Logo Przewdonik Katolicki

Dorosłe dzieci mają żal

Bogna Białecka
fot. Complot Fotolia

Oczywiste jest, że rodzice mają ogromny wpływ na to, kim się stajemy. O co jako dorośli mamy najczęściej do nich pretensje? I czy zawsze słuszne?

Badania naukowe na dużych populacjach pokazują, jakie z błędów wychowawczych mają największy negatywny wpływ na życie człowieka. Przy czym nie mówimy o patologii typu przemoc domowa, ale o błędach wychowawczych popełnianych przez skądinąd dobrych ludzi.
 
Emocjonalne deficyty
Okazuje się, że najgorzej jako osoby dorosłe radzą sobie dzieci rodziców niedostępnych emocjonalnie – nieobecnych czy niepotrafiących okazać dzieciom miłości. Może to objawiać się na wiele sposobów. Rodzice mogą być nieobecni nie dlatego, że ich fizycznie nie ma (na przykład wskutek rozwodu), lecz przez zapracowanie, spędzanie czasu „obok” dzieci. Dziecko siedzi w swoim pokoju, ma własne życie, zajmuje się swoimi sprawami, a rodzice swoimi, komunikacja jest minimalna. Istnieją też rodzice, którzy choć zapewniają dzieciom wszystko, co potrzebne na poziomie materialnym, a zarazem uczą przydatnych umiejętności samoobsługowych, higienicznych itp., nie potrafią okazać swej miłości bardziej bezpośrednio – przytuleniem, słowami miłości i otuchy. Obojętność rodziców może przejawiać się też w braku granic, braku wymagań. Dziecko robi, co chce lub robi rzeczy nieodpowiedzialne, niejako próbując przyciągnąć uwagę rodzica, a on z obojętnością to obserwuje, jak nie przymierzając, niezbyt ciekawy okaz fauny w zoo.
Rezultatem w dorosłości jest niskie poczucie własnej wartości, brak poczucia bezpieczeństwa i niestety przenoszenie wyuczonych modeli relacji na własne dzieci.
 
Sterowanie i kontrola
Kolejnym poważnym w skutkach błędem jest mikrozarządzanie i nadmierna kontrola. Rodzic nie pozwala dziecku na poszerzanie zakresu samodzielności, naukę (nawet na błędach) dbania o siebie. Współcześnie podstawowym objawem mikrozarządzania są mamy wysyłające dziesiątki SMS-ów w ciągu dnia do swoich dzieci, kontrolujące każdy ich ruch. A może najbardziej spektakularnym objawem tego błędu jest masowo rosnąca liczba przedszkolaków niepotrafiących zawiązać sznurowadeł, bo dorośli zawsze je wyręczają, czy wręcz tak ułatwiają życie, by dziecko nie miało „zbyt wymagających” butów. Efektem mikrozarządzania jest niesamodzielność. Dorosłe już dziecko dzwoni do rodziców o poradę z każdym drobiazgiem lub wręcz mieszka z nimi jako osoba dorosła, bo ogarnięcie codziennej odpowiedzialności wykracza poza jego możliwości. Jednocześnie takie dzieci mają poczucie zewnątrz-sterowności. Nie podejmują decyzji, bo wiedzą, że któreś z rodziców i tak ją skrytykuje i każe zrobić inaczej. Kontrola i kierowanie każdą decyzją dziecka to jedno. Druga strona mikrozarządzania to wykonywanie zadań za dziecko i łagodzenie skutków złych decyzji. Kiedy już dziecko zrobi coś samodzielnie (zwykle coś głupiego czy wynikającego z młodzieńczego buntu), rodzic ratuje je przed konsekwencjami.
W dorosłości osoby mikrozarządzane albo stają się tzw. kidults (zdziecinniali dorośli) zależnymi od rodziców, albo starają się ukryć przed nimi ważne części swojego życia, by uniknąć kolejnej ingerencji, jednak podejmują złe decyzje, bo nie mieli szansy w bezpieczny sposób doświadczać naturalnych konsekwencji złych decyzji.
 
Oczyma dorosłych dzieci
Ciekawe jest porównanie, na ile badania naukowe zbieżne są z subiektywną oceną. Na potrzeby niniejszego artykułu zrobiłam małą kwerendę. Kilkadziesiąt osób opisało o co mają żal do rodziców. Rzeczywiście, jak w badaniach naukowych na pierwszym miejscu pojawiła się niedostępność emocjonalna. Rozwód, zimno w relacji, brak miłości, ale też np. wysłanie dziecka do żłobka czy przedszkola przez mamę, która nie musiała pracować zawodowo, lecz nie chciała siedzieć w domu z dziećmi.
Na drugim miejscu uplasowało się – znów jak w badaniach – mikrozarządzanie, nadmierna kontrola, ciągłe krytykanctwo. Ludzie opisywali historie będące rezultatem prób wyzwolenia się spod ścisłej kontroli. Alkohol, narkotyki, zadawanie się z tzw. marginesem, szybka, nieprzemyślana wyprowadzka z domu…
W kwerendzie pojawiły się jednak też liczne głosy typu: „Nie mam żadnego żalu do rodziców, bo zdaję sobie sprawę, że byli ludźmi, ze swoimi zaletami i wadami. Podejmowali pewnie najlepsze w ich ocenie decyzje, trudno mi wejść w ich buty. Jestem dorosły, to kim jestem, jest wynikiem mojej pracy nad sobą, tego, co z bagażem doświadczeń domowych zrobiłem, nie ma sensu żywić uraz czy żalów”.
Dlatego ważne jest pytanie, co my sami z relacją z rodzicami robimy. Czy potrafimy dostrzec dobro, które nas spotkało w domu rodzinnym, czy wykorzystujemy doświadczenia z dzieciństwa, by zrzucić z siebie odpowiedzialność za swoje życie. Łatwiej powiedzieć: „to wszystko wina rodziców”, niż zabrać się za pracę nad sobą dziś, tu i teraz.
 
Gdy wszystko idzie źle
Czasem problemy przerastają rodzinę do tego stopnia, że dorosłe już dzieci zrywają kontakt z rodzicami. Bardzo szczegółowo opisuje to Elizabeth Vagnoni, autorka książki Estranged StoriesOpowieści wyobcowanych, gdzie zarówno odtrąceni rodzice, jak i dorosłe dzieci, które zerwały kontakt z rodzicami opisują swoje historie.
Powody całkowitego zerwania kontaktu koncentrują się wokół trzech wątków. Pierwszy to narcyzm. W takich rodzinach uwaga wszystkich skoncentrowana jest na dziecku, wychowywanym w przeświadczeniu, że jest pępkiem świata, wszystko mu się należy i musi być najlepsze – ubrania, wykształcenie, gadżety. Rodzice nie uczą dziecka postawy służebnej wobec rodziny. Tu nie ma miejsca na obowiązki domowe, poświęcanie czasu i uwagi rodzinie czy sprawom domowym. Priorytetem jest rozwój dziecka, jego samorealizacja. Gdy wchodzi w dorosłość i zaczyna zarabiać na siebie, dziecko wychowane w duchu narcyzmu nie widzi potrzeby kontaktu z podstarzałymi rodzicami, zwłaszcza jeżeli wymagają opieki. Drugi powód to przemoc. Dzieci bądź doświadczyły przemocy domowej, bądź były ofiarami innego rodzaju przemocy (na przykład w szkole), lecz rodzice nie potrafili, nie chcieli dziecku pomóc. Dołączają się do tego wspomnienia z konfliktów domowych – rozwodu lub agresywnej, napiętej atmosfery w domu, której rodzice nawet nie próbowali naprawić. Bycie świadkiem trwającej w domu przemocy – np. konkubent, ojczym czy rzadziej ojciec bijący matkę – często prowadzi też do szybkiej ucieczki z domu w dorosłość i zerwania kontaktu. Do utraty kontaktu dochodzi także ze względu na toksyczną relację nadmiernej bliskości. Dorosłe dzieci uciekają przed rodzicem, dla którego są całym światem. Radykalne zerwanie kontaktów następuje, gdy rodzic nie potrafi pogodzić się z dorosłością swojego dziecka i chce nadal kontrolować każdą jego decyzję i dyktować mu, jak żyć.
Wszystkie te sytuacje wymagają uzdrowienia, do tego by je osiągnąć, potrzebne jest wzięcie odpowiedzialności i wyrażenie chęci pracy nad relacją z obu stron. Generalnie jednym z zadań dorosłego życia jest zastanowienie się nad swoją relacją z rodzicami, nad tym, czy jest dobra lub przynajmniej poprawna, niezależnie od doświadczeń z dzieciństwa. Jeżeli coś nie gra – jeśli zalega w człowieku żal czy obwinianie rodziców o dzisiejsze błędne decyzje czy niepowodzenia, naprawdę warto nad tym popracować. Nad wybaczeniem, przejęciem odpowiedzialności za samego – dorosłego – siebie. Czy warto? Oczywiście: to jedna z najdłuższych znaczących relacji w życiu człowieka.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki