Logo Przewdonik Katolicki

Z prądem i pod prąd jednocześnie

Dominik Héjj
FOT. RADEK PIETRUSZKA/PAP. Mateusz Morawiecki z Vikotrem Orbanem podczas spotkania w Budapeszcie, 3.01.2018 r

Powodów, dla których na celowniku Brukseli powinien znaleźć się Budapeszt jest o wiele więcej niż w przypadku Warszawy. Viktorowi Orbánowi od lat udaje się jednak unikać konsekwencji swoich działań.

W ostatnich tygodniach polityka Viktora Orbána staje się coraz trudniejsza do przewidzenia. Z jednej strony węgierski rząd wciąż zdecydowanie odrzuca unijną politykę migracyjną, a także posądza Brukselę o zakusy ograniczenia suwerenności państw członkowskich, z drugiej zaś mówi o możliwości przystąpienia do nowego programu relokacji uchodźców, a także informuje obywateli, że wbrew prowadzonej od prawie trzech lat antyimigranckiej kampanii, kraj przyjmuje jednak uchodźców; w jednej chwili przybiera wręcz antyunijne barwy, a jednocześnie deklaruje podniesienie wysokości składek na rzecz wspólnego budżetu Unii Europejskiej. Spróbujmy przeanalizować retorykę Viktora Orbána.
Najważniejsze to oddzielić politykę zagraniczną od polityki krajowej. Władze Węgier jedno deklarują w Brukseli, drugie komunikują w Budapeszcie, utrzymując wysoką mobilizację swojego elektoratu. Na europejskim forum Orbán płynie z prądem europejskiej polityki, stawiając warunki, ale i wykazując bardzo koncyliacyjne i otwarte podejście, w kraju zaś sugeruje zdecydowanie pójście pod prąd Brukseli. Jak możliwa jest taka gra na dwóch fortepianach?
           
Europejska układanka
Przede wszystkim wynika ona z umiejętności błyskawicznego reagowania na wydarzenia tak w Brukseli, jak i na Węgrzech. Fidesz, partia Viktora Orbána, przynależy w Parlamencie Europejskim do Europejskiej Partii Ludowej (EPL), najsilniejszej frakcji w tejże instytucji. EPL była wielokrotnie krytykowana za brak reakcji na ograniczanie zasad demokratycznego państwa prawa na Węgrzech. Obecność w tej frakcji Fideszu była niejednokrotnie powodem sporego zakłopotania, a węgierski premier dobrze wie, jak wykorzystać ten atut. Spośród 21 wszystkich węgierskich posłów do Parlamentu Europejskiego, 12 przynależy właśnie do  EPL. Cała frakcja Europejskiej Partii Ludowej liczy 217 posłów, a przewaga nad kolejną frakcją – Grupą Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów – wynosi 28 mandatów. Wykluczenie Fideszu byłoby zatem ryzykowne dla zachowania większości w PE.
Z nieformalnych rozmów wiem, że wiele spotkań przedstawicieli EPL kończy się karczemną awanturą z Węgrami. To jednak nieważne, bo dla Budapesztu liczą się podejmowane przez unijnych polityków działania. A raczej ich brak. Lider frakcji Manfred Weber, chociaż w mediach społecznościowych domagał się wdrożenia artykułu 7 przeciwko Polsce, sam w maju 2017 r. zagłosował przeciwko rezolucji Parlamentu Europejskiego, która wzywała Komisję Europejską do jego uruchomienia tej samej procedury wobec Węgier. A trzeba wiedzieć, że powodów, dla których na celowniku Brukseli winien znaleźć się Budapeszt jest o wiele więcej niż w przypadku Warszawy.
Ta polityczna układanka jest dla mnie przesłanką do stwierdzenia, że tak często podnoszona kwestia podwójnych standardów stosowanych wobec różnych państw członkowskich, bardzo mocno dotyczy Polski i Węgier, traktowanych przez Brukselę absolutnie nierówno.
 
Reforma po węgiersku
Bezpośrednią przesłanką do uruchomienia „opcji atomowej” przeciwko Polsce stała się reforma sądownictwa. Spójrzmy jak do tego samego tematu podeszli Węgrzy.
Reformę wprowadzano dwutorowo wraz z nową ustawą z 2011 r., a także całkowicie nową, obowiązującą od 2012 r., konstytucją. Nad sądami władzę jednoosobowo sprawuje dziś przewodniczący Krajowego Urzędu Sądownictwa. Wiek emerytalny sędziów został obniżony z 70 do 62 lat, przez co pracę utraciło kilka tysięcy osób. W wyniku zmiany nazwy Sądu Najwyższego na Kúria (nazwa historyczna), funkcję stracił prezes András Baka. W latach 2010–2013 w sposób bardzo znaczący ograniczono rolę Sądu Konstytucyjnego, pozbawiając go m.in. kompetencji do badania zgodności z konstytucją ustaw ją zmieniających. Dziś jego rola ogranicza się do badania prawidłowości procesu legislacyjnego, a nie przedmiotu zmiany.
Odpowiedzią na zarzuty Brukseli było jedyne w zasadzie ustępstwo Fideszu – podniesienie wieku emerytalnego sędziów z 62 do 65 lat, przy jednoczesnym zapewnieniu okresu przejściowego aż do 2023 r. Taka decyzja zapadała w 2013 r., kiedy znaczna część sędziów utraciła już pracę i nie miała jak wrócić na swoje stanowiska. Podobnie rzecz miała się w przypadku wspomnianego Andrása Baki. Choć wygrał przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, to stanowiska prezesa nie odzyskał, bowiem formalnie przecież Sąd Najwyższy przestał istnieć – pozostało mu jedynie odszkodowanie. Ustępstwo to wystarczyło, aby, mówiąc wprost, instytucje europejskie zaakceptowały wprowadzone w sądownictwie zmiany.
 
Odbijanie piłeczki
Znakomita większość komentatorów uważa, że Węgry będą następnym krajem, przeciwko któremu zostanie uruchomiona cała unijna machina praworządności. Według mnie taka możliwość jest mało prawdopodobna, o ile nie niemożliwa.
Sprawą Węgier zajmuje się ta sama komisja Parlamentu Europejskiego, co w przypadku Polski – Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych. Jej przedstawicielka Judith Sargentini gościła z kilkudniową wizytą na Węgrzech. To ona odpowiedzialna jest za przygotowanie raportu dotyczącego stanu praworządności nad Balatonem. Na jego podstawie (dokument powinien być gotowy za około dwa miesiące), teoretycznie będzie można głosować uruchomienie procedury z artykułu 7 wobec Węgier. Z jakich powodów? Tematów jest kilka: nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym, która ograniczyła możliwość funkcjonowania Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego (tzw. Lex CEU), ustawa dotycząca konieczności rejestrowania organizacji pozarządowych jako „finansowanych z zagranicy”, gdy z zagranicy otrzymują dotacje powyżej 25 tys. dolarów rocznie (tzw. Lex NGO), dyskryminacja społeczności romskiej oraz nieprzestrzeganie prawa w zakresie udzielania azylu uchodźcom.
Zgodnie z pierwotnym brzmieniem Lex CEU, uniwersytet ufundowany przez George’a Sorosa, miliardera węgierskiego pochodzenia, w przypadku nieutworzenia swojej filii w USA miał przestać funkcjonować z początkiem tego roku. Jednak termin odłożono o rok, co według mnie może być odebrane w Brukseli jako ustępstwo bądź wręcz przygotowanie do rezygnacji z założeń ustawy.
 
Uchodźcy na Węgrzech
Co się zaś tyczy uchodźców – przedstawiciel Ministerstwa Spraw Zagranicznych Węgier Kristóf Altusz w rozmowie z „Times of Malta” ujawnił właśnie, że w ubiegłym roku Węgry przyjęły 1291 osób. To zaledwie o trzy osoby mniej od przypisanej Budapesztowi kwoty w unijnym systemie relokacji. Zrobiono to w tajemnicy dla, jak wyraził się urzędnik, „dobra beneficjentów”. Dodajmy do tego niedawną wypowiedź Viktora Orbána, który w niemieckim „Die Welt” zadeklarował, że Węgry rozważą uczestnictwo w nowym mechanizmie relokacji (jego ramy mogą zostać określone jeszcze w tym roku), o ile Bruksela nie będzie wskazywać kogo Węgrzy mają przyjąć.
Nie oznacza to jednak zmiany stanowiska tamtejszego rządu na temat dotychczasowego mechanizmu relokacji. Węgierskie władze udzieliły pomocy nie na podstawie unijnych ustaleń (za ich niespełnienie przed Trybunałem Sprawiedliwości UE wciąż trwa w tej sprawie postępowanie), lecz na zasadach międzynarodowej konwencji genewskiej. Viktor Orbán zapewnił swoich zdumionych rodaków, że ta pomoc jest tymczasowa, a wszyscy przyjęci uchodźcy zostaną odesłani do swoich domów, jeśli tylko sytuacja w ich ojczyznach się poprawi. W tej sprawie dziwić może tylko jedno – jak to zostanie zrobione, skoro ten sam rząd twierdzi, że 90 proc. uchodźców… opuściło Węgry i przeniosło się do innych państw unijnych.
W ten sposób Budapeszt wybił swoim krytykom z rąk argument, że Węgrzy w sposób niehumanitarny odmawiają pomocy uchodźcom. Zwróćmy uwagę, że z listy zarzutów usunięto w ten sposób już dwa punkty. Zniknąć może też trzeci, bo węgierski rząd przekonuje, że podobne przepisy do tych w Lex NGO funkcjonują m.in. w USA i Izraelu.
 
Drugi raz się nie uda
Na forum europejskim mamy zatem w wykonaniu Viktora Orbána politykę pewnej ugodowości. Dość powiedzieć, że Węgry jako jeden z pierwszych krajów europejskich zadeklarowały, że podniosą dobrowolnie składkę do budżetu unijnego do 1,2 proc. dochodu narodowego, jeśli inni partnerzy w regionie uczynią to samo. Ta obrotność, umiejętność budowania sojuszy, gotowość do negocjacji (o której w wywiadzie dla TVP mówił premier Orbán) wpływają na skuteczność polityki Węgier w UE.
To, co jest siłą dotychczasowych osiągnięć Węgrów, jest poniekąd wręcz przekleństwem dla Polski. Trudno bowiem uwierzyć, aby niemoc instytucji europejskich, która została w najdobitniejszy sposób obnażona przez węgierski przykład, była tolerowana jeszcze raz wobec jakiegokolwiek innego kraju. Stąd bardzo stanowcza postawa Brukseli wobec Warszawy, której sprzyja niekorzystne usytuowanie europosłów Prawa i Sprawiedliwości w Grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, która po brexicie straci na znaczeniu.
 
„Obronić Węgry”
8 kwietnia na Węgrzech odbędą się wybory parlamentarne. Rządząca koalicja Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP) od miesięcy miała dla wyborców jasny przekaz: najważniejsze są bezpieczeństwo oraz obrona. Jak zapisano w rządowych materiałach: „musimy obronić Węgry przed planem Sorosa i jego siecią, musimy obronić nasze dotychczasowe [od 2010 r. – D.H.] osiągnięcia: bezpieczeństwo, rodzinę, umacniającą się węgierską gospodarkę, a także interesy narodowe”. Całość zawarta w zgrabnym haśle kluczu: „Musimy obronić Węgry”. Władza uderza w organizacje, które definiuje jako biorące udział w „planie Sorosa”, który miał „opleść Węgry”. Co ciekawe, w samym rządzie nie ma zgodności, co do tego, czy Soros faktycznie realizuje jakiś plan ściągania do Europy migrantów, jednak dla rządzących wydaje się to sprawą drugorzędną. Ważne, że można w ten sposób uciszyć najgorliwszych przeciwników.
Otwartym pozostanie pytanie, w jaki sposób zmieni się polityka Budapesztu po zwycięstwie w wyborach parlamentarnych, które Fidesz ma w kieszeni. Możemy założyć, że jeżeli dojdzie do porozumienia w sprawie polityki migracyjnej, które zostanie zaakceptowane przez Węgry, główne ognisko „antyunijności” zostanie ugaszone. Dalszy rozwój sytuacji zależy też od nowego rozdania w Parlamencie Europejskim: czy w 2019 r. EPL znów wygra wybory, czy też na scenie europejskiej powstaną nowe frakcje. Być może będą to najważniejsze wybory od lat, które jednak będą cechowały się jedną z najniższych frekwencji, bo Europejczycy coraz mniej rozumieją Europę. A w takich okolicznościach łatwiej grać eurosceptyczną kartą.
 
Dominik Héjj
Doktor nauk humanistycznych, politolog, redaktor naczelny portalu www.kropka.hu poświęconego węgierskiej polityce

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki