Logo Przewdonik Katolicki

Gdańsk 1980 – Mińsk 2020

Jacek Borkowicz
fot. Magdalena Bartkiewicz

Mylą się analitycy. Białoruś jest już inną Białorusią niż ta przed dziesięciu laty. Wyrosło tam pokolenie, któremu nie da się już zamknąć ust kłamstwami i terrorem

Piszę ten felieton dzień po niedzielnych protestach, 23 sierpnia na Białorusi. Wczoraj ulice Mińska należały do obywateli. Sto tysięcy ludzi, w pokojowym proteście, przemaszerowało centralnymi magistralami miasta. Władza, która jeszcze niedawno terrorem próbowała mińszczan uciszyć, jakby się schowała, wystawiając posterunki jedynie przed Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, „świątynią” reżimu, a także przed pałacem prezydenckim, gdzie dyktator Łukaszenka, uzbrojony w ręczny karabin maszynowy, oczekiwał chwili, która nieuchronnie kiedyś nadejdzie. Podobne, choć oczywiście w mniejszej skali akcje protestu odbyły się tego dnia w innych miastach białoruskich.
Mądrzy analitycy z Zachodu wieszczyli już koniec biało-czerwono-białej insurekcji. Dwa tygodnie trwający opór przeciw dyktaturze i tak ledwie mieścił im się w głowie. Przecież to Białoruś, cicha i potulna, którą chłopek-roztropek, pokazujący jednak, kiedy trzeba, krwawe oblicze, rządzi jak chce od 26 lat! Protesty się wypalą, strajki wygasną, a ludźmi po staremu zacznie rządzić strach. Mylą się analitycy. Białoruś jest już inną Białorusią niż ta przed dziesięciu laty. Wyrosło tam pokolenie, któremu nie da się już zamknąć ust kłamstwami i terrorem. Przeciwnie, brutalna rozprawa z narodem po sfałszowanych wyborach wzmogła tylko w ludziach determinację i chęć walki. „Baćka”, jak dawniej, smagnął batem pociągowego konia – a okazało się, że uderzył w krzepnące społeczeństwo obywatelskie.
To nie jest wojna domowa – to walka narodu białoruskiego z tym, co jeszcze niedawno wydawało się narodem postsowieckim. Do tej pory to naród białoruski był w mniejszości. Jednak kołchozowa Białoruś, na której opierał się dyktator, wycofuje dlań poparcie, w miarę stopniowego pogarszania się warunków wiejskiego życia. Czerwono-zieloni nie stają też przeciwko biało-czerwono-białym, do czego usilnie namawia ich Łukaszenka. Nieprawy prezydent, owszem, urządza sobie wiece poparcia, ale to tylko spędy tych, których jeszcze udaje mu się zastraszyć. Ci ludzie, sami z siebie, nie są w stanie wyartykułować żadnego rozsądnego postulatu. Nawet oni nie wierzą już bowiem w kłamstwa o polskiej interwencji. Nie są osobnym narodem czerwonych Białorusinów. Kłamstwo nie jest w stanie stworzyć niczego trwałego.
Jakże inaczej wygląda społeczna panorama antyłukaszenkowego protestu! Twarze manifestantów z Mińska, Grodna, Brześcia czy Mohylewa to twarze nas samych sprzed lat czterdziestu, z czasów polskiego Sierpnia 1980, nazywanego kiedyś „pamiętnym”, dziś zaś wstydliwie tylko wspominanego. W chwili gdy ukaże się ten numer „Przewodnika”, państwo polskie obchodzić będzie okrągłą rocznicę strajków w stoczniach Wybrzeża. Na Białorusi przez ten tydzień wydarzy się niejedno, ale cokolwiek się tam wydarzy, nie zmieni to zawartej w tym felietonie generalnej oceny. Jak będziemy się czuli, gdy przyjrzymy się samym sobie w białoruskim lustrze? Co mamy dziś do powiedzenia sobie, światu, a także naszym białoruskim sąsiadom?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki