Logo Przewdonik Katolicki

O dobrym i pięknym

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Sergey Skleznev/Adobe Stock

Kiedy czytam Ewangelię, to nie tylko myślę o nawracaniu na nią Żydów, ale marzę o tym, żeby tak zwani chrześcijanie też nawrócili się na Dobrą Nowinę

Monika Białkowska: Pogadajmy o czymś pięknym i dobrym, proszę… Tak dla odmiany, dla oddechu. Może mi ksiądz nawet bajkę opowiedzieć.

Ks. Henryk Seweryniak: Piękne i dobre? To nie będzie bajka. Opowiem ci o księdzu Ziei. Może być?

MB: Może. Byle było dobre. I byle było piękne. 

HS: Wyobraź sobie, jest rok 1930. Ksiądz Zieja wędruje do Rzymu, najpierw pociągiem do Florencji, a potem przez Folignio, Spoleto i Asyż. Ubrany jest w brązową, chłopską sukmanę. Kiedyś, jeszcze w Pińsku, miał oczywiście porządne ubranie, ale wymienił się na ubrania z miejscowym żebrakiem. I w tym stroju żebraka, podartym pewnie i śmierdzącym idzie prosto do bazyliki św. Piotra, do bocznej kaplicy, w której modlą się właśnie na brewiarzu watykańscy kanonicy w swoich dostojnych szatach. Staje obok nich i modli się razem z nimi. Czy to nie jest piękne?

MB: A dlaczego w ogóle wybrał się do Rzymu?

HS: Zawoził tam broszurę, którą opracował, Zarys sposobu życia synów Królestwa Chrystusowego i służebników jego Ewangelii. Wsunął tę broszurę do skrzynki pocztowej przy wejściu do bazyliki.

MB: I to wszystko? Trochę dziwna ta piękna historia.

HS: Pięknie jeszcze będzie. Bo wyobraź sobie, że możesz do tego dokumentu, do tej broszury zajrzeć.

MB: Mogę?

HS: Możesz. Ale najpierw wyobraź sobie proboszcza na zaniedbanej, choć niemałej wsi w diecezji pińskiej. Na terenie jego parafii prawosławnych jest niewielu, Żydów nie ma wcale, pojawiają się za to baptyści, którzy zaczynają prowadzić ożywioną działalność ewangelizacyjną. Wtedy postanowił spisać i wprowadzić w życie swoje statuty, te właśnie, które stały się treścią broszurki. 

MB: Ale treść! Jej treść mnie interesuje!

HS: Broszurka składa się z trzydziestu dziewięciu punktów, wszystkich tu nie będę wymieniać. Ale zadziwiające jest, że używa tam zwrotu „praca ewangelizacyjna”. Dziś dla nas nie jest to niczym nadzwyczajnym, ale przed Soborem Watykańskim II w Kościele raczej tego sformułowania unikano: za mocno kojarzyło się ono z protestantami. A tu nagle pojawia się ksiądz, który nie tylko widzi potrzebę nowej ewangelizacji, ale też ma plan, jak ją prowadzić: jak kształtować parafialne elity, jak żyć Ewangelią radykalnie i prosto, jak autorami nowej ewangelizacji uczynić nie wybranych, księży czy elity intelektualne, ale wszystkich ludzi, którzy Ewangelią zapragną w ten sposób żyć. I to wszystko na wsi w diecezji pińskiej, na Polesiu. To była rewolucja!

MB: „Synowie Królestwa Chrystusowego i służebnicy jego Ewangelii” – to brzmi jak nazwa jakiegoś nowego zgromadzenia zakonnego.

HS: Absolutnie ks. Ziei nie chodziło o żadne nowe zgromadzenie. Bronił się mocno przed tym, żeby jego broszurki nie nazywać regułą. Trochę pamiętając, jakie błędy popełnił wcześniej mariawityzm z Mateczką Kozłowską i ks. Kowalskim, przywódcą mariawityzmu, podkreślał, jak ważne w życiu chrześcijańskim i w samej nowej ewangelizacji jest posłuszeństwo i nauczanie Ewangelii zawsze zgodnie z wykładnią Kościoła. Zresztą z tą intencją przesłał Zarys… ks. Kowalskiemu. Niestety, sami mariawici zrozumieli go inaczej.

MB: To znaczy jak?

HS: Uznali – w wielkim uproszczeniu – że papież i biskupi ich nie rozumieją, a ks. Zieja ich rozumie i podaje im rękę, dając statuty, według których mogą żyć. Co więcej – z taką intencją to oni przedstawili papieżowi Piusowi XI to, co spisał ks. Zieja. Napisali: „Prosimy, aby Wasza Świątobliwość zechciał zbadać dołączony Zarys. Zasady bowiem tego Zarysu stanowią sposób życia naszego Zgromadzenia”.

MB: Wykorzystali jego pracę? 

HS: Nie wiem, jakie były ich intencje, że przesłali ten tekst Piusowi XI. Być może próbowali z niej skorzystać, zupełnie nie biorąc pod uwagę, że ks. Zieja upominał ich i zapraszał do powrotu do jedności z Kościołem: na swój sposób delikatnie pytając o „pierwszą miłość” i przypominając o „pierwszym marzeniu”. Robiąc tak, sam z pewnością o pamiętał o ubogim stylu życia pierwszych mariawitów, o ich ideałach franciszkańskich czy dziełach miłosierdzia realizowanych wśród ludu. 

MB: Ale nie o mariawitach przecież miała być ta opowieść, tylko o ks. Ziei. 

HS: O życiu ks. Ziei pewnie wielu słyszało, jakiś czas temu przecież ukazał się głośny film o nim. Ale chciałaś, żeby było pięknie. To znów sobie wyobraź: w 1934 roku ks. Zieja otrzymuje propozycję objęcia kierownictwa w instytucie misyjnym, który miał się zajmować nawracaniem Żydów na katolicyzm.

MB: Ciekawe. I trudne. Wielu dziś by się nawet dziwiło… 

HS: A jednak. Wiesz, co  na tę propozycję odpowiedział? „Kiedy czytam Ewangelię, to nie tylko myślę o nawracaniu na nią Żydów, ale marzę o tym, żeby tak zwani chrześcijanie też nawrócili się na Dobrą Nowinę”. 

MB: Podoba mi się. I takie aktualne jest. Coś jeszcze? 

HS: To na pewno ci się spodoba. W 1931 roku – zobacz, jak dawno temu, jak długo przed soborem! – na zjeździe Związku Młodzieży Wiejskiej oświadczył, że „klerykalizm jest wtedy, gdy księża uważają, że trzeba ich słuchać we wszystkich sprawach społecznych, bo są księżmi... Jeśli tak, to nie ma na tej sali większego antyklerykała niż ja”. To chyba jest bliskie ci myślenie? Nie tylko tobie zresztą. 

MB: Ano bliskie. I pomyśleć, że ponad sto lat minęło, a takie słowa w ustach księdza nadal mają potencjał wywoływania burzy!

HS: Burze na szczęście zdecydowanie nie były w jego stylu. Był pacyfistą, miał również w sobie ogromny spokój, wrażliwość na krzywdę człowieka, mówili o nim, że miał niebo w oczach. I że z twardością zasad szła u niego zawsze nierozdzielnie łagodność serca. 

MB: I chyba na to piękne i dobre czekałam, i tego sobie życzmy. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki