Logo Przewdonik Katolicki

Kreatywne protestowanie

Szymon Bojdo
Tradycyjny herb Białorusi – Pogoń – przekształcano już podczas protestów nawet w wersje z kobietą na koniu fot. Barcroft Media-Contributor/Getty Images

Każda zmiana, także zmiana rządów, dokonuje się poprzez symbole. Protesty na Białorusi mają swoje kolory, znaki i brzmienia.

Zasięg i masowość protestów przed i po kolejnych sfałszowanych wyborach prezydenckich na Białorusi zaskoczyła wszystkich komentatorów zagranicznych, ale też samych Białorusinów. Gdy dostrzegali oni kolejne możliwe formy protestu, gdy widzieli, jak wiele osób gromadzi się na placach stolicy i innych miejscowości, to niczym kula śniegowa rosło poparcie dla zmian. Ta solidarność pomogła je kontynuować nawet po brutalnym rozgramianiu protestujących przez niesławny OMON. Bo siła symboli – znaków, które jednoczą, jest ogromna i zazwyczaj niedoceniana przez dyktatorów.
Tak jest na przykład z historyczną, biało-czerwono-białą flagą Białorusi. Wywodzona jest ona nawet już ze średniowiecza. Przypuszcza się, że ruskie oddziały posługiwały się nią w bitwie pod Grunwaldem, a jako wariant sztandaru św. Jerzego także w bitwie pod Orszą. Najważniejsze jednak, że w takiej formie pojawiła się ona na początku XX wieku, w 1918 r. oficjalnie stając się symbolem białoruskiej państwowości. Komuniści, którzy uznali ją za burżuazyjną, wprowadzili swoją flagę: czerwono-zieloną, którą w 1995 r. przywrócił Łukaszenka (w wersji bez sierpa i młota, za pomocą referendum, w którym ponoć 75 proc. obywateli było za jej przywróceniem). Emocjonalnie nikt się jednak z nią nie utożsamiał – za granicą, w ruchach opozycyjnych zawsze utożsamiano się z flagą historyczną.
Żeby to było jasne – nikt jej oficjalnie nie zabraniał. Ale znamienne, że po jej oficjalnym usunięciu Łukaszenka kazał pociąć wiszącą na budynkach rządowych flagę na małe kawałeczki, z kolei Białorusini dowcipkują, że policję wezwać najłatwiej, idąc z biało-czerwono-białą flagą po ulicy – wtedy szybko zjawią się funkcjonariusze. Dziś powiewa ona na protestach, ale też odważnie zaczęły ją wywieszać różne instytucje, jak Regionalny Teatr Dramatyczny w Grodnie. Zawisła nad budynkiem rady wiejskiej w Podgorje w obwodzie mohylewskim i nad przedsiębiorstwem Krasnoselskstroymaterialy w Wołkowysku.

Blogerzy mówią, jak jest
Trzeba jednak wiedzieć, że społeczny bunt na Białorusi, choć z całą mocą wybuchł w okolicach wyborów, narastał już od lat, a głównym miejscem jego podsycania był internet i białoruska blogosfera. Choć władza reżimu dwoiła się i troiła, by zatrzymać działalność blogerów, rozwój internetu nie pozwalał na skuteczne ich blokowanie. Najczęściej wykorzystywany jest do tego serwis Telegram, autorstwa twórców „rosyjskojęzycznego Facebooka” (Vkontakte), który zresztą wprost zapowiedział, że będzie robić wszystko, by być odpornym na rządowe blokady.
Co takiego publikowali blogerzy, że władza wydała im wojnę? Dokładnie to, co powinno robić niezależne dziennikarstwo, patrzyli władzy na ręce, sprawdzali absurdy życia na Białorusi, zadawali niewygodne pytania. Często uświadamiali w ten sposób samo społeczeństwo, kto winien jest coraz gorszych warunków życia. Działalność blogerów, także wśród Białorusinów obalała popularny i w Polsce mit, że może w dużych miastach są jakieś grupy opozycji, ale na prowincji wszyscy kochają „Baćkę”, bo daje pracę i względnie stabilny byt. Oni pokazywali, że większość obywateli ma już dosyć. Dlatego już w maju i czerwcu Łukaszenka przeprowadził na nich obławę. Blogerom Iharowi Łosikowi (kanał Biełaruś gołownogo mozga), Zmicierowi Kazłouowi (Szery Kot), Siarhiejowi Cichanouskiemu (Strana dla żyzni), Uładzimirowi Niaronskiemu, Siarhiejowi Piatruchinowi (Narodnyj Reportior), Alaksandrowi Kabanouowi i Uładzimirowi Cyhanowiczowi (MozgON) postawiono zarzut podburzania do protestów, co zakłócać miało porządek społeczny.
Z tych postaci warto wyróżnić to, co zrobił Cichanouski. On sam chciał stanąć w szranki z dyktatorem, a po tym gdy został aresztowany, zrobiła to za niego słynna już żona – Swietłana. Wcześniej zainicjował on m.in. symboliczną akcję pokazywania się z... kapciami. Nawiązywał w ten sposób do rosyjskiej bajki, w której karaluch ogłasza się satrapą i terroryzuje inne zwierzęta, do momentu, aż zjada go wróbel. Cichanouski zachęcał do wychodzenia na ulicę z kapciami, bo metafora jest tu aż nadto czytelna, wiadomo kto jest karaluchem, którego trzeba przegonić z Białorusi. Także po wyborach blogerzy aktywnie wspierają protestujących, będąc pomostem ze światem zewnętrznym – taką rolę pełni na przykład młodziutki zaledwie 22-letni bloger Stsiapan Putsila, znany w internecie jako NEXTA, którego relacje dosłownie zalały internet. Od paru lat przebywa on na emigracji w Polsce, ale właśnie z tej pozycji może przekazywać informacje o proteście poza Białoruś, jak również wzywać swoich rodaków do mobilizacji.

Siła kobiet
W swoim buncie Białorusini wykazali się niebywałą kreatywnością, najpierw musząc reagować na absurdy rodzimego prawa. Od lat bowiem spotykanie się w większym niż 2–3 osoby gronie może być uznane jako nielegalne zgromadzenie. W grę nie wchodziło też wykrzykiwanie żadnych haseł. Dlatego protestowano za pomocą instytucji kolejki – np. stano w kolejce do komisji wyborczych, by złożyć protest na zatrzymanie kandydatów, lub złożyć podpis poparcia pod nazwiskiem któregoś z nich. A że nie można było nic wykrzykiwać – klaskano lub trąbiono klaksonem, gdy widziało się takie zgromadzenie na swojej drodze. Już w kampanii wyborczej mogły odbywać się wiece, na których zmodyfikowano tradycyjne hasło opozycji wierim, możem, peremożem (wierzymy, możemy, zwyciężymy) na lubim, możem, peremożem, a więc kochamy, możemy, zwyciężymy. Do każdego z tych słów dodano gest: serca, zaciśniętej pięści i wiktorii. Reprezentowały one też trzy połączone sztaby wyborcze, Cichanouskiego, Babaryki i Cepkały, którzy nie wzięli udziału w wyborach, ale poparli Swietłanę Cichanouską. Sztaby te reprezentowały trzy kobiety, oprócz kandydatki koordynatorka sztabu Wiktara Babaryki – Maryja Kalesnikawa i żona Walera Capkały – Weranika.
To kolejny rys charakterystyczny protestów – kobiety są na nich bardzo mocno reprezentowane. Spotykało się to z prześmiewczymi komentarzami słynącego ze swojego mizoginizmu Łukaszenki, protestującym dało jednak nową energię. Po wyborach to kobiety spotykały się w różnych miejscach Białorusi i żądając zaprzestania przemocy i uwolnienia więźniów, śpiewały popularną kołysankę. Tradycyjny herb Białorusi – Pogoń – przekształcano nawet w wersje z kobietą na koniu. To one podchodziły do funkcjonariuszy z kwiatami i przytulały ich, prosząc, by przeszli na ich stronę lub przynajmniej powstrzymali się od przemocy. Niejednokrotnie te apele skutkowały, kilkunastu żołnierzy opublikowało filmiki, w których wyrzuca mundury do kosza, na protestach w Mińsku OMON opuścił charakterystyczne tarcze. Przeciw komu zresztą mieliby ich używać – przeciw pokojowo protestującym, z białymi kwiatami i białymi opaskami – to kolejne symbole – na dłoniach? Skala niezadowolenia była tak duża, że w jednej z miejscowości kwiaty rozdawał protestującym naczelnik lokalnej policji.

Artyści na barykadach
Za sabotaż i naruszenie porządku uznano włączenie 6 sierpnia przez dwóch didżejów, na oficjalnym festynie państwowym, piosenki rosyjskiego zespołu Kino „Przemian!”. Była to spontaniczna akcja, po tym jak władze nie znalazły w stolicy żadnego miejsca, w którym kandydatka opozycji mogłaby odbyć swój wiec. „Przemian żądają nasze serca, Przemian żądają nasze oczy, W naszym śmiechu i w naszych łzach, I w pulsowaniu żył Przemian! Czekamy na przemiany!” – śpiewają Białorusini, już kolejny raz, bo piosenka ta powstała w latach 80. Z kolei w kultowym utworze zespołu N.R.M. Trzy żółwie z roku 2000, słyszymy słowa: „hej, la la la laj, ty nie czekaj, niespodzianek nie będzie” – a więc nie spodziewaj się zaskoczeń, bo wiadomo kto wygra. Anna Sharkunova w uroczej Pieśni szczęśliwych ludzi przekonuje natomiast, że choć ludzi dobrych może być mało, mogą oni wiele zmienić (w teledysku zresztą pojawiają się symbole i osoby związane z protestami). Bezkonkurencyjna jest jednak białoruska wersja Murów, w polskiej wersji wykonywanej przez Jacka Kaczmarskiego, ale jak wiemy mająca korzenie pieśni, protest-songu już w frankistowskiej Hiszpanii.
Tu warto dodać ważną uwagę na temat języka: w tegorocznych protestach opozycja już nie tak stanowczo kładła nacisk na używanie języka białoruskiego. W kraju tym do komunikacji używa się raczej języka rosyjskiego – białoruski był paradoksalnie symbolem albo ludowości i starej władzy, albo właśnie radykalnej opozycji. Tym razem liderzy protestów włączyli także do narracji język rosyjski, unikając w ten sposób wykluczenia tych, którzy białoruski znają słabo lub wcale.
Pewnie nie da się zliczyć także licznych karykatur, obrazków, memów zachęcających do protestów. Mój ulubiony – białoruska Pogoń, przeganiająca przerażonego Łukaszenkę. Artysta z Rosji, Artem Loskutov stworzył z kolei poruszającą pracę, uderzając o kawał białego płótna policyjną pałką, zamoczoną w czerwonej farbie. W ten sposób powstała flaga Białorusi, nawiązująca do brutalnego traktowania protestujących przez policję. Obraz artysta wystawił na aukcję, z której połowę dochodu przekaże protestującym. Pod koniec było to kilkanaście tysięcy euro. Siniak jest także motywem innych prac, jak choćby takiej, w której układa się on w kontur Białorusi. Częstym motywem jest także zestawienie 97 proc. i 3 proc. Wiąże się to z faktem, że zanim reżim zabronił publikacji innych niż państwowe sondaży, jeden z nich pokazał właśnie taki wynik. Z tym, że 3  proc. poparcia było dla Aleksandra Łukaszenki. I to jest realny obraz niezadowolenia Białorusinów. Miejmy nadzieję, że tym razem będący początkiem końca dyktatury.

Za pomoc w przygotowaniu artykułu dziękuję Alenie, Dymitrowi i Filipowi. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki