Piszę ten felieton dzień po niedzielnych protestach, 23 sierpnia na Białorusi. Wczoraj ulice Mińska należały do obywateli. Sto tysięcy ludzi, w pokojowym proteście, przemaszerowało centralnymi magistralami miasta. Władza, która jeszcze niedawno terrorem próbowała mińszczan uciszyć, jakby się schowała, wystawiając posterunki jedynie przed Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, „świątynią” reżimu, a także przed pałacem prezydenckim, gdzie dyktator Łukaszenka, uzbrojony w ręczny karabin maszynowy, oczekiwał chwili, która nieuchronnie kiedyś nadejdzie. Podobne, choć oczywiście w mniejszej skali akcje protestu odbyły się tego dnia w innych miastach białoruskich.
Mądrzy analitycy z Zachodu wieszczyli już koniec biało-czerwono-białej insurekcji. Dwa tygodnie trwający opór przeciw dyktaturze i tak ledwie mieścił im się w głowie. Przecież to Białoruś, cicha i potulna, którą chłopek-roztropek, pokazujący jednak, kiedy trzeba, krwawe oblicze, rządzi jak chce od 26 lat! Protesty się wypalą, strajki wygasną, a ludźmi po staremu zacznie rządzić strach. Mylą się analitycy. Białoruś jest już inną Białorusią niż ta przed dziesięciu laty. Wyrosło tam pokolenie, któremu nie da się już zamknąć ust kłamstwami i terrorem. Przeciwnie, brutalna rozprawa z narodem po sfałszowanych wyborach wzmogła tylko w ludziach determinację i chęć walki. „Baćka”, jak dawniej, smagnął batem pociągowego konia – a okazało się, że uderzył w krzepnące społeczeństwo obywatelskie.
To nie jest wojna domowa – to walka narodu białoruskiego z tym, co jeszcze niedawno wydawało się narodem postsowieckim. Do tej pory to naród białoruski był w mniejszości. Jednak kołchozowa Białoruś, na której opierał się dyktator, wycofuje dlań poparcie, w miarę stopniowego pogarszania się warunków wiejskiego życia. Czerwono-zieloni nie stają też przeciwko biało-czerwono-białym, do czego usilnie namawia ich Łukaszenka. Nieprawy prezydent, owszem, urządza sobie wiece poparcia, ale to tylko spędy tych, których jeszcze udaje mu się zastraszyć. Ci ludzie, sami z siebie, nie są w stanie wyartykułować żadnego rozsądnego postulatu. Nawet oni nie wierzą już bowiem w kłamstwa o polskiej interwencji. Nie są osobnym narodem czerwonych Białorusinów. Kłamstwo nie jest w stanie stworzyć niczego trwałego.
Jakże inaczej wygląda społeczna panorama antyłukaszenkowego protestu! Twarze manifestantów z Mińska, Grodna, Brześcia czy Mohylewa to twarze nas samych sprzed lat czterdziestu, z czasów polskiego Sierpnia 1980, nazywanego kiedyś „pamiętnym”, dziś zaś wstydliwie tylko wspominanego. W chwili gdy ukaże się ten numer „Przewodnika”, państwo polskie obchodzić będzie okrągłą rocznicę strajków w stoczniach Wybrzeża. Na Białorusi przez ten tydzień wydarzy się niejedno, ale cokolwiek się tam wydarzy, nie zmieni to zawartej w tym felietonie generalnej oceny. Jak będziemy się czuli, gdy przyjrzymy się samym sobie w białoruskim lustrze? Co mamy dziś do powiedzenia sobie, światu, a także naszym białoruskim sąsiadom?