Czekam z niecierpliwością na każdy film rosyjskiego reżysera mojego pokolenia Andrieja Zwiagincewa. On oraz zmarły kilka lat temu Aleksiej Bałabanow wydają mi się wciąż najciekawszymi głosami nowej Rosji, w bezkompromisowy sposób stawiającymi diagnozę postsowieckiego społeczeństwa. Wybieram jednak Zwiagincewa ze względu na jego poetykę, estetykę i uniwersalizm. Jego z pozoru realistyczne filmy pełne są symboli, których odczytywanie zajmie nam kolejne dni po obejrzeniu filmu. Nawet poszczególne kadry – a więc sposób filmowania – układają się w znaki możliwe do odczytania zanurzonym w kulturę europejską widzom. Z jednej więc strony skierowane są do odbiorcy inteligentnego, z dużym bagażem kulturowym, który będzie dzięki temu w stanie odczytać wszystkie symbole i odniesienia. Z drugiej strony opowiadają o rzeczach prostych i znanych: o niemożności porozumienia się, o codziennym mijaniu się ludzi zamkniętych ze swoim bólem, samotnością. Ludzi, którzy tworzą wokół siebie mur nie do przebycia ze strachu przed tym, co obok. Czyli o nas samych.
Nadzieja
Andriej Zwiagincew, rocznik 1964, ukończył szkołę filmową w Nowosybirsku, gdzie się urodził. Zadebiutował pełnometrażowym filmem fabularnym w 2003 r. zatytułowanym Powrót, a cztery lata później nakręcił świetne Wygnanie. Oba te filmy to obrazy psychologiczne, w których główną osią jest relacja pomiędzy najbliższymi. W Powrocie to niespodziewana wizyta dawno nieobecnego w domu ojca, który zabiera dwóch nastoletnich synów na wyprawę, podczas której mają się do siebie zbliżyć. Pomiędzy trojgiem aktorów rozgrywa się dramat, którego jesteśmy świadkami. Surowe zdjęcia, niemal monochromatyczne, pustka przyrody, muzyka i ciężar emocjonalny sprawiają, że film trudno zapomnieć. Ten obraz otrzymał Złotego Lwa w Wenecji w 2003 r. W porównaniu z Powrotem film Wygnanie zachwyca feerią barw i sielankową atmosferą oraz muzyką Arvo Pärta. Szybko jednak okazuje się, że tajemnice skrywane przez spędzające w daczy wakacje małżeństwo prowadzą do dramatu, który wcale nie musiał się wydarzyć. Oba filmy mają wiele odniesień do religii, symbolika chrześcijańska jest obecna w od początku do końca, a dotyczy relacji ojca do syna, Abrahama do Izaaka, Boga – Ojca do Chrystusa – Syna. W jednym z wywiadów Zwiagincew powiedział: „Nikt nie powstrzyma ręki ojca skierowanej przeciwko swojemu synowi. Nikt nie usłyszy krzyku. Owieczka nie zajmie miejsca syna. Bo ten, kto podniesie nóż, będzie mieć uszy, które nie będą słyszeć, oczy, które nie zobaczą, serce, które nic nie poczuje. Jednak jego wiara w «prawo» ludzkiej dumy jest żarliwa i niewyczerpana, tak żarliwa, jak jego wyrzuty sumienia”. To film o tym, dokąd może człowieka doprowadzić demon braku nadziei.
Trylogia rosyjska
Kolejne filmy: Elena, Lewiatan i Niemiłość układają się w trylogię poświęconą współczesnej Rosji. Kraju, który odarty przez komunizm z duchowości dał się omamić pieniądzowi. Krytyce zostają poddane panujące kulty: władzy i pieniądza. Elena tylko pozornie jest opowieścią o rozwarstwieniu klasowym dzisiejszej Moskwy: od mieszkańców luksusowych apartamentowców do rodzin ze zdezelowanych mieszkań podmiejskich betonowych blokowisk. W porównaniu ze skomplikowaną fabułą Wygnania tutaj opowieść poprowadzona jest przejrzyście, bez zbędnych wątków, choć dotyczy podobnych spraw: kryzysu rodziny. Najwięcej nominacji do nagród oraz samych nagród, w tym nominacji do Oscara dla filmu nieanglojęzycznego oraz Złoty Glob, otrzymał Lewiatan. Przez krytyków okrzyknięty filmem „antyputinowskim” i według niektórych nagradzany w tym kluczu. Na pierwszy plan wysuwa się tu samotna walka zwykłego człowieka z korupcją w miejscowej władzy. Do tego dochodzi ostra diagnoza rosyjskiej cerkwi, która z tą władzą się brata. Wobec tego wciąż działającego systemu człowiek jest nieważny. Głównego bohatera Zwiagincew przedstawia jako współczesnego Hioba, nad którym pastwi się Szatan w osobie władzy z pozwoleniem Boga jako popa. Najnowszy film rosyjskiego reżysera kontynuuje tę metafizyczną obserwację Rosji i świata.
W tym świecie miłość nie jest możliwa
W Niemiłości mamy wszystko to, co charakterystyczne u Zwiagincewa. Długie ujęcia, symetryczne kadry i jego ulubioną porę roku, która daje efekt monochromatyczności. Późna jesień, wczesna zima. Zwigincew znów rozprawia się z nową rosyjską klasą średnią, mieszkańcami dużych mieszkań w blokach, pracownikami korporacji, pochłoniętymi nowymi technologiami, wśród których smartfon jest oznaką lepszego życia. Nie piją wódki w brudnym barze, ale sączą wino po kolacji, a dziecko ma własny pokój. Jest i rozpad rodziny. Na pierwszym planie rozgrywa się dramat rozstania żony i męża. Każde z nich ma już nowego partnera, on nawet oczekuje ze swoją nową narzeczoną dziecka. Z żoną ma 12-letniego syna, który jest niechciany przez oboje, jest zawadą ich przyszłego szczęścia. Pewnego dnia znika, a my jesteśmy świadkami niezwykle bolesnej wiwsekcji na rodzinie. Ten film bardzo boli. Obnażony jest w nim człowiek ze swoim egoizmem, patologiczną „niemiłością”, porzuceniem wszelkiej duchowości i nastawieniem tylko na własną korzyść, sukces, wygodę. Człowiek żyjący w kłamstwie, pozorach, maskach, a potem w poczuciu winy, do którego nie chce się przyznać sam przed sobą. Ciągle tylko hipokryzja. Tyle w warstwie odnoszącej się do genialnego dramatu Bergmana. Ale znamy Zwiagincewa i wiemy, że u niego cały film jest jedną wielką metaforą i że to ta metaforyczna warstwa jest najważniejsza. Zresztą na końcu podpowiada, gdyby ktoś nie zrozumiał: główna bohaterka w dresie z wielkim napisem „Rosija” patrzy prosto w obiektyw. Kim jest więc dziecko, które zginęło? Czy niebieskooki niewinny Alosza nie jest obrazem ducha tego kraju, zagubionej, zaprzedanej rosyjskiej duszy? Niechcianej, zapomnianej, odtrąconej, wyśmianej, sprowadzonej do pazłotka? Do zdjęcia na ścianie, wpisu w dokumentach? Nieprzypadkowo ze słuchanych przez bohaterów radia czy telewizji docierają do nas niby przypadkowo informacje o zapowiadanym końcu świata i na końcu o wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Tak jakby Zwiagincew mówił wprost: patrzcie do czego doprowadzi was takie życie. I co wtedy, jak sobie poradzicie bez Boga, bez religii, bez wiary, bez duchowości? W waszym świecie nawet miłość jest niemożliwa, nawet ta miłość najbardziej podstawowa, taka miłość, która zawsze istniała, miłość matki do swojego dziecka. Bardzo ta diagnoza jest nieprzyjemna.
Niemiłość jest dowodem na to, że można zrobić świetny i ważny film za niewielkie pieniądze. Reżyser mówił, że wraz z producentem wybrali najtańszy scenariusz, żeby nie mieć problemów z szukaniem pieniędzy na realizację. Obraz kameralny, a zarazem apokaliptyczny mówi o czymś bardzo ważnym nie tylko dla Rosji, ale dla świata w ogóle. Życie bez wartości, bieg przed siebie w poszukiwaniu przyjemności okazuje się biegiem bez celu, bez sensu, jałowym. W końcu Rosja tylko naśladuje Europę.