Nieraz z uśmiechem prostowałem się w ławce, kiedy słyszałem w jakimś kościele organistę, który dziarsko rozpoczynał wszystkim znany temat z filmu Misja i tym bardziej teraz, gdy odszedł wielki włoski kompozytor tej melodii, przypomniałem sobie, że motyw ten wykorzystywano i na ślubach, i na pogrzebach, właściwie niemal na każdym rodzaju uroczystości. Rozkwitający niczym pąk kwiatu temat muzyczny, nawet wykonany na jednym instrumencie, a co dopiero z pełną orkiestrą, zapiera zawsze dech w piersiach. Co ciekawe, dzieje się tak dzięki bardzo prostym zabiegom, nie są to przytłaczające dźwięki wykonane forte, ale rozpoczynające się od lekkich wibracji, niemal na granicy słyszenia, przechodzące w niezwykłą harmonię. To dzięki harmonii dajemy ponieść się dziełom muzycznym zmarłego włoskiego kompozytora.
Zaczęło się na Dzikim Zachodzie
Miłość do muzyki miał on praktycznie we krwi – gdy przychodzi na świat w Rzymie w roku 1928, jego ojciec gra w orkiestrach, głównie na trąbce. Umiejętności gry na tym instrumencie przekazuje swojemu synowi, mały Ennio uczy się od razu paru innych instrumentów. To sprawia, że naturalny muzyczny talent może się rozwijać, także w kierunku kompozycji. Nim jednak rozpocznie własne pisanie muzyki, Ennio pozna bardzo dobrze utwory innych wielkich twórców. Stanie się to dzięki nauce w prestiżowym Narodowym Konwersatorium imienia św. Cecylii, gdzie oprócz doskonalenia gry na trąbce nauczy się także orkiestracji i kompozycji. Sam będzie grał na instrumencie dętym blaszanym i to w orkiestrze specjalizującej się w… graniu muzyki filmowej. Gdy skończy edukację w latach 50., dokładnie w tym kierunku pójdzie jego kariera. Zanim jednak będzie można usłyszeć jego utwory w filmie, Morricone będzie aranżował muzykę, pisał ją lub kompilował m.in. do słuchowisk we włoskim radiu.
Pierwszą w pełni samodzielną kompozycją filmową był Faszysta Luciano Salce z 1961 r. Podejmuje on ważny temat przebiegu wojny we Włoszech, ale z początkiem lat 60. włoskie kino dostaje finansowej zadyszki i potrzebuje świeżego tematu, czegoś, co przyciągnie widzów. Wpada na niego kolega z podstawówki naszego bohatera – Sergio Leone – wymyślając tzw. spaghetti westerny, czyli włoskie filmy o Dzikim Zachodzie. W detalach są to produkcje nawet lepsze od amerykańskich, bo reżyser z uporem maniaka chce odtwarzać realia westernowe. Niezwykły klimat pierwszych trzech – tak zwanej dolarowej trylogii zbudowany jest także dzięki oryginalnej muzyce. W tym dzięki kultowemu motywowi muzycznemu z trzeciego z nich: Dobry, zły i brzydki, który gdy słyszymy, od razu mamy przed oczami rewolwerowców na prerii. To dzięki westernom staje się popularny, choć później w wywiadach będzie żartobliwie podkreślał, że stanowiły tylko 8 procent jego twórczości.
„Nie skomponuję tej muzyki”
Po obejrzeniu pierwszych zdjęć do tego filmu muzyk opanował wzruszenie i stwierdził: „Nie skomponuję tej muzyki”, wprawiając w osłupienie reżysera Rolanda Joffe i producenta filmu. –„Te obrazy są piękne same w sobie”– kontynuował, podkreślając dramatyzm misji jezuickiej, przemianę bohatera, walkę nowej kultury z zastaną w Ameryce Południowej. Muzyka jednak na szczęście powstała, a soundtrack z filmu Misja jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych utworów kompozytora.
Nie zdobył jednak Oscara – tego Włoch otrzymał najpierw za całokształt twórczości w 2007 r., a następnie za muzykę do Nienawistnej Ósemki w 2016 r. Nie ukrywał, że były nagrody, na które cicho wyczekiwał, ale jednak nie klasyfikował też swoich kompozycji. Twierdził, że w każdą wkłada tyle samo pracy i serca. Jak musiało ich być wiele, możemy stwierdzić wiedząc, że nazwisko Morricone pojawia się w napisach w około 500 filmach. A oprócz muzyki filmowej komponował przecież także muzykę klasyczną – to mniej znany element jego twórczości, ale dla niego samego bardzo ważny: koncerty fortepianowe, pieśni a nawet opera – bez dwóch zdań był on tytanem pracy.
Miał w niej jednak ogromne wsparcie swojej małżonki – Marii Travii, z którą tworzył przez ponad 60 lat szczęśliwe małżeństwo. W pewnym momencie komponowaną muzykę konsultował tylko z nią – to ona podpowiadała co warto zachować, a z czego zrezygnować. Do produkcji wysyłał już niemal gotowe kompozycje.
Trzeba tu wspomnieć o reżyserze Giuseppe Tornatore. To rzadko spotykany przykład artystycznej przyjaźni – Morricone zawsze określał go jako wspaniałego, niezwykłego twórcę, z którym łączy go wyjątkowa więź. Chyba tylko taka przyjaźń mogą sprawić, że powstał (i dostał Oscara z najlepszy nieanglojęzyczny film) chyba najpiękniejszy obraz o miłości do kina Cinema paradiso.
Odważny, eklektyczny, korzystał z ogromnej ilości różnego rodzaju środków muzycznych, często wydawałoby się że do siebie nie pasujących. Na tym polega jednak jego geniusz, że wszystko potrafił zręcznie skomponować. Mawiał, że w młodości pragnął zostać mistrzem gry w szachy – precyzja, którą słyszymy w jego muzyce, nieco przypomina elegancję i dokładność tej królewskiej gry. Geniusz w szachach gra jednak zaskakująco. Ennio Morricone także zaskakująco komponował naszą wyobraźnię.