Logo Przewdonik Katolicki

Kolej i wojna

Szymon Bojdo
Most na Wiśle pod Tczewem, wysadzony przez polskich saperów, we wrześniu 1939 r., w celu utrudnienia komunikacji niemieckiej miedzy Rzeszą a Prusami Wschodnimi fot. Wikipedia

II wojna światowa rozpoczęła się od ostrzału Westerplatte przez pancernik Schleswig-Holstein. Wiemy już dobrze, że to tylko formuła symboliczna. Równie dobrze mogłaby ona opiewać bohaterstwo kolejarzy.

Nie chciałbym tutaj przytaczać dowodów na to, że którakolwiek z narracji o rozpoczęciu ostatniej wojny światowej jest bardziej właściwa. Tym zajmują się historycy i od lat wydobywają z mroku wrześniowej nocy początki konfliktu. Przerażająca data 1 września 1939 r. wyryta jest w naszej pamięci od dzieciństwa. To, co nabrzmiewało w środkowej Europie od wielu tygodni, wybuchło niczym łańcuchowa reakcja. Bo o ile wcześniejsze incydenty dało się jakoś załagodzić dyplomacją, o tyle ostrzał Westerplatte, nalot na Wieluń i Ostrów Wielkopolski, wreszcie fizyczne wkroczenie nazistów na teren Polski były już pożogą nie do zatrzymania.

Falstart w Mostach
Działania dywersyjne miały miejsce także na kolei, zaś jednym z najbardziej interesujących był incydent jabłonkowski. Gdy w 1938 r. Polska zajęła Zaolzie, graniczną stała się stacja kolejowa w miejscowości Mosty koło Jabłonkowa, wraz z 500-metrowym tunelem kolejowym. Była to bardzo ważna trasa łącząca Warszawę z Wiedniem. Strategicznie leżała także między Rzeszą niemiecką i Słowacją, dlatego wojsko polskie zaminowało tunel i chciało go wysadzić na wypadek ewentualnej agresji. Już w czerwcu 1939 r. spośród Niemców zamieszkujących Jabłonkowo sformowano grupę 30 bojówkarzy, dziś znanych już z imienia i nazwiska, którzy mieli odbić z rąk Polaków stację i tunel.
Zrobili to w nocy z 25 na 26 sierpnia. Uzbrojeni w karabiny maszynowe bojówkarze podeszli pod stację w Mostach, terroryzując jej pracowników. Tak wspomina to jeden z nich Evžen Krućek z Bogumina, dyżurny ruchu na dworcu w Mostach „Na dworcu było nas w nocy trzech pracowników (…). Pociąg jeździł z Bogumina przez Cieszyn do Czadcy. (…). Z Czadcą i Jabłonkowem byliśmy połączeni telefonem dworcowym. Jednak około dziewiątej wieczorem przed atakiem Czadca wyłączyła linię”.
To wyłączenie linii przedłużyło całą sprawę, bo porucznik Albert Herzner, dowodzący akcją żołnierz z wrocławskiego oddziału Abwehry, nie mógł zameldować wykonania zadania. Tymczasem o wpół do piątej na dworcu zbierali się już pierwsi robotnicy pobliskiej huty. Dopiero koło piątej Herzner dodzwonił się do Rzeszy i zamarł. Hitler przełożył rozpoczęcie wojny na inny dzień. Oddział musiał salwować się ucieczką na Słowację, podczas której ranny został jeden z bojówkarzy. Swoim oddziałem wkroczyli do Rzeczypospolitej tydzień później, ale tunelu kolejowego nie zajęli – wysadzili go w akcie obrony polscy pogranicznicy.

Most w Tczewie
Na przeciwległym krańcu Polski leżał Tczew. Tam miała miejsce jedna z pierwszych, niezwykle spektakularnych akcji kolejowych. Była to bardzo ważna dla Rzeszy i dla Polski trasa kolejowa. Węzeł kolejowy biegnący przez to miasto obejmował tzw. korytarz pomorski, a więc linię biegnącą z Rzeszy do Prus Wschodnich. Dlatego opanowanie przeprawy kolejowej i drogowej nad Wisłą było priorytetem, by w obie strony przerzucać oddziały i broń, a tym samym uskuteczniać błyskawiczną wojnę.
Niemcy swój plan zwany akcją „Pociąg” („Aktion Zug”) zatwierdzili 19 sierpnia, a tworzyli go od maja. Polacy przygotowywali się równolegle, rzecz jasna poprzez zaminowanie mostu. W mieście stacjonował 2. batalion strzelców, do którego w marcu 1939 r. przydzielono 18 saperów. Mosty zostały potajemnie zaminowane. Dowódca Armii „Pomorze” wydał rozkaz wysadzenia ich w przypadku ataku. Wiedząc jednak o strategicznym znaczeniu mostu, naziści postanowili zdobyć go fortelem. Wspominali nawet o konieczności opóźnienia działań w Zatoce Gdańskiej, by nie zaszkodzić akcji w Tczewie. Planowano też, że most zostanie zdobyty przez desant spadochroniarzy, ale ostatecznie Niemcy odstąpili od tego pomysłu.
Wykorzystano inny fortel oparty na naturalnym ruchu na moście. Towarowe pociągi niemieckie przejeżdżające przez niego nie podlegały kontroli polskiej. Jednak każdorazowo musiała zostać otwarta specjalna krata, dopiero potem można było wjechać na most. Przyjazd pociągu zapowiadano na stacji w Szymankowie, na terenie Wolnego Miasta Gdańska, gdzie mieściła się polska administracja kolejowa i celna, dopiero potem stacja Tczew pozwalała na wjazd i otwierała kratę. Zgodnie z tą procedurą Niemcy zaawizowali z Malborka pociągi 963 i 965. Były to pociągi tranzytowe, które według zapowiedzi miały przewozić bydło, by jednak tranzyt mógł się odbyć poprawnie, poproszono o przysłanie dwóch polskich lokomotyw z kolejarzami. Gdy przybyli oni na miejsce, zostali obezwładnieni, w ich mundury przebrali się niemieccy żołnierze i ruszyli w kierunku Polski, a za nimi dwie drezyny pancerne. Do wagonów załadowano licznych saperów, pod wodzą porucznika Hackena i koło godz. 4.00 pociąg ruszył, a w ślad za nim także samochodami inne jednostki.

„Miejcie się dziś na baczności!”
Polscy kolejarze zorientowali się jednak w sytuacji. Gdy tylko pociąg nr 963 przejechał przez Kałdowo, inspektor celny Stanisław Szarek wystrzelił czerwoną racę, aby ostrzec kolegów w nieodległym Szymankowie. Obie stacje w czasie przejazdu pociągu mieli zająć bowiem bojówkarze SA, co jednak nie powstrzymało Polaków przed obroną. Na stacji w Szymankowie zawiadowca Roman Grubba przestawił zwrotnicę, kierując pociąg 963 na boczny tor. To opóźniło akcję, bo przywrócenie pociągu na właściwy tor zajęło nazistom niemal pół godziny. W tym czasie dyżurny ruchu Alfons Runowski zadzwonił do zawiadowcy ruchu w Tczewie Jana Ernsta. Przekazał on informację, że pociąg numer 963 zbliża się do Tczewa. Dodał także ściszonym głosem: „Miejcie się dziś na baczności! Więcej nie mogę powiedzieć, gdyż mam tu strażnika, który w tej chwili wyszedł”.
Istotnie, oddział SA sterroryzował już posterunek w Szymankowie, ale Ernst dzięki dyskretnej informacji mógł szybko powiadomić wojskowych. Równocześnie z Elbląga ruszyła już eskadra samolotów, mająca sparaliżować bombardowaniem dworzec w Tczewie. Bomby spadły na dworzec i nasyp kolejowy, gdzie miały znajdować się przewody odpalające ładunki na mostach, oraz na elektrownię i koszary wojskowe, gdzie zginęło pięciu żołnierzy. Relacje niemieckie podają, iż bombardowanie uszkodziło przewody detonatorów, ale Polacy zdążyli je naprawić. Tymczasem około godz. 4.45 przed most nadjechał opóźniony pociąg 963 i wybiegli z niego niemieccy żołnierze, zaskoczeni ostrzałem z karabinów i ckm. Sytuacja obrony stawała się z minuty na minutę coraz bardziej dramatyczna. Próbowano jeszcze odeprzeć atak Niemców, jednak po sprawdzeniu sytuacji w przyczółku wschodnim, podpułkownik Stanisław Janik nakazał wysadzić mosty. Stało się to kilka chwil po godzinie 6.00 rano.
Nie zakończyło to walk o Tczew, bo oddziały niemieckie próbowały także przeprawić się przez Wisłę pontonami. Droga kolejowa była już jednak zamknięta. W odwecie za niepowodzenie w Szymankowie bojówki SA zamordowały kilkunastu polskich kolejarzy i celników wraz z rodzinami. Inscenizacja tej bohaterskiej walki jest co roku odtwarzana w Tczewie.

Kolejarska konspiracja
Polscy kolejarze w różnych częściach Rzeczypospolitej padli jako jedni z pierwszych ofiarą nazistowskiej napaści. Wielu z nich, którzy wcześniej byli powstańcami wielkopolskimi lub śląskimi czy też działaczami narodowymi (agitowali np. na rzecz Polski w czasie plebiscytów), zostało wywiezionych do obozów lub rozstrzelanych. Wielu było pozbawionych pracy, Niemcy szybko utworzyli swoją dyrekcję kolei i po zrabowaniu polskiej infrastruktury zatrudnili swoich pracowników. Część z nich przymusowo została wcielona do pracy dla kolei Rzeszy. Wielu z nich, z narażeniem życia tworzyło konspiracyjne organizacje, które w przebiegu wojny pomagały w akcjach sabotażu. To za ich sprawą uszkadzane były lokomotywy Generalnej Guberni i podpalane cysterny z materiałami łatwopalnymi. A jakie niesamowite akcje można było przeprowadzać, podmieniając listy przewozowe?! Papier wszystko przyjął, a naziści nie mogli znaleźć litrów benzyny i ton zaopatrzenia wojska. Nie da się pominąć ich roli także w szmuglowaniu żywności dla polskiej ludności oraz przesyłek słynnych kurierów na Zachód.
Gdy „prosto do nieba czwórkami szli żołnierze z Westerplatte”, pracownicy polskich kolei starali się opóźniać działania przeciwnika. O ilu jeszcze zawodach mógłbym napisać taki artykuł? Jak bardzo hart ducha, spryt, upór Polaków różnych profesji sprawił, że mogliśmy choć przez kilka tygodni bronić się, zachowując swoją godność? Takich materiałów mogłoby powstać wiele i warto je poznawać, by nasza pamięć o straszliwym wrześniu 1939 r. była pełna.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki