Projektowany przepis ma brzmieć: „Nie popełnia przestępstwa, kto w celu przeciwdziałania COVID-19 narusza obowiązki służbowe lub obowiązujące przepisy, jeżeli działa w interesie społecznym i bez naruszenia tych obowiązków lub przepisów podjęte działanie nie byłoby możliwe lub byłoby istotnie utrudnione”. Nie każde naruszenie obowiązków czy przepisów jest oczywiście od razu przestępstwem, przepis jednak ma dotyczyć takich zachowań, które prawo określa jako przestępstwa.
W uzasadnieniu projektu możemy przeczytać m.in.: „Wiedza o COVID-19 jakkolwiek jest coraz większa, to wciąż niedostateczna, aby móc przewidzieć każdy aspekt walki o zdrowie i życie zakażonych. (…) Standardowe działania (…) pozostają niewystarczającym środkiem do skutecznego przeciwdziałania tej chorobie”. Nie sposób się z tymi zdaniami nie zgodzić, dziwne jest jednak, że posłowie partii rządzącej, którzy zgłosili projekt, do niezbędnych „działań niestandardowych” zaliczyli czyny, które w świetle polskiego prawa są przestępstwami.
Kto odniósłby korzyść z tego przepisu? Osoby, które podejmują działania przeciwdziałające pandemii, a więc przede wszystkim ministrowie i inni urzędnicy, do których obowiązków należy zwalczanie chorób zakaźnych i których pracę od kilku miesięcy bardzo uważnie wszyscy śledzimy.
Obniżanie poprzeczki
Wyjaśnijmy jedną rzecz. Mogą mieć miejsce czyny, które nie są przestępstwem, choć mają wszystkie cechy przestępstwa. Warunkiem bowiem by przestępstwo w ogóle zaistniało, jest społeczna szkodliwość czynu (art. 1 § 2 kodeksu karnego). Społeczna szkodliwość to ocena jakiegoś zachowania jako karygodnego. Może być tak, że choć ktoś formalnie popełnia przestępstwo, sytuacja będzie taka, że wszyscy zgodnie uznamy, iż zachował się w sposób właściwy. Jeśli społeczna szkodliwość jest znikoma, nie ma przestępstwa. Prawo karne zna też działanie w stanie wyższej konieczności. Nie popełnia przestępstwa, kto wprawdzie narusza jakieś dobro, jednak czyni to w celu ochrony dobra większego (art. 26 kodeksu karnego).
Nie jest więc tak, że osoby broniące nas przed pandemią muszą drżeć, czy przypadkiem nie popełnią jakiegoś przestępstwa, jeśli zdecydują się na działania nietypowe. Natomiast projektowany przepis radykalnie obniża poprzeczkę. Wystarczy działanie w interesie społecznym w celu przeciwdziałania pandemii i już nie ma przestępstwa. Tak naprawdę urzędnik będzie mógł popełnić każdy czyn, byle usprawiedliwił go zwalczaniem COVID-19 i interesem społecznym. Sięgając do przykładu skrajnego – zabicie człowieka, który jest chory i rozsiewa wirusa, a zarazem nie chce się poddać izolacji w świetle tego przepisu może być dopuszczalne. Naprawdę nie sądzę, żeby autorzy projektu akurat taką sytuację mieli na myśli, ale przepis sformułowali w sposób, który ją umożliwia. Natomiast mniej skrajne, a za to bardziej realne sytuacje, w których przepis może znaleźć zastosowanie, to dawanie albo przyjmowanie łapówek, rozmaite nieprawidłowości przy zamówieniach sprzętu ochronnego, leków czy szczepionek (kiedy się pojawią). Czy o tego rodzaju działania niestandardowe chodzi?
Skąd ta obawa?
Pandemia trwa już od niemal pół roku i jakoś nie wiadomo o żadnych nietypowych działaniach, które były rzeczywiście konieczne dla jej zwalczenia, a formalnie były przestępstwami. Wszyscy eksperci zgodnie podkreślają, że nasza wiedza jest o wiele większa niż na początku pandemii. Skąd więc obawa, że właśnie teraz będą potrzebne działania bardziej nadzwyczajne niż dotychczas?
Dziwi mnie taki nagły przypływ łagodności rządzących w odniesieniu do prawa karnego. Ostatnie lata dostarczały nam przykładów dokładnie przeciwnych. W ubiegłym roku przegłosowano wielką nowelizację kodeksu karnego, która zwiększała kary za zdecydowaną większość przestępstw i podwyższała istniejącą od niemal stu lat górną granicę kary pozbawienia wolności. Ta zmiana nie weszła w życie tylko dlatego, że Trybunał Konstytucyjny niedawno uznał za sprzeczny z konstytucją ekspresowy tryb prac w Sejmie. Nie jest więc wykluczone, że ten sam projekt będzie uchwalony jeszcze raz – wiadomo, że obecne kierownictwo Ministerstwa Sprawiedliwości opowiada się za coraz surowszym karaniem za przestępstwa. Tutaj natomiast nagle mamy rezygnację ze ścigania przestępstw. Można z tego wyciągnąć smutny wniosek, że dla obywateli są surowe kary, a dla członków władzy zwolnienie od odpowiedzialności karnej.