Logo Przewdonik Katolicki

Po miłość jak do sklepu

Hubert Ossowski
FOT. FOTOLIA

W prawo – tak, jestem zainteresowany, w lewo – nie. Przesunięcie palcem po ekranie smartfona i szybka decyzja o czyjejś atrakcyjności. Tak działa Tinder, mobilny portal randkowy. Czy w tym szaleństwie może być metoda na trwały związek?

– Zbliżał się weekend majowy, a ja nie miałam planów, co w tym czasie robić. Już wcześniej do założenia Tindera namawiała mnie koleżanka. Mówiła: „umów się z kimś, w końcu majówka jest”. Pomyślałam, że to odpowiedni moment – opowiada Julia, 23-letnia studentka zootechniki. Na Tinderze, z przerwami, aktywna była przez dwa miesiące. – Ta aplikacja jest po prostu miejscem, gdzie każdy mówi tyle ile chce, komu chce i kiedy chce.
 
W zasięgu ręki
Aby znaleźć miłość, wystarczy spełnić jeden warunek: mieć urządzenie łączące się z internetem. Z takiego założenia wyszli twórcy Tindera – mobilnego portalu randkowego, który powstał w sierpniu 2012 r. i początkowo działał na wybranych amerykańskich uczelniach.
Żeby się zalogować, wystarczy mieć konto na Facebooku lub podać swój numer telefonu. Dzięki wykorzystywaniu geolokalizacji można określić, w jakiej odległości chcemy szukać partnera. Po zaznaczeniu przedziału wiekowego poszukiwań dobrane przez aplikację profile są wyświetlane jeden po drugim, trochę jak w katalogu. Następuje moment decyzji: jeśli proponowany użytkownik przypadnie nam do gustu – przesuwamy palcem w prawo i „dajemy serduszko”, jeśli nie – w lewo lub wybieramy na ekranie ikonę „x”. W przypadku gdy dwoje użytkowników wyrazi zainteresowanie sobą nawzajem, para otrzymuje możliwość prowadzenia rozmowy na czacie.
– Wśród motywacji, jakimi kierują się użytkownicy, wyróżnić można ciekawość, chęć sprawdzenia się i poznania czegoś nowego oraz chęć znalezienia bliskiej osoby przy jednoczesnym ograniczeniu poziomu ryzyka związanego z odrzuceniem – tłumaczy dr Beata Patkowska-Pająk, psycholożka społeczna z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jak dodaje, nie można nazwać dojrzałym zachowania, które przejawia blisko połowa polskich użytkowników aplikacji, czyli korzystania z usługi, gdy jest się w stałym związku.
Według badań przeprowadzonych w lutym 2017 r. przez IRCenter z Tindera przynajmniej raz korzystało 3,2 proc. polskich internautów. 55 proc. z nich to mężczyźni, osoby z najmłodszej grupy wiekowej 18-24 lata (48 proc.). 42 proc. ankietowanych deklaruje, że jest w stałym związku, a 30 proc. posiada dziecko.
Te same statystyki pokazują, że nie jest to aplikacja wyłącznie dla młodych internautów. Aż 33 proc. użytkowniczek ukończyło 45. rok życia, a 24 proc. deklaruje się w przedziale wiekowym 35–44. Szacuje się, że 58 proc. osób korzystających z aplikacji to single, a 4 proc. jest po rozwodzie.
 
Przedstaw się
– Ważny jest opis. Jeśli chcesz kogoś poznać, to musisz go mieć. Dodaj swój wzrost, napisz, czym się zajmujesz. Jeśli facet nie ma opisu, to automatycznie go skreślam – instruuje mnie Ania, 22-letnia studentka chemii. Na Tinderze jest aktywna od dwóch lat. Poznała ostatnio mężczyznę, z którym podjęli wspólnie decyzję o usunięciu kont w aplikacji.
Przeglądając profile użytkowników, zazwyczaj trafia się na zdjęcie twarzy, często tylko jej fragmentu, czasami widać osobę w pozie mającej uwydatnić jej wdzięki. Pod fotografią imię oraz wiek użytkownika. Niżej – wspomniany opis, który w lapidarny sposób przedstawia proponowaną przez serwis osobę. Dzięki niemu można dowiedzieć się, czego poszukują ludzie decydujący się na korzystanie z aplikacji.
Ola, 20 lat: „szukam męża”; Rafał, 20 lat: „przystojny, bogaty oraz skromny”; Weronika, 21 lat: „zaklepałam datę na ślub na sierpień 2020 roku, więc lepiej się pospiesz, a 21 października 2021 roku urodzi się nasze pierwsze dziecko”; Magdalena, 24 lata: „szukam partnera na ślub”; Łukasz, 22 lata: „nie szukam tutaj przygody”; Klaudia, 22 lata: „podobno miłości tutaj nie znajdę, ale co mi zaszkodzi spróbować?”; Dasha, 20 lat: „zaglądam głęboko w umysł drugiego człowieka, bardzo interesuje mnie wnętrze i wartości osoby, którą poznaję” czy Wiktoria, 20 lat: „młoda, rozczarowana”.
 
Przesuwanie
Przy każdym uruchomieniu aplikacji na ekranie smartfonu wyświetlają się dziesiątki profili. – Większość z nich to zdjęcia gołych męskich klat – opowiada Julia. Na Tinderze widziała konta różnych osób: znajomych, byłego chłopaka albo par szukających trzeciej osoby do trójkąta. – „Dawałam serduszko” facetom, którzy chociaż sprawiali wrażenie normalnych i mieli w opisie coś ciekawszego niż teksty w stylu: „kobieta zaczyna się od miseczki D i kończy się na 50 kg”.
Poznała w końcu osobę, z którą dobrze się jej rozmawiało. – Pisaliśmy, aż do momentu, kiedy zaczął się nad sobą użalać; rozmowa wtedy siadła. Po jakimś czasie napisał, czy wpadnę do niego do mieszkania na film. Opadły mi ręce, przecież było jasne, z jakimi oczekiwaniami mnie zaprasza.
Julia pisała jeszcze z kilkoma osobami, ale zwykle szybko się to kończyło. – Wtedy też zobaczyłam na Tinderze kogoś, kogo nie chciałam tam widzieć – chłopaka mojej kuzynki, ojca jej dzieci – opowiada. Poprosiła swoją przyjaciółkę, by założyła konto i odnalazła ten konkretny profil. – Długo to nie trwało, szybko ich sparowało i umówili się na kawę. Musiał zorientować się na Facebooku, że to moja znajoma, bo nagle urwał kontakt.
 
Instant
W przeszłości anonse zamieszczało się w gazetach, później w internecie na dedykowanych singlom portalach randkowych. Wydawać by się mogło, że Tinder niczego nie zmieni w kwestii szukania znajomości, w istocie jednak je zrewolucjonizował. Jest symbolem kultury łączenia (ang. hookup culture), która akceptuje i zachęca do nieformalnych kontaktów seksualnych oraz tworzenia relacji bez więzi emocjonalnych i długotrwałego zaangażowania. W tej kulturze seks występuje w kontekście powierzchownych, niezobowiązujących znajomości. Nie ma w niej miejsca na uczucia ani jakiekolwiek ograniczenia.
W zupełnie innym celu na Tinderze zalogowała się Zuza, 22-letnia fizjoterapeutka. – Czy czegoś mi brakuje? Jak cholera, ale oficjalna odpowiedź brzmi inaczej: nie. Jest mi dobrze być singielką, nie muszę przecież się ograniczać – tłumaczy. Dzięki aplikacji poznała mężczyznę, z którym chciała wejść w związek. – Traktował mnie jak księżniczkę i przyzwyczaił do tego, że po prostu był. Ale pewnego dnia kontakt się urwał, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Wtedy obiecałam sobie, że będę sceptyczna w stosunku do tych, którzy będą chcieli mnie poznać.  
Mimo trudnej przeszłości z pomocą aplikacji szuka „księcia na białym koniu, który nie będzie chciał tylko wykorzystać”. Czy jej się udało? Póki co nie.
 
Ułatwienie
Częstym motywem dla założenia konta na Tinderze jest strach przed tworzeniem nowych relacji albo też przed ich całkowitym brakiem. Ania nie miała czasu na nowe znajomości. Spotykała się ciągle w tym samym towarzystwie, w pewnym momencie zaczęło jej to przeszkadzać. Postanowiła skorzystać z aplikacji, co ucieszyło jej znajomych, tych będących już w związkach. – Gdy pisze do ciebie tylu facetów i tak cię komplementują, czujesz, że to poprawia twoją samoocenę – podkreśla. Uważa, że za pośrednictwem aplikacji można jednak poznać zwyczajnych ludzi. – Spotykałam się z dwoma osobami poznanymi na Tinderze. Byli normalni, wszystko zależy od intencji, z którymi zakładasz konto. Jeśli nie szukasz przelotnych przygód, to po prostu pomijasz dziwne profile – tłumaczy.
Wojtek, 21-letni budowlaniec, konto założył chwilę po rozstaniu ze swoją partnerką. – Praca w takim miejscu sprawia, że nie mam możliwości na nawiązywanie nowych znajomości z kobietami. Bałem się, że nikogo już nie poznam – opowiada. Ostatecznie jednak postanowił aplikację usunąć. – Zaczęła mnie irytować, ciągle dostawałem powiadomienia. Dodatkowo Tinder kilkukrotnie zaproponował mi konta osób, które nie miały nawet 18 lat – tłumaczy.
„Musisz mieć co najmniej 18 lat, aby założyć konto i korzystać z usługi” – informuje w regulaminie administrator. W praktyce nie jest on w stanie zweryfikować prawdziwego wieku użytkowników. „Wcale nie mam 18 lat”, „14 lat, jestem tu nielegalnie”, „młodsza niż ci się wydaje” to tylko niektóre opisy kont, które zgodnie z regulaminem nie powinny istnieć.
 
Bez zająknięcia
Wykorzystywanie internetu jako środka do nawiązywania nowych znajomości to nic nowego. Już w 1996 r. badacze Malcom R. Parks i Kory Floyd wykazali, że 60,7 proc. ankietowanych internautów nawiązało bliską znajomość z osobą poznaną w sieci, w tym prawie 8 proc. związki uczuciowe; co ciekawe, częściej twierdząco odpowiadały kobiety. W 1998 r. już 93,4 proc. użytkowników nawiązało przynajmniej jedną bliską znajomość w internecie: 40,6 proc. przyjaźń, 26,3 proc. koleżeństwo, tyle samo też związki uczuciowe (sondaż przeprowadzony przez Malcoma R. Parksa oraz Lynne D. Roberts). Te ustalenia potwierdzają badania Sonji Utz z 2000 r.: 70 proc. ankietowanych przeniosło znajomość z internetu do świata rzeczywistego. Przejście zazwyczaj następuje szybko.
Tinder stanowi alternatywę dla nieśmiałych i tych, którym nawiązywanie nowych relacji sprawia trudność. Łatwa w obsłudze aplikacja sprawiła, że rozpoczęcie rozmowy z atrakcyjną dla nich osobą staje się o wiele łatwiejsze.
Szymon, 22-letni dziennikarz, swoją obecną dziewczynę po raz pierwszy zobaczył podczas imprezy masowej, wtedy jednak wstydził się podejść. Po niecałych dwóch miesiącach dostał ponowną szansę – tym razem na Tinderze. – Łatwiej jest zagadać przez aplikację, bo wiem, że tam się nie zająknę, ani nie spalę się ze wstydu – mówi.
 
Bez uroku
– Przekonały mnie zdjęcia ze zwierzętami. Podobnie jak ja, trenował sztuki walki – opowiada Julia, która ostatecznie związała się z mężczyzną poznanym przez Tindera. Pisało im się dobrze, bez podtekstów, aż podjęli decyzję, żeby się spotkać. – Nie próbował mnie nawet dotknąć, co po wcześniejszych doświadczeniach bardzo mi się podobało – dodaje. Pod koniec spotkania zapytał, czy może liczyć na kolejne. Julia wówczas się zgodziła, niedługo później zostali parą.
– Internet jest dodatkowym narzędziem inicjowania związków. W większości przypadków bardzo szybko następuje sprawdzenie znajomości w realnym świecie. Wiele z nich kończy się małżeństwem. Gwarancji na szczęście w miłości nie daje to, w jaki sposób się poznaliśmy, ale co dalej z tą relacją robimy i jak o nią dbamy – konkluduje dr Patkowska-Pająk. Trudno jej jednak uwierzyć, że ludzie z własnej woli zrezygnują z tworzenia i utrzymywania relacji i zadowolą się tylko związkami tworzonymi i utrzymywanymi w cyberprzestrzeni. – Człowiek jest istotą społeczną i zawsze będzie szukać kontaktu z drugim człowiekiem – dodaje.
Nawiązywanie znajomości stało się proste, wręcz mechaniczne. Jednym kliknięciem decydujemy o atrakcyjności drugiej osoby. Takie traktowanie ludzi przypomina wizytę w sklepie, do którego wchodzimy po nową koszulkę. Bierzemy do ręki jedną, przypadkowo leżącą na półce. Jeśli nam się nie podoba – odkładamy ją na miejsce; jeśli wpadnie nam w oko – wrzucamy ją do koszyka.
Poznawanie się w taki sposób jest pozbawione wyjątkowości, jaką daje osobisty kontakt. Zauważa to Julia: – Brakuje tego uroku i niepewności, gdy patrzysz drugiej osobie w oczy: czy się komuś podobasz i czy osoba zaproszona na randkę się zgodzi – dopowiada. – Z Tindera korzystają też porządne osoby, ale zanim uda się je tam odnaleźć, można po drodze stracić wiarę w ludzi.
 
 
Imiona bohaterów zostały zmienione.
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki