To nie będzie pierwsza wizyta Ennio Morricone w Polsce. Zaledwie rok temu wystąpił w Krakowie w ramach światowej trasy „My Life in Music”. Dyrygował 160-osobową orkiestrą symfoniczną i chórem polifonicznym. W Krakowie zresztą wystąpił także w 2009 r. z okazji jubileuszu 750-lecia lokacji miasta. Tym razem to Wrocław będzie przystankiem w kolejnej trasie po świecie „60 Years Of Music”. Wrocław świętuje fakt, że jest w tym roku Europejską Stolicą Kultury, a Morricone 60-lecie pracy twórczej. Ten niewątpliwie najbardziej popularny kompozytor muzyki filmowej ma swoich miłośników i krytyków. Ci pierwsi uwielbiają go za to, że potrafi przekazać muzyką ducha filmu, a ten duch żyje i przenosi się także poza obraz: płyty z jego ścieżkami dźwiękowymi sprzedają się bardzo dobrze. Krytykom nie podoba się częsta u niego ckliwość i zbytnia ilustracyjność muzyki. Poza tym wszystkim Morricone jest być może pierwszym kompozytorem piszącym muzykę do filmów, który jest traktowany na równi z innymi twórcami filmu.
Westerny po włosku
Kto może sobie wyobrazić Misję Rolanda Joffé bez muzyki słynnego Włocha? A przecież mówimy o szczycie sławy Morricone, na którą sobie zapracował, pisząc dźwięki do filmów swego szkolnego kolegi Sergio Leone i bez wątpienia przyczynił się do jego kariery.
Ennio Morricone był podobno bardzo zdolnym dzieckiem, wszystkie jego biografie zgodnie powtarzają, że pierwsze kompozycje stworzył, gdy miał sześć lat. Rodzice zapisali go do konserwatorium muzycznego w Rzymie – prowadzonej przez zakonników Accademia di Santa Cecilia, gdzie kształcił się w klasach trąbki i kompozycji. Skończył szkołę szybciej niż inni – wystarczyły mu dwa lata na opanowanie czteroletniego materiału. Jak większość muzyków musiał przejść przez etap chałturzenia: grywał na trąbce w rzymskich knajpach i nocnych klubach. Pisywał piosenki dla Gianniego Morandi, a nawet dla Paula Anki, przybierając pseudonim Leo Nicholas. To wtedy zainteresował się muzyką filmową.
Przełomem w jego karierze okazał się rok 1964 i stara znajomość z Sergio Leone, który kręcił właśnie film w stylu „spaghetti westernu” – Za garść dolarów. Wielu krytyków filmowych uważa wręcz, że spaghetti westerny nie zaistniałyby bez świeżej i zaskakującej muzyki Morricone. Razem z Leone pracowali jeszcze nad kilkoma tytułami, m.in.: Za kilka dolarów więcej (1966), Dobry, zły i brzydki (1966), Pewnego razu na Dzikim Zachodzie (1968) i Dawno temu w Ameryce (1984). To właśnie w latach 60. i 70. stawał się legendą kina. Potem już tylko spijał śmietankę i choć napisał wiele genialnych kompozycji, to wielu miłośników zauważyło, że hollywoodzki tryb pracy nie służył mu.
Dziki Zachód jeszcze raz
Jednak gdyby nie Hollywood, nie powstałyby takie perełki, jak muzyka do Misji, Nietykalnych czy Cinema Paradiso. Pracowity Ennio Morricone nie odmawiał nikomu, stawiał czoła nawet komediom i horrorom, wiązał się w zawodowe pary z wieloma dobrymi reżyserami: Warrenem Baetty, Brianem De Palma, Rolandem Joffé czy Franco Zeffirellim. Ostatnio jest ulubionym kompozytorem Quentina Tarantino i mimo 88 lat znów ma szansę na Oscara za muzykę do jego ostatniego filmu Nienawistna ósemka. Tarantino, który kocha kino lat 70. i 80. wykorzystywał kompozycje Morricone w takich filmach jak Kill Bill, Death Proof, Bękarty wojny i Django. Wielokrotnie w wywiadach mówił o tym, że marzeniem jego jest, aby Morricone skomponował całą ścieżkę dźwiękową do jego filmu. Z kolei sam kompozytor zarzekał się, że nie podoba mu się, jak reżyser użył jego utworów w tamtych filmach i nie chce z nim pracować. Twierdził wręcz publicznie, że Tarantino bardzo niespójnie wykorzystuje muzykę w swoich filmach. Poza tym jeśli twierdził, że nie obchodzi go film Django, bo za dużo w nim krwi, to co się stało, że zgodził się pracować przy najbardziej krwawym westernie wszech czasów, jakim jest z pewnością najnowsza produkcja Quentina? Może reżyser przekonał go zapewnieniem, że będzie stuprocentowym autorem muzyki w Nienawistnej ósemce? W każdym razie wiadomo, że odwiedził kompozytora w jego rzymskim domu i wyszedł z niego zadowolony. Od ostatniej pracy Morricone przy westernie minęło kilkadziesiąt lat. Od czasu współpracy z Sergio Leone wiele się zmieniło w kinematografii, a także w muzyce. Muzyka, jaką skomponował dla Tarantino znacznie różni się od tej westernowej z filmów Leone, no i została doceniona – być może pod koniec życia Morricone dostanie pierwszego Oscara za to, co robi od 60 lat. Dowiemy się o tym kilka dni po wrocławskim koncercie. Morricone był już nominowany sześć razy, a jedyny Oscar, jakiego otrzymał to statuetka honorowa w 2007 r., jako pierwszy i jedyny kompozytor filmowy w historii. Soundtrack do Nienawistnej ósemki nie jest ani ckliwy, ani słodki, ani mdły. Kto wie, może Morricone stworzył właśnie najciekawszą muzykę w swojej karierze?
Dla Franciszka
Ennio Morricone skomponował też muzykę zupełnie nie filmową. Kilka lat temu jezuici rzymscy zaproponowali mu napisanie Mszy z okazji 200. rocznicy przywrócenia Towarzystwa Jezusowego. Zgodził się. W wywiadach mówił, że to przecież nic dziwnego, jest katolikiem. Msza na dwa chóry i orkiestrę miała swoje prawykonanie w kościele Il Gesu w czerwcu 2015 r., a dyrygował sam Maestro. Mszę zadedykował papieżowi Franciszkowi, a jej oficjalny tytuł brzmi Missa Papae Francisci.