jej nie będziesz. U obcych oczy zamkniesz i tam spoczną kości twoje” – takie proroctwo usłyszała od Jezusa, mając zaledwie osiem lat w dniu swojej Pierwszej Komunii Świętej. Od początku wiedziała zatem, że jest oblubienicą samego Pana i że jak On doświadczy cierpienia.
Pierwsze mistyczne spotkania z Chrystusem Wanda Malczewska miała bowiem jeszcze w dzieciństwie. Z powodu jej głębokiej religijności władze kościelne zgodziły się, by do Pierwszej Komunii przystąpiła jako ośmiolatka. Już wtedy dała się poznać jako osoba wrażliwa na ludzi ubogich. Jak notują biografowie, na uroczystość komunijną zażyczyła sobie jedynie bawełnianą sukienkę i skromnego przyjęcia, by zaoszczędzone pieniądze można było wysłać misjonarzom do Afryki.
Jeszcze jako nastolatka przeżyła śmierć matki, ponowne małżeństwo ojca, źle traktującą ją macochę. Jako młoda kobieta trafiła pod kuratelę ciotki i to przy jej rodzinie Wanda spędziła większą część życia. Zgodnie z zapowiedzią Jezusa tułała się po różnych miejscach aż do śmierci.
Czym się zajmowała? Dziś powiedzielibyśmy, że szeroko pojętym wolontariatem. Uczyła wiejskie dzieci pisać i czytać, by łatwiej mogły w dorosłości się usamodzielnić; zrobiła kurs felczerski i zajmowała się chorymi; proszono ją o pomoc w mediacjach małżeńskich, tak wtedy oczywiście nienazywanych. Łatwość nawiązywania kontaktu z ludźmi sprawiała, że ludzie zwierzali jej się z kłopotów, a ona chętnie angażowała się w pomoc na różnych polach.
Kobiet takich jak ona, czyli społeczniczek zaangażowanych w działalność charytatywną, było w XIX w. wśród ziemian bardzo wiele. To, co wyróżniało Wandę Malczewską, to silna wiara. Podstawą zaangażowania było jej głęboko przeżywane chrześcijaństwo – zwraca uwagę dr Ewa K. Czaczkowska, dziennikarka, historyk i autorka książki Mistyczki, która przypomniała współczesnym tę postać.
Mistyczne wizje
Przypomniała, bowiem Wanda Malczewska ciągle jest dziś niemal nieznana. Nawet sama Ewa K. Czaczkowska przyznaje, że zetknęła się z nią przypadkiem, zbierając informacje do książki o kard. Stefanie Wyszyńskim w klasztorze św. Anny pod Przyrowem, niedaleko Żytna. – Trafiłam tam na dedykowaną jej tablicę. A ponieważ jestem miłośniczką malarstwa Jacka Malczewskiego, postanowiłam sprawdzić, czy owa Wanda miała z nim jakieś koligacje. Tak odkryłam niezwykłą mistyczkę, szerzej znaną w dwudziestoleciu międzywojennym i mimo trwającego procesu beatyfikacyjnego nieco zapomnianą we współczesnej Polsce – mówi dziennikarka.
Wanda należała oczywiście do rodziny słynnego polskiego malarza symbolisty. Była jego ciotką ze strony ojca, a on jej bratankiem. I choć nie przebywali często w swoim towarzystwie, ciotka już w dzieciństwie Jacka znała jego plastyczny talent i modliła się żarliwie, by nie zmarnował go na sprawy błahe, ale stał się „malarzem sławnym w kierunku czysto religijnym i narodowo-historycznym”.
Jednak powodem, dla którego postać ciotki Jacka Malczewskiego jest dziś znów częściej przywoływana, są jej mistyczne wizje. Dodajmy, zatwierdzone już przez Kościół. Przez kilkanaście lat swojego dojrzałego życia Wanda Malczewska regularnie miewała ekstazy, widzenia Męki Pańskiej, rozmawiała z Matką Bożą, Chrystusem i świętymi; nosiła też ukryte stygmaty. Śmiało można ją porównać do żyjącej niewiele wcześniej bł. Anny Katarzyny Emmerich, ponieważ nasza rodaczka także miewała dokładne wizje różnych momentów Męki Pańskiej, a łaski tej doświadczała szczególnie w Wielkim Poście. Jej wizje nie są jednak tak znane jak te, które były udziałem niemieckiej mistyczki czy choćby żyjącej po Wandzie św. Faustyny Kowalskiej. – Częściowo pewnie wynika to z tego, że Wanda swoich przeżyć tak skrzętnie nie notowała, nie miała też sekretarza, który by je wiernie spisywał – zauważa Ewa K. Czaczkowska.
To, co się zachowało, dotyczy głównie jednego roku – 1872, a przecież Wanda miewała aż 5–6 widzeń w miesiącu przez kilkanaście lat. Wszystko, co o nich wiemy, zanotował i zebrał jej wychowanek ks. Grzegorz Augustynik.
Twardo stąpała po ziemi
Część z tych zanotowanych objawień to proroctwa Matki Bożej lub Jezusa dotyczące Polski, bowiem Wanda jako gorliwa patriotka często modliła się o niepodległość pozostającej pod zaborami ojczyzny. O tym, że prośby te zostaną wysłuchane, została zapewniona kilkakrotnie. „Twoja Ojczyzna i Kościół w tej Ojczyźnie również przez krwawą pracę i bratnią jedność dojdą do upragnionej wolności. Niech tylko naród tej wolności nie obróci w swawolę” – usłyszała od Jezusa w Wielkim Poście roku 1872.
W sierpniu tego samego roku usłyszała natomiast od Matki Bożej zapowiedź Cudu nad Wisłą, który miał się wydarzyć dopiero kilkadziesiąt lat później. „Skoro Polska otrzyma niepodległość, to niedługo powstaną przeciwko niej dawni gnębiciele, aby ją zdusić – ale moja młoda armia, w imię moje walcząca, pokona ich, odpędzi daleko i zmusi do zawarcia pokoju. Ja jej dopomogę”.
W wizjach Wanda słyszała, że Polacy wolność stracili przez swoje narodowe wady, takie jak niezgoda czy lenistwo, i znów mogą ją stracić, jeśli się ich nie pozbędą. „Polska na moją prośbę będzie wskrzeszona i wszystkie jej części będą złączone. Ale… niech strzeże wiary i nie dopuszcza niedowiarstwa…zdrady… niezgody i lenistwa, bo te wady mogą ja na powrót zgubić i to… na zawsze!” – mówiła Maryja w jednej z wizji.
Treść tych objawień szybko sprawiła, że dworek rodziny Siemieńskich w Żytnie, gdzie mieszkała Wanda Malczewska, często był oblegany przez tłum ludzi. Chcieli być świadkami jej wizji. Ona sama jednak nie szukała rozgłosu i nie uważała się za kogoś wyjątkowego. Wszystkich świadków w zdumienie wprawiał fakt, że zaraz po takim stanie oderwania od zmysłów, Wanda dosłownie „schodziła na ziemię”, od razu jak gdyby nigdy nic oddając się swoim zwykłym pracom i obowiązkom. Ludzie jednak i tak uważali ją za „świętą panią”.
– Jej niezwykłe przeżycia mistyczne nie sprawiały, że chodziła w obłokach. Przeciwnie, dawały jej siłę i napęd do jeszcze bardziej konkretnej i ofiarnej służby ludziom – zauważa Ewa K. Czaczkowska.
Proces beatyfikacyjny Wandy Malczewskiej rozpoczął się jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym, jednak z powodu II wojny światowej i związanego z nią chaosu utknął w martwym punkcie. Dopiero odnalezione w latach 60. zebrane wcześniej dokumenty procesu przygotowawczego pozwoliły zakończyć go na etapie diecezjalnym (archidiecezja łódzka) i skierować do watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. 21 lutego 2006 r. papież Benedykt XVI zatwierdził dekret o heroiczności jej cnót i od tego momentu ciotka Jacka Malczewskiego może być nazywana Czcigodną Sługą Bożą. Do beatyfikacji brakuje jedynie zatwierdzonego cudu za jej wstawiennictwem, o co proszą regularnie pielgrzymi modlący się przy jej grobie w kościele Serca Jezusowego w Parznie.