Można odnieść wrażenie, że nauczyliśmy się z nią żyć, oswoiliśmy ją, a nawet włączyliśmy na stałe do zestawu naszych relacji z innymi. Jakby była czymś oczywistym, nieuniknionym, a może nawet niezbędnym. W kościołach niezbyt często słyszymy o niej jako grzechu albo groźnej pokusie, której nie powinniśmy ulegać i przed którą powinniśmy szukać obrony. Czasami nawet usiłujemy dopatrzyć się w niej dobrej i właściwej reakcji w konkretnych sytuacjach wobec niektórych ludzi. Nie przeszkadza nam to uskarżać się, gdy sami jej od kogoś doświadczmy. Wtedy wiemy, że jest krzywdząca i niebezpieczna.
Dziwne jest to
W internecie można kupić koszulkę z cytatem wyjętym z trzeciej ody Horacego. Po łacinie nadruk brzmi: Odi profanum vulgus et arceo. Na polski często jest tłumaczony w taki oto sposób: „Pogardzam nieoświeconym tłumem i trzymam się od niego z daleka”. To jasna deklaracja. Jestem kimś lepszym i nie zadaję się z gorszymi, głupszymi ode mnie. I to ja decyduję, kto do nich należy.
Nie wiadomo, jakim popytem cieszą się wspomniane koszulki. Jednak niemalże niemożliwe jest spotkać człowieka, który nie zna pogardy. Zarówno jako ten, który został nią „obdarzony” przez kogoś innego, jak ten, który sam kimś pogardzał. To jednak nie zmienia faktu, że rację miał Czesław Niemen, gdy w słynnej pieśni Dziwny jest ten świat stwierdził: „I dziwne jest to, że od tylu lat człowiekiem gardzi człowiek”. Pogarda między ludźmi nie jest czymś naturalnym i oczywistym. Jest czymś dziwnym, niezrozumiałym, sprzecznym z człowieczeństwem. Nawet wtedy, gdy wydaje się czymś potrzebnym, a nawet pożądanym. Gdy ma na przykład stanowić wyraz dezaprobaty dla czyjegoś postępowania lub dla jego poglądów.
Nie do pogodzenia
Ćwierć wieku temu w czasie debaty przed wyborami prezydenckimi w Polsce jeden z kandydatów nie podał drugiemu ręki na przywitanie. „Panu to ja mogę nogę podać” – powiedział i te słowa przeszły do historii. Pokusa tego rodzaju przedstawienia swego stanowiska jest częsta. Być może dlatego ktoś zadał o. Jackowi Salijowi OP pytanie, czy taki przejaw okazywania komuś pogardy jest dopuszczalnym sposobem moralnego potępienia za złe postępowanie. „Pogarda polega na wykluczeniu (subiektywnym oczywiście) kogoś z rodziny ludzkiej, dlatego jest nie do pogodzenia z miłością” – wyjaśnił o. Salij. Dodał, że nawet jeśli zdarzało się Chrystusowi sprawiać przykrość, na przykład ostrym słowem (jak wobec faryzeuszy) lub milczeniem (jak wobec Heroda), to nie kierował się pogardą, lecz miłością. Jeśli miłość czasami rodzi ból, to dokładnie z innego powodu niż pogarda. Nie chce wyłączyć tego, kto dopuścił się zła ze wspólnoty osób zasługujących na szacunek, ale chce go do tej wspólnoty przywrócić. „Pogarda i ostracyzm wobec grzesznika jedynie go izolują i utwierdzają w złu, jakie wyrządza samemu sobie i wspólnocie” – tłumaczył w listopadzie ubiegłego roku papież Franciszek.
Niebezpieczne związki
Istotą pogardy w relacjach międzyludzkich jest poczucie wyższości wobec innego człowieka, uznawanie go z jakiegoś powodu za mniej wartościowego. Przyczyną takiego podejścia do drugiego może być jakieś jego naganne, sprzeczne z przyjętym przez pogardzającego systemem wartości, działanie. Jednak niejednokrotnie powody pogardy nie mają nic wspólnego z oceną moralną. Mogą się nawet wydawać irracjonalne, gdy przyczyną wzgardzenia jest odmienność jakiejś osoby, czasami tak prosta i „niezawiniona”, jak inny kolor skóry, język, kraj pochodzenia, religia, krąg kulturowy.
Łatwo zauważyć ścisłe związki pogardy z jednym z siedmiu grzechów głównych. Tym, który za najgroźniejszy uznawali tacy święci, jak Grzegorz Wielki i Tomasz z Akwinu. Pogarda bezsprzecznie łączy się z pychą. Św. Grzegorz tłumaczył, że ludzie „pogardzając drugimi, chcą pokazać, że tylko oni coś mają”. Tym czymś może być dobry wygląd, majątek, inteligencja, wykształcenie, dobra rodzina. Ale może to być również szczególnie przeżywana wiara, pobożność, powadzenie życia nastawionego na unikanie grzechu.
Córka na pogrzebie
Niejednokrotnie można też spotkać we wspólnocie Kościoła kogoś, kto uważa się za lepszego katolika od innych. Co więcej, patrząc na innych, widząc ich słabości, nieporadność, brak wiedzy, samemu można ulec pokusie i za takiego się uznać. I niepostrzeżenie zaczyna się innych, czasami nawet ludzi z najbliższego otoczenia, traktować z pogardą. A potem nawet nie zauważa, jak na fundamencie pogardy rodzi się nienawiść.
Zagraża to w równym stopniu świeckim i duchownym. W pewnej parafii ksiądz odprawiający pogrzeb poirytowany zachowaniem uczestników, którzy mieli problemy z przyjmowaniem właściwych postaw liturgicznych i śpiewem pieśni, pozwolił sobie na złośliwy, poniżający komentarz. Po pogrzebie podeszła do niego córka zmarłego i zapytała z dziwnym akcentem, dlaczego potraktował ją i jej krewnych z pogardą. Duchowny odrzekł, że nawet małe dzieci dobrze wiedzą, jak się zachować w czasie Mszy św. Wtedy kobieta poinformowała go, że od urodzenia mieszka w jednym z krajów azjatyckich i choć jest katoliczką, rzadko ma okazję uczestniczyć we Mszy. Zwłaszcza po polsku. A jej ojciec chciał być pochowany w ojczystej ziemi.
Stopniowanie
W latach 80. ubiegłego stulecia wielu Polaków za hymn „Solidarności” uważało jedną z piosenek śpiewanych przez Jacka Kaczmarskiego i towarzyszących mu zwykle muzyków. Nie chodziło wcale o słynne Mury, lecz o utwór zatytułowany Modlitwa o wschodzie słońca. To napisany między 1975 a 1980 rokiem wiersz Natana Tenenbauma z muzyką Przemysława Gintrowskiego. Jest w nim mowa o pogardzie i nienawiści jako zagrożeniach dla człowieka. Paweł Jarnicki w ubiegłym roku w „Teologii Politycznej” zwrócił uwagę na postępujące w kolejnych zwrotkach stopniowanie, które pokazuje skalę niebezpieczeństwa.
W odniesieniu do pogardy pierwsza prośba brzmi „chroń mnie, Panie”. Druga „zachowaj mnie”, a trzecia to krzyk „Ocal mnie od pogardy, Panie!”. Podobne stopniowanie dotyczy nienawiści: „strzeż mnie Boże”, „obroń mnie”, „zbaw mnie od nienawiści”. Te sformułowania pokazują nie tylko, jak groźna jest pokusa pogardy i wyrastającej z niej nienawiści. Widać w nich również, gdzie można przed nią znaleźć ratunek. Zapisane przez poetę wezwania modlitewne są pełne pokory. To ona jest lekarstwem, skutecznym środkiem pomagającym po pierwsze dostrzec w swym postępowaniu przejawy pogardy, a po drugie je przezwyciężyć.
Podwójne zniszczenie
Dotyczy to wszelkich postaci pogardy. Także tych, które czasem wydają się czymś pozytywnym – pogardy samego siebie. Niejednokrotnie można wśród katolików spotkać błędne przekonanie, że samym sobą należy gardzić. To nieprawda. Pogardzanie sobą jest podważaniem właściwej każdemu stworzonemu przez Boga człowiekowi godności. I raz po raz owocuje przyzwoleniem na pogardę wobec innych.
Małgorzata Musierowicz w książce Opium w rosole wyjaśniła prosto i zrozumiale, dlaczego
nikogo nie wolno nienawidzić i nikim nie wolno pogardzać. Napisała, że nienawiść i pogarda są niszczące. „Niszczą tego człowieka, którym pogardzam, bo nie zostawiają mu już szansy na odmianę. I niszczą też mnie – bo skoro jest we mnie nienawiść, to znajdzie się miejsce i na zło”.
Jak rozpoznać pogardę? Bywa to niełatwe. O. Michał Zioło piętnaście lat temu stwierdził na łamach „W drodze”, że środkami komunikacji pogardy są monolog, milczenie, kłótnia. Dodał, że mimo czasami wielkiej aktywności pogarda nigdy nie jest z siebie zadowolona, przedstawia siebie jako samotną, zdradzoną i niezrozumianą przez innych. I dał ekstremalny przykład jej działania: „Jezusa zabiła nienawiść, ale to pogarda najpierw skazała Go na śmierć”.