Logo Przewdonik Katolicki

Sobór lekcja nieodrobiona

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Sergey Skleznev/Adobe Stock

Wiele kwestii z soboru zostało zapomnianych. Nie przebiły się do świadomości nie tylko świeckich, ale również księży. Przyjęliśmy to, co było łatwe – zapominając o tym, co trudne

Monika Białkowska: Mieliśmy dokończyć. Wiemy, czym jest sobór i czym był Sobór Watykański II. Co nam po nim zostało?

Ks. Henryk Seweryniak: Dla mnie tak naprawdę wszystko. Nowa ewangelizacja, którą Jan Paweł II jednoznacznie właśnie z Soborem Watykańskim wiązał. Odejście od Kościoła państwowego i chrześcijańskiego państwa. Liturgia, w której świecki nie jest tylko odbiorcą misterium, ale tym, który je również celebruje. Wiele ruchów odnowy Kościoła. Dialog z niewierzącymi i poszukującymi. Ekumenizm, dzięki któremu przestaliśmy mówić o heretykach, a potem nawet o „braciach odłączonych”. Nowe spojrzenie na misje, w którym nie było już miejsca na prozelityzm. Gdzie bym nie spojrzał, tam widzę pozytywne, naprawdę dobre owoce. 

MB: A dyskusje wokół soboru? To, co dziś jest dobrym owocem, wtedy nie  było tak oczywiste. Byłam nastolatką, kiedy dostałam od ks. Grzechowiaka jego książkę Ruch arcybiskupa Lefebvre’a – ku rozłamowi w Kościele posoborowym. Wcześniej Kościół wydawał mi się prosty i oczywisty, a schizmy czymś z dalekiej, bardzo dalekiej historii. Fascynowało mnie odkrycie, że są tuż-tuż… 

HS: Niemal dosłownie byłem świadkiem zderzenia tzw. progresistów i tradycjonalistów. Pamiętam jeden ze swoich pierwszych wyjazdów do Paryża na naukę języka i wakacyjne zastępstwo. Proboszczem tej parafii był François-Xavier Challamel, święty ksiądz – zresztą podczas moich zastępstw w RFN, Francji, we Włoszech tylko świętych księży spotykałem. Challamel chodził zwykle w czerwonej koszulce, ale zawsze miał do niej przypięty krzyżyk. Przez tę koszulkę oskarżano go, że jest progresistą. A był tym, kim powinien być każdy katolicki ksiądz. Kiedyś oprowadzał mnie po zakamarkach swojego kościoła. Pokazał mi komórkę, do której jego poprzednik wrzucił konfesjonały, pulpity, tzw. barokowe ornaty... Inni konfesjonały wyprzedawali, podobnie robiono z relikwiarzami. Żywy był ruch tych, którzy byli przekonani, że skoro sobór już się odbył, to zostanie zniesiony celibat, sutanna odesłana do lamusa, papieża wybierać będzie kolegium kardynałów razem ze świeckimi, również z kobietami. Z drugiej strony kiedyś w Paryżu w niedzielne przedpołudnie znalazłem się przed kościołem św. Mikołaja. Zobaczyłem spory tłumek, większy niż przed innymi kościołami, starszych i młodych ludzi, elegancko ubranych, kobiety w mantylkach, wszyscy z łacińskimi mszalikami w dłoniach. Ks. Challamel wytłumaczył mi z pewnym niesmakiem, że to właśnie byli zwolennicy Marcela Lefebvre’a.

MB: Lefebvre był ciekawym człowiekiem. Mało kto wie, że był misjonarzem, długie lata pracował w Gabonie. Że przyjaźnił się z Albertem Schweitzerem, który przecież był protestantem. 

HS: A potem na soborze był przekonany, że proponowane tam zmiany idą za daleko. Że ekumenizm rozmyje prawdę o jedynym Kościele. Że bez nauczania o państwie chrześcijańskim żadna władza nie będzie miała się na czym oprzeć. Głosował przeciw jednym zmianom, drugim, kolejnym. Ze sprzeciwu jego i jego zwolenników powstało najpierw bractwo – a potem Lefebvre bez zgody Stolicy Apostolskiej wyświęcił dla bractwa biskupów, przez co zaciągnął ekskomunikę. Część restrykcji wobec tej grupy zniósł dopiero papież Benedykt XVI. 

MB: Sprzeciw Lefebvre’a był wielki. Ale przecież były też inne, mniejsze szemrania i wątpliwości, czy to idzie w dobrą stronę.

HS: Ostrożnie wielu traktowało odejście od łaciny. Obawiano się, że to zniszczy jedność kultu chrześcijańskiego. Wcześniej w Warszawie, Seulu, Dakarze czy Rzymie Msza wyglądała i brzmiała identycznie. To jedno. Pamiętam też, jak kard. Nagy oburzał się, kiedy napisałem o demokracji w Kościele. Uważał, że Kościół ma swój ustrój i nie trzeba szukać żadnych powiązań z demokracją. Tymczasem Gaudium et spes wyraźnie je znajduje. Największe oczekiwania były w Holandii: liczono, że sobór otwiera wprost drogę do zniesienia celibatu czy dopuszczenia kobiet do kapłaństwa. Może nie kontrowersyjne, ale kłopotliwe było to, że na fali soborowego entuzjazmu zapomniano, że soborów było wcześniej dwadzieścia. W ich oczach liczył się tylko ten ostatni i Trydent – jako jego negatywna przeciwwaga. Potem dopiero Benedykt XVI powie, że Kościół współczesny nie zrozumie siebie przez zerwanie ze swoją przeszłością. Że potrzebna jest hermeneutyka ciągłości, bowiem Duch Święty działał w Kościele zawsze – nie tylko na Soborze Watykańskim II. 

MB: Dla mnie zaskakujące jest odkrywanie, jak wiele kwestii z soboru zostało zapomnianych. Jak nadal nie przebiły się do świadomości nie tylko wielu świeckich, ale również księży. Pamiętam oburzenie, kiedy na początku pandemii mówiłam, że księża nie powinni pisać wniosków o zwolnienie z płacenia składki ZUS – bo ich parafianie tego zrobić nie mogą. Do dziś pytają: czego ja od nich chcę? A ja biorę Gaudium et spes i czytam: „Kościół posługuje się rzeczami doczesnymi w stopniu, w jakim wymaga ich właściwe mu posłannictwo. Nie pokłada jednak swoich nadziei w przywilejach ofiarowanych mu przez władzę państwową; co więcej, wyrzeknie się korzystania z pewnych praw legalnie nabytych, skoro się okaże, że korzystanie z nich podważa szczerość jego świadectwa, albo że nowe warunki życia domagają się innego układu stosunków”. Minęło 55 lat od wydania tej konstytucji. I co? Nadal jej nie przetrawiliśmy. Nadal nie weszła do naszego krwiobiegu. Nadal zdziwienie, dlaczego się czepiam?

HS: Chyba za łatwo przyjęliśmy to, co było łatwe – zapominając o tym, co trudne. Język narodowy: tak, ale już język głoszenia homilii jest często dramatem. Ubogi Kościół: tak, ale w praktyce? Jest jeszcze kwestia świeckich. Uderzyło mnie to ostatnio, jak czytałem tekst Terlikowskiego, który przypominał, że chętnie powołujemy się na pokorę i posłuszeństwo św. Faustyny Kowalskiej wobec przełożonych, zapominając, że ona naprawdę twardo upominała swoich spowiedników i księży. Widziała, że Chrystusa biczują ludzie w strojach duchownych. Że szczególnie ranią Go właśnie kapłani.

MB: I nie milczała, żeby im przykrości nie robić? Żeby niewinni przypadkiem nie poczuli się niesprawiedliwie zaatakowani? Niesamowite!

HS: Prawda? Ona waliła prosto z mostu. Sobór właśnie po to wydobył też świeckich. Pokazał ich jako obywateli Kościoła. Ale czy my godzimy się na to obywatelstwo? Na to, żeby oni właśnie byli siłą, która oczyszcza Kościół? Mazurek w „Plus Minus” napisał ostatnio wprost o naszych biskupach: że są jak groby pobielane. Mocno. Boleśnie. Ale on mówi wprost, że jest katolikiem, że nie robi tego przeciwko Kościołowi. Godzimy się na ten głos? Terlikowski. Mazurek, Białkowska, Titaniec – to jest głos prorocki i on ma prawo wybrzmiewać. Wtedy dopiero idziemy zgodnie z duchem soboru. Inaczej pozostaniemy tylko na poziomie teorii. I nie wyrzucaj mi tego z tekstu, to ma tu być wyraźne i stanowcze!

MB: Nie wyrzucę. Ale chyba z ważnym odkryciem zostajemy: że sobór wciąż jest przed nami. Że jeszcze nie odczytaliśmy go do końca, do końca nie zrozumieliśmy i nie przeżyliśmy. Długa droga przed nami.

HS: Może już czas na niej na kolejny, Trzeci Sobór Watykański? 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki