Odpowiedzi na te pytania są szczególnie ważne dla osób, które w dorosłym życiu doświadczają skutków dzieciństwa naznaczonego przejmowaniem odpowiedzialności za innych. Bo gdy mali bohaterowie dorosną, często nie są już tak heroiczni.
Przejmowanie ról
Aneta miała sześć lat, gdy została mamą. Nie biologicznie, jednak musiała wejść w rolę mamy własnego braciszka. To obok jej łóżka stało łóżeczko malucha. To ona, gdy budził się w nocy, przytulała go, przygotowywała mieszankę i karmiła, zmieniała pieluchy. Mama z depresją poporodową, w dodatku w trakcie rozwodu, nie była w stanie zająć się dziećmi. Po jakimś czasie w domu pojawił się konkubent, który teoretycznie był dla mamy wsparciem, w praktyce gdy zdarzało mu się popić, wrzeszczał na plączące się pod nogami dzieci i kota, a kiedy w jego ocenie przekraczali miarę, dostawali w skórę. Aneta nauczyła się więc rozpoznawać sygnały ostrzegawcze i barykadować z braciszkiem i kotem w skrytce. Mama i konkubent pili coraz więcej. Gdy Aneta miała 10 lat, opiekę nad rodzeństwem przejęli dziadkowie. Choć otaczali wnuki miłością i starali się nadrobić straty, w Anecie pozostało przekonanie, że to ona jest odpowiedzialna za opiekę nad bratem i nikt jej nie jest w stanie zastąpić. W rezultacie gdy miał 16 lat i wdał się w towarzystwo alkoholowe, Aneta miała poczucie, że to jej wina i to ona musi go ratować.
Marcin miał półtora roku, gdy urodził się jego brat. Okazało się, że cierpi na cały zestaw chorób i będzie musiał przejść szereg operacji. Uwaga całej rodziny skupiła się na nim: wożony od lekarza do lekarza, w domu był otoczony specjalną ochroną. Marcin, jako zdrowy i niesprawiający większych kłopotów synek, zszedł na drugi plan. Nie musiał przejąć obowiązków związanych z opieką nad bratem, jednak stał się praktycznie niewidoczny dla rodziny. Chodził do żłobka, potem do przedszkola i szkoły i czuł się niewidzialny. Dbał o siebie jak dorosły, łącznie z zarządzaniem skromnym budżetem, z którego samodzielnie uiszczał opłaty w szkole za obiady, ubezpieczenia itp. Jeśli był zauważany i chwalony, to właśnie za niewidzialność, niesprawianie problemów, samodzielność.
Joanna z kolei przeżyła rozstanie rodziców, gdy miała cztery lata. Choć mama nigdy nie wyszła za mąż za tatę Joanny, tata pojawiał się od czasu do czasu w ich życiu, a potem znikał. Po kilku latach mama Joanny podjęła kroki, by pozbawić go praw rodzicielskich i na zawsze wykreśliła z ich życia. A wtedy, chcąc nie chcąc, Joanna przejęła rolę przyjaciółki swojej mamy. Mama starała się zapewnić jak najlepszą opiekę córce, ale jednocześnie zaczęła ją traktować jak powiernicę swoich problemów. Opowiadała potem z dumą, jak dojrzałą ma córkę, która będąc uczennicą szkoły podstawowej, potrafi jej doradzić w kwestii randkowania czy mody.
Powyższe historie mają wspólną cechę. Ich bohaterowie jako małe dzieci musieli stać się dorośli. W okresie, w którym potrzebowali codziennego otrzymywania bezwarunkowej miłości, w czasie gdy inne dzieci mogły pod okiem rodziców eksplorować świat i bezpiecznie go poznawać, eksperymentując w zabawie, oni musieli zadbać o siebie, tak jakby już byli pełnoletni. Aneta i Joanna musiały przejąć nie tylko rolę osoby dorosłej, ale wręcz rodzica. Aneta – obrońcy rodziny. Zjawisko to określa się mianem parentyfikacji (od „parent” – po angielsku rodzic).
Skutki przedwczesnej odpowiedzialności
Skutki niedoborów rozwojowych mogą uzewnętrzniać się mniej lub bardziej boleśnie. Stan ciągłego stresu (podwyższony poziom kortyzolu) u dzieci skutkować może licznymi problemami zdrowotnymi. Osłabiony system immunologiczny, czyli większa podatność na choroby, problemy z układem trawienia, większa podatność na depresję i zaburzenia nastroju to niektóre ze skutków. U Anety w okresie dojrzewania pojawiły się ataki paniki i depresja. U Marcina – utrata kontaktu z emocjami. Jako dorosły nie potrafi określić, co czuje, ma wrażenie pustki emocjonalnej. Joanna z kolei cierpi na bulimię, gdyż zaczęła znajdować pocieszenie w objadaniu się.
Cechą charakterystyczną parentyfikacji jest też uzależnienie emocjonalne. Dorosły „mały bohater” obsesyjnie potrzebuje drugiej osoby, by mieć poczucie sensu życia. Czuje się odpowiedzialny za dobrostan innych. W zdrowych relacjach odpowiedzialni jesteśmy za swoje dzieci (także w sensie prawnym: to my, rodzice ponosimy odpowiedzialność za przekraczanie prawa przez nasze dzieci), jednak nie za innych ludzi – nawet za współmałżonka. Dorosły „mały bohater” uważa, że jest odpowiedzialny za to, jak się czują i zachowują inni ludzie. Dzięki temu czuje się chciany, kochany, potrzebny. Charakterystyczne zachowania to: obsesyjna opieka, pomoc, skoncentrowanie na innych, które skutkuje zaniedbaniem siebie, brakiem bezpośredniej komunikacji i zdrowej intymności.
Jak pomóc?
Badania dotyczące tematu parentyfikacji są jeszcze nieliczne. W Polsce ukazała się godna uwagi praca prof. dr hab. Katarzyny Schier Dorosłe dzieci. Psychologiczna problematyka odwrócenia ról w rodzinie, w której zawarta jest psychologiczna analiza zjawiska i opis badań autorskich pani profesor. Niezwykle wartościowa jest też skoncentrowana na poradach praktycznych książka Donny Jackson Nakazawy Childhood disrupted. Według jej rozeznania bardzo pomocne jest zrozumienie, co takiego wydarzyło się w życiu człowieka, i rozpoznanie fałszywych przekonań kierujących nim. Te fałszywe przekonania to: „moja wartość zależy od tego, że jestem komuś niezbędny do życia”, „jestem odpowiedzialny za to, co czuje i robi druga osoba” itp. Konieczne jest też przeżycie żałoby po utraconym dzieciństwie i pogodzenie się z faktem, że utraciło się wartościową część życia.
Nakazawa pociesza, że to doświadczenie zranienia wyposaża jednak człowieka w pewne przydatne w życiu cechy. Osoby takie mają umiejętność dopasowywania się do sytuacji, elastycznego reagowania na warunki. Wiele z nich ma podwyższony poziom empatii i umiejętności rozumienia innych. Nie można oczywiście udawać, że dziecięca trauma nie zmieniła negatywnie życia danego człowieka, jednak wiele osób pracując nad nią, jest w stanie nadać jej znaczenie.
Czy można sobie samodzielnie poradzić z tym cierpieniem? Gdy studiowałam psychologię, odkryłam, że wielu z moich kolegów i koleżanek podjęło te studia, by pomóc samemu sobie. To nie najlepszy sposób. Nakazawa proponuje udział w terapii grupowej dla osób współuzależnionych z rodzin alkoholików. Mówi, że choć to nie dokładnie to samo doświadczenie, jest ono na tyle zbliżone, że udział w takich spotkaniach jest niezwykle pomocny. Niektóre osoby decydują się na terapię indywidualną. Co ciekawe, w wielu przypadkach zgłaszają się do psychoterapeuty z pytaniem, jak pomóc innym, np. osobom z rodziny, za które czują się odpowiedzialni. Jak mówią znajomi terapeuci, najtrudniejsze jest dla dorosłych „małych bohaterów” przyjęcie i zaakceptowanie, że nie mają robić nic. Że proces zdrowienia rozpoczyna się od tego, że przestają się zajmować innymi, a zaczynają pracować nad sobą. W tym momencie dochodzą do głosu emocje starannie ukrywane od lat: żal, poczucie straty itp. To bardzo trudne doświadczenie, jednak dla osób, które przepracują ten trudny etap, otwiera się nowa perspektywa takich relacji z innymi, w których jest miejsce na prawdziwą, dorosłą miłość, przyjaźń i zdrową komunikację. Przejście od poczucia: „moja wartość zależy od tego, czy jestem komuś potrzebny” do „jestem jedyną w swoim rodzaju, wartościową osobą” jest warte włożonego wysiłku.