Logo Przewdonik Katolicki

Pokolenie lockdownu

Piotr Wójcik
Branża turystyczna została mocno dotknięta skutkami pandemii koronawirusa i gospodarczego lockdownu. Razem z nią ucierpieli jej pracownicy fot. Darek Delmanowicz/PAP

Młodzi ludzie wchodzący na rynek pracy w czasie pandemicznego kryzysu będą odczuwać jego negatywne skutki przez lata, a może i do końca życia. Zakorzenione poczucie niepewności wpłynie na ich zarobki, sytuację rodzinną, a nawet zdrowie.

Mamy niebywałą skłonność do nazywania poszczególnych pokoleń charakterystycznymi nazwami. Powojenne pokolenie wyżu demograficznego nosi więc nazwę „baby boomers”, a osoby wchodzące w dorosłość po 2000 roku to „milenialsi”. Najmłodsze pokolenie, czyli to urodzone już po 2000 roku, nazwano „pokoleniem Z”, w odróżnieniu od ich rodziców z „pokolenia X”, którzy pełnoletność uzyskali w latach 90.
Bardzo możliwe, że „Zety” oraz młodszą część „milenialsów” będzie trzeba określać zbiorczą nazwą „pokolenie lockdownu”, gdyż zamrożenie gospodarki spowodowane pandemią koronawirusa będzie tym, co określi ich przyszłość w największym stopniu. A wpływ ten będzie jednoznacznie negatywny. Wchodzenie na rynek pracy w sytuacji kryzysu ekonomicznego odbije się na ich szansach życiowych – wiele talentów nie rozwinie się na miarę swoich możliwości, a wiele obiecujących karier zawodowych się nie spełni. Oczywiście nie wszystkich dotknie to w równym stopniu, jednak wiele przemawia za tym, że ludzie będący obecnie na początku kariery zawodowej będą mieli nieustannie pod górkę.

Domeny młodych
Zamrożenie gospodarki oraz wprowadzone pandemiczne restrykcje w największym stopniu dotknęły te branże, w których pracują młodzi. Za barem w pubie lub za ladą w kawiarni bardzo rzadko stoją osoby starsze. To domena młodych – studentów lub świeżo upieczonych absolwentów. Młodzi bardzo często pracują także w kurortach oraz popularnych miejscowościach turystycznych, świadcząc przeróżne usługi wypoczywającym. Okres urlopowy to czas żniw dla najmłodszych grup wiekowych na rynku pracy. Także w branży rozrywkowej dominują raczej osoby młodsze niż starsze. I nie jest tu mowa tylko o artystach, ale przede wszystkim o obsłudze festiwali, koncertów, wystaw, przeglądów filmowych czy innych imprez – zarówno tych plenerowych, jak i „pod dachem”. Tymczasem pandemia koronawirusa najsilniej dotknie branżę turystyczną, gastronomiczną oraz rozrywkową. A wpływ ten będzie się ciągnął jeszcze długo po uspokojeniu sytuacji epidemicznej. Raz, z powodu restrykcji, a dwa, z powodu zakorzenionej niepewności wśród obywateli i niechęci do zbyt intensywnych relacji społecznych.
Według danych Eurostatu, aż 30 proc. Polaków w wieku 15–24 lat pracuje w branżach w największym stopniu dotkniętych skutkami pandemii oraz zamrożenia gospodarek. Ponad 20 proc. pracuje w stacjonarnym handlu detalicznym oraz hurtowym. 7 proc. zatrudnionych jest w gastronomii, a 2 proc. w hotelarstwie. Odsetek Polaków powyżej 25. roku życia zatrudnionych w tych branżach jest dwa razy niższy i zdecydowana większość z nich pracuje w handlu. Oczywiście najgorzej w tym względzie jest w krajach nastawionych na turystykę. W Grecji połowa młodych pracuje w branżach zagrożonych skutkami pandemii, w Hiszpanii 42 proc., a w Portugalii prawie 40 proc. Około 40 proc. młodych pracuje w zagrożonych branżach również w krajach, których gospodarki oparte są na usługach – mowa o Irlandii oraz Holandii. We wszystkich państwach UE odsetek osób poniżej 25. roku życia, pracujących w gałęziach gospodarki dotkniętych pandemią, jest dwukrotnie wyższy niż wśród starszych.

Mniej rodzin i dzieci
Młodzi będą mieli więc zdecydowanie trudniejszy start zawodowy. Branże, w których zwykle dorabiają podczas studiów, zdobywają doświadczenie zawodowe potrzebne do CV oraz zarabiają pierwsze pieniądze, w nadchodzącym czasie będą mniej chętnie zatrudniać. „Pokolenie lockdownu” będzie więc miało mniejsze możliwości utrzymania się w innym mieście podczas studiowania, co może sprawić, że część z nich zrezygnuje z kontynuowania nauki na uczelni. Według badania Międzynarodowej Organizacji Pracy połowa studentów na świecie jest przekonana, że pandemia koronawirusa opóźni ich zakończenie edukacji. Natomiast co dziesiąty student twierdzi, że przez lockdown w ogóle nie ukończy studiów.
Prawdopodobnie opóźni się także moment usamodzielnienia się, czyli wyprowadzki od rodziców. A przecież już teraz prawie 40 proc. Polek i Polaków poniżej 30. roku życia mieszka z rodzicami, co jest jednym z najwyższych wyników w UE. To się przełoży na odwlekanie decyzji o założeniu rodziny i dalsze przesuwanie wieku kobiet rodzących pierwsze dziecko. Obecnie przeciętna Polka rodzi pierwsze dziecko w wieku ponad 27 lat – matki Polek będących obecnie w wieku rozrodczym rodziły pierwsze dziecko nawet pięć lat wcześniej. To zaś negatywnie wpłynie na dzietność nad Wisłą, według zasady „im później pierwsze dziecko, tym mniej dzieci w ogóle”. Nawet biorąc poprawkę na fakt, że obecnie znacznie częściej dzieci rodzą kobiety po czterdziestce.
Mniejsze możliwości dorabiania na studiach ograniczą szanse życiowe w szczególności osób z mniejszych miejscowości, dla których studiowanie wiąże się z koniecznością opuszczenia domu rodzinnego. Jeśli rodzice nie będą w stanie pokryć utrzymania swoich dzieci, to będą musiały one zrezygnować z nauki lub kształcić się na uczelniach lokalnych. Według jednego z raportów Instytutu Badań Edukacyjnych wielkość rodzinnej miejscowości przekłada się na klasę kończonej uczelni – statystycznie osoby z najmniejszych ośrodków kończą znacznie gorsze szkoły wyższe niż urodzeni w miastach powyżej 500 tys. mieszkańców. Ograniczenie młodym możliwości dorabiania jeszcze te szanse życiowe Polaków z prowincji zmniejszy.

Pierwsi do zwolnienia
Według badania Międzynarodowej Organizacji Pracy, która jako jedna z pierwszych użyła sformułowania „pokolenie lockdownu”, w krajach rozwiniętych jedna na sześć osób poniżej 25. roku życia straciła pracę z powodu zamrożenia gospodarek. Jedna czwarta tych, którzy pracę utrzymali, musiała pogodzić się z ograniczeniem pensji oraz czasu pracy. To oczywiście efekt tego, że wagonik z młodymi pracownikami najłatwiej jest odczepić. Mają najmniejsze doświadczenie, a co za tym idzie, zwykle najmniejsze kompetencje na danym stanowisku pracy. Nie zbudowali sobie jeszcze pozycji w firmie, nie otoczyli się siecią powiązań z pracownikami czy kontrahentami, często na ich plecach ciąży mniejsza odpowiedzialność. Poza tym mają krótszy staż, a związki zawodowe czy organizacje pracownicze w czasie kryzysu w pierwszej kolejności bronią miejsc pracy starszych, bardziej zasłużonych pracowników. W czym zresztą nie ma niczego dziwnego. Właśnie dlatego pracodawcom najłatwiej się z nimi bez większego żalu pożegnać.
Tym bardziej że młodzi pracownicy pracują zwykle na kontraktach terminowych – umowie-zlecenie lub umowie o pracę na czas określony. W Polsce co czwarty pracownik jest zatrudniony na umowie czasowej. To drugi najwyższy wynik w UE, za Hiszpanią. Jednak wśród osób w wieku 15–24 lata odsetek pracujących na umowach czasowych wynosi aż 63 proc. Tak więc dwie trzecie młodych pracuje na kontraktach, które zdecydowanie najłatwiej rozwiązać. Umowy cywilnoprawne w ogóle nie są chronione żadnymi kodeksowymi zapisami, natomiast umowy o pracę na czas określony mają zwykle krótszy okres wypowiedzenia – dwutygodniowy lub miesięczny. Poza tym w momencie wygaśnięcia nie ma żadnych formalnych przeszkód, żeby ich nie przedłużyć. Jak na razie stopa bezrobocia nie skoczyła do niebotycznych rozmiarów. W maju wyniosła 6 proc., dzięki stosunkowo sztywnemu kodeksowi pracy oraz pakietom pomocowym dla firm, których filarem było utrzymanie poziomu zatrudnienia. Możemy jednak przypuszczać, że przedłużająca się sytuacja pandemicznych restrykcji będzie stopniowo pogarszać sytuację młodych na rynku pracy.
Najprawdopodobniej wzrośnie odsetek tak zwanych NEETS-ów, czyli osób w wieku 15–29 lat, które się nie uczą ani nie pracują. Dziś wynosi on 12 proc., co przekłada się na 750 tys. młodych obywateli Polski bez perspektyw. W większości to osoby z mniejszych ośrodków, w których trudno znaleźć satysfakcjonujące zatrudnienie. W wielu wypadkach jedyną możliwością rozwoju dla osób z prowincji była do tej pory emigracja – albo do polskich aglomeracji, albo za granicę. W nadchodzących miesiącach, a może nawet latach, emigracja będzie zdecydowanie utrudniona. Polskie miasta będą wchłaniać mniejszą liczbę chętnych, a kraje Zachodu zamkną się na emigrację, gdyż sytuacja pandemiczna jest w nich znacznie gorsza niż w Polsce. Nie mówiąc już o tym, że Wielka Brytania, czyli główny cel emigracji zarobkowej Polaków, niedawno opuściła UE i zdobycie w niej pozwolenia na pobyt będzie w przyszłości znacznie trudniejsze.

Dalekosiężne rezultaty
Duże problemy na rynku pracy w momencie rozpoczynania kariery zawodowej przekładają się na kłopoty w późniejszym wieku. Nie dotyczą one jedynie kwestii zawodowych, ale w ogóle życiowych. Agencja konsultingowa Deloitte w analizie „Pokolenie Lockdown, czyli nowe problemy młodych osób na rynku pracy” przytacza badania dwojga badaczy z Uniwersytetu Kalifornijskiego, według których wejście na rynek pracy w trakcie recesji przekłada się na znacznie niższe zarobki w perspektywie 15 lat. Jest to spowodowane tym, że w okresie młodości, gdy pracownik najszybciej pnie się po szczeblach zawodowych i dochodowych, „kryzysowe pokolenia” mają szczególnie trudno uzyskiwać awanse oraz podwyżki. To przekłada się także na ich przyszłe zachowania. Nauczeni życia w ciągłej niepewności i strachu przed zwolnieniem stają się zaszczuci i mniej pewni siebie, a więc mniej skorzy do stawiania żądań płacowych oraz szukania alternatywnych miejsc pracy.
Niepewność wiążąca się z trudną sytuacją zawodową przekłada się także na stres i utratę wiary w swoje możliwości. Co zaś wiąże się z przyswajaniem niesprzyjających zdrowiu zachowań, które ten stres rozładowują. Przedstawiciele „kryzysowych pokoleń” znacznie częściej sięgają po alkohol i narkotyki oraz ryzykowne zachowania seksualne. Palą także więcej papierosów i gorzej się odżywiają, stawiając na produkty przynoszące szybką przyjemność – słodycze lub tłuste jedzenie z fast foodów. Oczywiście zakorzenione poczucie niepewności sprzyja także rozpadom rodzin. Jak wskazuje Deloitte, dwoje wyżej wymienionych naukowców z Kalifornii w innym badaniu sprawdziło sytuacje zdrowotną osób zaczynających pracę w okresie recesji w latach 80. Okazało się, że ich przeciętna długość życia była krótsza o 9 miesięcy w stosunku do pokolenia, które wchodziło na rynek pracy w czasie wcześniejszej koniunktury.
Oczywiście wiele zależy od polityki państwa. Wszystkie te przykre zjawiska czekające na rozpoczynających właśnie swoją drogę zawodową Polaków nie muszą się ziścić lub mogą być przynajmniej ograniczone. Już teraz trzeba jednak zadbać o odpowiednią politykę rynku pracy. Z jednej strony dać bezrobotnym większą pewność sytuacji ekonomicznej, chociażby podwyższając zasiłek dla bezrobotnych (co już się dokonało, choć w niewystarczającym stopniu) i rozszerzając krąg jego beneficjentów (co zostało zrobione w bardzo ograniczonym zakresie, więc nie poprawi sytuacji w długim terminie). Urzędy Pracy powinny także przygotować ofertę szkoleniową, umożliwiającą kształcenie się w zawodach, które w najmniejszym stopniu ucierpią z powodu pandemii. Państwo powinno przygotować pakiet solidnych stypendiów socjalnych dla maturzystów z mniejszych ośrodków, którzy chcieliby się kształcić na uczelniach w innym mieście, jednak nie mają środków na utrzymanie. Dotychczasowe uczelniane stypendia socjalne są mizerne i trafiają do zbyt wąskiej grupy. Bez kompleksowej polityki dotyczącej rynku pracy, edukacji, rodzin, szkolnictwa wyższego, mieszkalnictwa oraz służby zdrowia „pokolenie lockdownu” będzie odczuwać skutki pandemii nie przez kolejne lata, ale nawet przez dekady. A nas nie stać na kolejne stracone pokolenie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki