Można by pomyśleć, że dzisiaj, gdy wszyscy zastanawiają się, w jaki sposób wyeliminować obecną w polskiej sferze publicznej nienawiść, nie za bardzo wypada mówić o wolności słowa. W wypowiedziach polityków, komentatorów czy internautów słyszymy przecież wiele niedobrych słów, które są jednym z istotnych powodów narastania wzajemnej nieufności, niechęci czy wręcz nienawiści.
Nie można jednak zapominać, że wolność słowa jest jednym z fundamentów wolnego, demokratycznego państwa. Jest ona wartością, którą należy chronić. Wszelkie starania podejmowane w celu wyeliminowania złych słów z przestrzeni publicznej nie mogą więc doprowadzić do zniweczenia wolności słowa.
Konflikt między wolnością słowa a przeciwstawianiem się mowie nienawiści w istocie rzeczy jest pozorny. Myślę, że każdy intuicyjnie czuje, o co tutaj chodzi: nikt nie może mi zabronić mówić tego, co myślę, ale zarazem to, co mówię, nie może obrażać innych osób, przekazywać nieprawdy, budować niechęci czy nienawiści. Chodzi więc o równoczesne chronienie takich wartości jak prawo do wolności wypowiedzi, a z drugiej strony: prawo do szacunku, prawo do dobrego imienia czy prawo do prawdy. Przyjrzyjmy się, jak te wartości starają się chronić obowiązujące przepisy.
Bezcenna wolność słowa
„Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela” – mówi polska konstytucja (art. 30). Wśród wolności i praw obywatelskich wymieniona jest wolność słowa: „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów” (art. 54). Inne przepisy konstytucji tę wolność słowa ukonkretniają i wzmacniają: mówią mianowicie m.in. o wolności prasy i środków społecznego przekazu (art. 14), swobodzie wyrażania przekonań religijnych w życiu publicznym (art. 25 ust. 2), wolności i ochronie tajemnicy komunikowania się (art. 49). Widać więc, że konstytucja przywiązuje ogromną wagę do wolności słowa. Może warto sobie to uświadomić szczególnie dziś, aby walcząc z nadużyciami, nie zagubić tej wolności.
Wolność słowa jest chroniona również przez prawo międzynarodowe. Europejska Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności stanowi: „Każdy ma prawo do wolności wyrażania opinii” (art. 10). Wolność słowa nie jest jednak wartością absolutną i podlega ograniczeniom. Konwencja precyzyjnie określa, kiedy i w jaki sposób można ograniczenia wprowadzić. Może to nastąpić tylko w drodze ustawy, można wprowadzać tylko takie ograniczenia, jakie są „niezbędne w społeczeństwie demokratycznym” i mogą być one wprowadzone tylko w określonych obszarach. Obok szeroko pojętego bezpieczeństwa państwa, ochrony „zdrowia i moralności” znajdziemy tutaj ochronę „dobrego imienia i praw innych osób”. Wolność słowa nie może więc służyć do szkalowania i obrażania innych.
Walka z nadużyciami
Polskie prawo zawiera przepisy przeciwdziałające nadużywaniu wolności słowa. Niektóre zachowania uznawane są za przestępstwa.
Przestępstwem jest przede wszystkim znieważenie drugiego człowieka (art. 216 kodeksu karnego). Zniewaga to – jak podaje Uniwersalny słownik języka polskiego PWN – ubliżenie komuś słowem lub czynem, ciężka obraza. Grozi za to grzywna albo kara ograniczenia wolności. Jeśli znieważenie nastąpiło za pomocą mediów, zagrożenie jest surowsze – sprawca może zostać skazany na karę pozbawienia wolności do roku. Przestępstwem jest również zniesławienie, a więc pomawianie kogoś o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć go w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności (art. 212 Kodeksu karnego). Również w tym wypadku zagrożenie karą jest surowsze, jeśli czyn zostaje popełniony za pomocą mediów. Te przestępstwa ścigane są jednak z oskarżenia prywatnego – inicjatywę musi więc wykazać osoba pokrzywdzona.
Takich ograniczeń nie ma (i w tej sytuacji grożą też surowsze kary) w przypadku znieważania grup ludności lub poszczególnych osób z powodu przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości (art. 257 Kodeksu karnego) oraz w przypadku nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość (art. 256 § 1 Kodeksu karnego). Szczególnie więc piętnowane jest wyrażanie niechęci do ludzi innej narodowości czy o innym kolorze skóry.
Polskie prawo przeciwdziała nadużywaniu słowa również na gruncie prawa cywilnego – poprzez ochronę tak zwanych dóbr osobistych. Dobra osobiste to szerokie pojęcie, niezdefiniowane w prawie (art. 23 Kodeksu cywilnego wymienia jedynie przykładowo niektóre dobra osobiste człowieka, wśród nich jego cześć). Przyjmuje się, że dobra osobiste to wartości o charakterze niemajątkowym wiążące się z osobowością człowieka, powszechnie uznane w społeczeństwie. Jeśli ktoś uznaje, że jakieś jego dobro osobiste jest naruszone, może żądać zaniechania naruszenia, usunięcia skutków (np. przez przeproszenie), może żądać zadośćuczynienia pieniężnego lub zapłaty sumy pieniężnej na cel społeczny. Co istotne, cywilna ochrona dóbr osobistych jest niezależna od ochrony przewidzianej w innych przepisach. Ktoś więc może zostać skazany na przykład za znieważenie drugiej osoby i oprócz tego ponieść odpowiedzialność z tytułu naruszenia dóbr osobistych.
Jak więc widać, choć polskie prawo nie używa zwrotu „mowa nienawiści”, zawiera przepisy przeciwdziałające znieważaniu innych czy szerzeniu nienawiści.
Przepisów nie brakuje
Jednak po zabójstwie prezydenta Gdańska pojawiły się oczekiwania opracowania nowej ustawy „zapobiegającej i penalizującej mowę nienawiści w przestrzeni publicznej”. Czy taka ustawa rzeczywiście jest potrzebna? Przepisów, jak pokazałem wyżej, nie brakuje. Problem leży raczej w ich stosowaniu. Organy ścigania niechętnie wszczynają takie postępowania, a te, które zostały wszczęte – łatwo umarzają. W moim odczuciu naiwnością jest oczekiwanie, że skoro nie są wystarczająco stosowane istniejące przepisy, cokolwiek zmieni zwiększenie ich ilości.
Niewątpliwie mamy tutaj do czynienia z obiektywnie trudną materią. Opieramy się bowiem na pojęciach, które nie są do końca precyzyjne. Kiedy czyjaś wypowiedź jest świadectwem nienawiści, a kiedy jedynie krytyczną oceną? Kiedy czyjeś słowa są zniesławieniem, a kiedy przekazaniem niemiłej prawdy? W każdym przypadku będą rzecz jasna sytuacje oczywiste, najtrudniej jednak jest wyznaczyć granice. Co więcej, nie da się ich wyznaczyć na stałe – każdą wypowiedź trzeba oceniać osobno. Stąd trudności w prowadzeniu postępowań w tej materii. Nowa ustawa tego by nie zmieniła.
Sądy starają się wypracowywać pewne kryteria. Na przykład zwraca się uwagę, że osoby pełniące funkcje publiczne powinny mieć „grubszą skórę”, być bardziej odporne na krytykę. Wskazuje się, że nie podlega ochronie wolności wyrażania opinii taka wypowiedź, która dąży do zaprzeczenia innym prawom i wartościom – prawu do życia, prawu do wolności wyznania, zakazu dyskryminacji, prawa do wolności i bezpieczeństwa, demokratycznych wartości państwa prawa. Ciągle są to jednak tylko wskazówki interpretacyjne, za każdym razem trzeba dokonać indywidualnej oceny konkretnej wypowiedzi.
Z drugiej strony ta nieostrość pojęć kryje niebezpieczeństwo nadużyć. „Bardzo niebezpieczne jest pozostawienie komuś władzy decydowania o tym, co może być, a co nie może być powiedziane” – stwierdził przed paru laty grecki eurodeputowany Stawros Lambrinidis. Łatwo sobie wyobrazić prokuraturę, która wszczyna postępowania wobec przeciwników politycznych, zarzucając im, że wypowiedź krytyczna wobec przedstawicieli władzy ma charakter zniewagi czy zniesławienia.
Niekoniecznie zresztą trzeba używać do tego celu przepisów karnych. Po pogrzebie Pawła Adamowicza telewizja publiczna zapowiedziała procesy o ochronę dóbr osobistych przeciwko osobom, które krytycznie wypowiadały się na temat materiałów przygotowywanych przez TVP na temat zamordowanego prezydenta Gdańska. Telewizja jako instytucja może sobie pozwolić na prowadzenie procesów, może nawet powołać w tym celu specjalną komórkę – pojedynczego człowieka perspektywa bycia ciąganym po sądach może skutecznie zniechęcić do wypowiadania jakiejkolwiek krytyki.
Kultura słowa
Cóż więc można zrobić? Wydaje mi się, że najważniejszą sprawą jest budowanie kultury słowa. Nic nie zmienią żadne nowe przepisy, jeśli osoby pozwalające sobie na brutalne, napastliwe wypowiedzi będą spotykały się z tolerancją czy nawet akceptacją w swoich własnych środowiskach. I to niezależnie od tego, czy są to środowiska polityczne, partyjne, czy zwyczajne kręgi towarzyskie albo rodzinne. To oznacza, że każdy z nas ma w tej materii coś do zrobienia.