Małżonkowie kłócący się ciągle o to, kto wstanie w nocy do płaczącego niemowlaka; rodzic krzyczący na dziecko zbyt długo siedzące przez telewizorem; wściekły na szefa pracownik korporacji, który znów musi zostać po godzinach… Wszystkie te sytuacje łączy jeden, często niedoceniany element naszego życia – potrzeby. Choć w internecie aż roi się od artykułów na ten temat, a w księgarniach półki uginają się od mniej lub bardziej treściwych poradników o potrzebach, wielu z nas wciąż ma z nimi spory problem: z ich trafnym rozpoznawaniem, precyzyjnym nazywaniem, skutecznym realizowaniem oraz konstruktywnym wyrażaniem.
Czym są potrzeby?
Słownik języka polskiego definiuje je jako „silnie odczuwane pragnienia” lub „to, co jest potrzebne do normalnej egzystencji lub do właściwego funkcjonowania”. Potrzeby możemy podzielić, opierając się na trzech podstawowych składnikach istoty ludzkiej: duchu, psychice i ciele. A zatem mamy potrzebę kontaktu z Bogiem, pokoju serca czy metafizycznych doświadczeń; potrzebę wchodzenia w relacje, rozmów, rozwoju czy rozumienia samego siebie; potrzebę dbania o swoje ciało, pielęgnacji czy odpoczynku. Lista potrzeb jest długa i zależy od wielu czynników, nie ulega jednak wątpliwości, że każdy z nas ma potrzeby, które muszą być zaspokojone, aby możliwe było dobre fukcjonowanie.
Terra incognita
Niestety, dla wielu z nas nasze potrzeby są swoistym terra incognita. Często wolimy realizować czyjeś potrzeby, bo nie znamy swoich. Niska świadomość własnych potrzeb przyczynia się do zaniedbywania siebie. Żyjemy poświęcając się dla innych, zważamy bardziej na to, co jest ważne dla mojego dziecka, męża czy przyjaciół. Zostający po godzinach pracownik realizuje wizję szefa, bo nie zna swojej. Żona chętnie podaje obiad zmęczonemu po pracy mężowi, choć w głębi serca czuje nieokreśloną pustkę związaną z tym, że mąż już nie okazuje jej czułości. Od lat niesłuchane potrzeby zastygają w nas, aby w końcu uderzyć rykoszetem. Czasem słyszymy je dopiero wtedy, gdy z powodu zaniedbywania siebie zaczynamy chorować fizycznie, zapadamy na depresję lub nasz związek stoi na granicy rozpadu.
Dlaczego zaniedbujemy?
Nie jest łatwe jednoznaczne rozstrzygnięcie, dlaczego zaniedbujemy swoje potrzeby. Najbardziej oczywistym powodem jest ich nieznajomość. Nie zadajemy sobie na co dzień pytań: Czego pragnę? Czego brak utrudnia mi funkcjonowanie? Co jest mi niezbędne do życia? Być może gdybyśmy zaczęli to robić, ze zdumieniem odkrylibyśmy, że niektóre z naszych potrzeb dawno odłożyliśmy na półkę. Czasem ich ignorowanie jest zwyczajną konsekwencją tego, w jakim domu wyrośliśmy. Jeśli byliśmy zaniedbywani przez rodziców, a nasze potrzeby nie były dla nich zbyt ważne, istnieje duże prawdopodobieństwo, że sami będziemy siebie zaniedbywać. Nie doświadczywszy troskliwej opieki jako dzieci, jako dorośli nie zdołamy się sami sobą należycie zaopiekować. Częstą przyczyną nierealizowania swoich potrzeb jest również brak asertywności – osoby uległe mają szczególną trudność z komunikowaniem otoczeniu, że czegoś potrzebują, ponieważ uważają, że ich potrzeby są mało ważne lub nie mają prawa, by czegokolwiek oczekiwać.
W końcu ważną przyczyną niedbania o siebie może być wykrzywiony obraz tego, czym powinna być miłość do bliźniego. Jako chrześcijanie sądzimy czasem, że polega ona na realizowaniu każdej potrzeby drugiego człowieka i rezygnacji z siebie bez względu na wszystko. Myślimy, że musimy wziąć na siebie czyjś krzyż, a przy tym solidnie się umęczyć. Tymczasem Bóg rzeczywiście oczekuje od nas wyrzeczenia się siebie, ale tylko w duchu wolności. Nie chodzi mu o grono umęczonych wyznawców, którzy własnymi wysiłkami wypruwają sobie flaki dla drugiego, a w sercu tak naprawdę chowają urazę i do tego człowieka, i do Boga. Tego typu postawa wiąże się raczej z niezdrową negacją swoich potrzeb niż z miłością do siebie czy bliźniego.
Depresja głodu
Potrzeby można potocznie nazwać różnymi naszymi „głodami”. Jesteśmy głodni zainteresowania, głodni troski, głodni odpoczynku. Dopóki udaje nam się mniej lub bardziej skutecznie głody te zaspokajać, a suma zaspokojeń przewyższa sumę braków, możemy mówić o w miarę stabilnej homeostazie. Kiedy jednak braki zaczynają dawać się we znaki, a z głodu nieustannie burczy nam w brzuchu, problem potrafi stać się naprawdę poważny. Każdy organizm, który nie dostarcza sobie pokarmu, w najlepszym wypadku traci siłę i marnieje, a w najgorszym umiera. Ktoś, kto notorycznie zaniedbuje swoje potrzeby, może wpaść w depresję czy przewlekły stres, wypalić się zawodowo, uzależnić się od alkoholu, a w końcu zachorować również fizycznie. Nietroszczenie się o siebie może wpędzić człowieka w niebiezpieczne huśtawki emocjonalne – od frustracji i gniewu po smutek, żal czy nawet rozpacz. Zaniedbany dorosły będzie przejawiał dokładnie takie same reakcje jak zaniedbane dziecko: będzie się wściekał i krzyczał, następnie wpadnie w głęboki szloch, a w końcu wszystko stanie mu się obojętne.
Braki niszczące relacje
Ponieważ jesteśmy istotami społecznymi, mamy wiele potrzeb dotyczących relacji, które mogą być zrealizowane jedynie w kontakcie z drugim człowiekiem. To, czy znamy swoje potrzeby związane z relacjami oraz czy potrafimy je kontruktywnie nazywać i wyrażać w taki sposób, by mogły być usłyszane przez naszych bliskich, wywiera niebagatelny wpływ na jakość naszych związków.
Problemy w naszych relacjach często dotyczą właśnie stosunku do potrzeb. Typową sytuacją konfliktową w związkach jest to, gdy oskarżamy drugą osobę o nierealizowanie naszych potrzeb. I choć bywa to prawdą, problem tkwi również w nas – często to my sami nie potrafimy wyrazić potrzeb we właściwy sposób. W miejsce konstruktywnej komunikacji pojawiają się podprogowe komunikaty, manipulacja czy nieskończone pretensje. Ile razy zmęczona opieką nad dziećmi żona wyrzuca mężowi: „Ciebie nigdy nie ma w domu”, zamiast nazwać wprost potrzebę, by mąż częściej pomagał jej w opiece nad dziećmi. Gdy starsi rodzice kierują do córki uwagę: „W ogóle nas nie odwiedzasz”, mają być może na myśli, że potrzebują więcej troski, córka jednak prawdopodobnie słyszy tylko pretensję i reaguje złością zamiast opiekuńczością.
Potrzeby, których nie potrafimy nazwać i wyrazić, a które przez to stają się niezaspokojone, w relacji najczęściej stanowią podłoże konfliktu, a czasem nawet solidnego kryzysu. Wystarczy spojrzeć na przepełnione gabinety terapeutów, w których małżonkowie wzajemnie obrzucają się litanią niezaspokojonych potrzeb: „Bo ty zawsze… Bo ty nigdy…”. Nie trzeba jednak sięgać tak daleko – wystarczy rzut oka na codzienność w naszych rodzinach, by usłyszeć tyrady wzajemnych pretensji i oskarżeń, które zdumiewająco często sprowadzają się do niezrealizowanych potrzeb. Niewyrażanie i nierealizowanie potrzeb skutkuje oddaleniem w relacji, dystansowaniem się oraz narastaniem napięcia, które zazwyczaj obraca się przeciwko człowiekowi.
Uświadamiać, nazywać, wyrażać
Jeśli chcemy sensownie rozprawić się z tematem potrzeb w naszym życiu, mamy solidną pracę do wykonania. Po pierwsze musimy zająć się pogłębianiem świadomości tego, bez czego nie potrafimy sprawnie funkcjonować. Być może zatem konieczne będzie zadanie sobie kilku nie zawsze wygodnych pytań o to, czego nam brakuje – od siebie, od bliskich, od szefa czy nawet od Boga. Kiedy już sobie na nie odpowiemy, trzeba włożyć wysiłek w dokładne określenie, czego potrzebujemy. Ogólne stwierdzenie: „Brakuje mi odpoczynku” otwiera szerokie pole do dokładnego rozumienia: czy odpocznę, jak będę mniej pracować? A może jak zacznę chodzić na basen? Lub gdy odetnę się od toksycznych znajomych? Uświadomiona potrzeba to już wielki krok, żeby jednak przejść do działania, trzeba ją maksymalnie sprecyzować. Jeśli natomiast potrzeba dotyczy relacji, musimy również umieć wyrazić ją w taki sposób, by druga osoba miała szansę ją usłyszeć i zrealizować. Trzeba więc zapomnieć o niekonkretnych aluzjach, wyrzucanych we frustracji złośliwościach czy manipulacyjnym owijaniu w bawełnę – to nie zaspokoi naszej potrzeby, a raczej sprzysięgnie się przeciwko nam. Zamiast tego pomoże nam znajomość swoich potrzeb w relacji, przekonanie o tym, że mamy prawo je egzekwować od drugiej osoby, oraz używanie komunikacji nastawionej na mówienie o tym, co i dlaczego jest dla nas ważne – komunikat „ja potrzebuję” zamiast „ty nigdy” zdecydowanie skuteczniej dotrze do naszego odbiorcy, a szanse na zrealizowanie potrzeby znacząco wzrosną.