Logo Przewdonik Katolicki

Żeromski a sprawa polska  

Agata Bobryk
FOT. LESZEK SZYMAŃSKI/PAP. Narodowe czytanie odbyło się 8 września w niemal trzech tysiącach miejsc na świecie.

Narodowe Czytanie wywołało w tym roku szczególnie duże emocje, niestety, nie tylko pozytywne. Czy Polakom udało się odrobić lekcję z Żeromskiego?

 Tegoroczna odsłona Narodowego Czytania miała szczególnie uroczysty charakter ze względu na 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Na głównego bohatera akcji wybrano klasyka – Przedwiośnie Stefana Żeromskiego, które w sobotę 8 września przeczytano aż w 2930 miejscach w Polsce i na świecie. To niewątpliwe święto polskiej literatury zostało jednak zakłócone.
 
Oryginał kontra streszczenie
Około dwa tygodnie przed finałem akcji jeden z użytkowników portalu Wykop.pl porównał tekst adaptacji Przedwiośnia znajdujący się na stronie Kancelarii Prezydenta z oryginalnym utworem Żeromskiego. Adaptację tę przygotował Andrzej Dobosz, krytyk literacki i felietonista, na potrzeby wydarzeń centralnych w warszawskim Ogrodzie Saskim. Okazało się, że jest ona… krótsza od oryginału aż o około 30 procent. Wykreślono część epitetów, archaizmy, a także dłuższe fragmenty. Przedwiośnie „okaleczone”, „gwałt na literaturze”, „niezrozumiała cenzura” – donosiły media. Czy słusznie?
– Oczywiście, świętym prawem każdego, kto przygotowuje adaptację, czy to do wspólnego czytania, czy np. do wystawienia na scenie teatralnej, jest prawo dokonywania skrótów, które są podyktowane wizją artystyczną czy względami technicznymi – mówi prof. Zbigniew Kopeć z Instytutu Filologii Polskiej UAM. – Sądzę jednak, że przy tak ważnym wydarzeniu, które odbywa się raz w roku i nazywa się Narodowym Czytaniem nie powinno się tego robić w taki sposób, który budzi kontrowersje. Myślę, że można nam jako społeczeństwu zaufać i dać szansę, żebyśmy usłyszeli Przedwiośnie Żeromskiego w całości, tak jak zostało napisane – dodaje.
 
Gdzie są szklane domy?
Problem w tym, że każda, nawet najlepsza adaptacja jest równocześnie interpretacją. Wątpliwości wzbudzają nie tylko ingerencje w styl autora, ale także opuszczenie fragmentów ważnych dla wymowy dzieła. Niejednoznaczna i daleka od ideału postać Cezarego Baryki została przez Dobosza mocno ugrzeczniona oraz – przynajmniej częściowo – pozbawiona politycznego radykalizmu. Z wersji okrojonej nie dowiemy się, że młody Cezarek w okresie fascynacji bolszewizmem ma ochotę swoją matkę „raz na zawsze oduczyć reakcji” za pomocą pięści, a z uciekających przed represjami arystokratów i przedstawicieli burżuazji drwi „z tą nową, nowomodną nienawiścią”, nazywając ich „kałem Rosji”. Z adaptacji zniknęła także scena, w której ksiądz Anastazy oskarża Barykę o uwiedzenie Karoliny (co zakończyło się dla dziewczyny tragedią – została otruta przez zazdrosną o względy Cezarego młodziutką Wandę), do czego ten w cyniczny sposób się przyznaje, lecz winy nie przyjmuje. To tylko niektóre fragmenty, pokazujące głównego bohatera w mało pochlebnym świetle, które usunięto.
Nie tylko postać Baryki została uładzona. W jaśniejszych barwach prezentuje się także obraz społeczeństwa odrodzonej Rzeczypospolitej. W adaptacji opuszczono przejmujący opis tragicznego losu chłopów bezrolnych i bezsilności nowego rządu, który nie jest w stanie im pomóc. U Żeromskiego nad szlacheckim dworem w Nawłoci unosi się posępne widmo groźby zemsty ludu. Baryka, który na własne oczy widział ogrom zła, do którego doprowadziły ostre podziały klasowe, zastanawia się: „Kiedyż nadejdzie ten dzień, iż tenże Jędrek posiędzie odwagę i zdobędzie się na siłę, żeby jaśnie pana chwycić za gardło i bić w kufę, względnie w mordę?”. Ofiarą skreśleń padły słowa krytyki Cezarego pod adresem państwa polskiego, a także słynna anegdota o „defekcie polskości” – Polak, mający po innych nacjach napisać rozprawę o słoniu, napisał bez wahania: „Słoń a Polska”.
 
„Radość z odzyskanego śmietnika”
W chwili kiedy Polska odzyskała niepodległość, Stefan Żeromski cieszył się już autorytetem nauczyciela i sumienia narodu. Był „ostatnim z wielkich proroków […] którzy pieśnią zagrzewali naród do walki i powracali wolę życia umierającym z ran i z rozpaczy” – jak pisał Jan Lechoń. Gdy w 1924 r. Żeromski opublikował Przedwiośnie, rozgorzały dyskusje. Prawica oskarżała pisarza o promowanie komunizmu, komuniści – o oczernianie ich obrazu. Kontrowersje wzbudzała postać Cezarego Baryki – młodego wykorzenionego „bakuńskiego” Polaka, który przybywa do odrodzonej Polski i doznaje głębokiego rozczarowania. Zamiast „szklanych domów”, utopijnego symbolu postępu i dobrobytu, o których opowiadał mu ojciec, widzi brudną, trawioną nędzą wieś.
– Hasło, które może odzwierciedlać nastroje nie tylko pisarzy, ale i tej części społeczeństwa, które było świadomie nowej sytuacji politycznej i społecznej po I wojnie światowej, wypowiada jeden z bohaterów Generała Barcza Kadena-Banderowskiego. Zauważa on z entuzjazmem, że oto teraz wszyscy mają „radość z odzyskanego śmietnika” – mówi prof. Kopeć. – Nazwanie Polski „śmietnikiem” może budzić zgorszenie, ale pamiętajmy, że bohaterowi chodziło o podkreślenie, że teraz jest to już „nasz śmietnik”. Państwa polskiego nie było przez ponad sto lat. Dopiero teraz rozpoczyna się okres jego budowania.
Polska niepodległa to kraj pozszywany z trzech niepasujących do siebie części – pozbawiony jednolitego prawa i armii, szkolnictwa, własnej waluty oraz stabilnych granic. To kraj, który dopiero trzeba stworzyć. „Śmietnik”, który należy uporządkować.
 
I w Polsce są kanalie
„Zaprawdę powiadam Wam: nie badajcie, jaki będzie rząd w Polsce, dosyć Wam wiedzieć, iż będzie lepszy niż wszystkie, o których wiecie, ani pytajcie o jej granicach, bo większe będą niż były kiedykolwiek” – przekonywał w połowie XIX w. Adam Mickiewicz. Wychowani na literaturze romantycznej Polacy uznawali za oczywiste, że przyszła Polska będzie krajem powszechnej sprawiedliwości i dobrobytu. Jeśli tylko odzyskamy niepodległość, wszystkie inne problemy rozwiążą się w cudowny sposób. Praktyka życia codziennego pokazywała jednak coś zupełnie innego.
W 1923 r. Juliusz Kaden-Banderowski, były adiutant Józefa Piłsudskiego, wydał wspomnianą powieść Generał Barcz, opowiadającą o kulisach kształtowania się państwa polskiego. Na kartach książki pokazywał, że czasem ci, którzy stoją na czele państwa, posługują się metodami dalekimi od ideałów. Nieodłącznym elementem funkcjonowania aparatu państwowego są „teki i podsłuchy”, zgniłe kompromisy czy praktyka przekupywania wrogów politycznych stanowiskami. W Pokoleniu Marka Świdy Andrzeja Struga tytułowy bohater, były żołnierz legionów z przerażeniem odkrywa, że jednym z generałów w nowo utworzonej polskiej armii jest były carski pułkownik. „Skądże weźmiesz fachowców?” – odpowiada mu związany z kręgami rządowymi Nusym. Ten sam bohater tłumaczy Markowi, że w obecnych czasach bez łapówek nie można zrobić niczego dla dobra publicznego. „Na całej kuli ziemskiej w interesach króluje kanalia i ludzie mojego pokroju muszą z nią żyć w pewnym kompromisie, jeżeli nie chcą być wyrzuceni poza nawias”. W starciu ideału z pragmatyką to ideał ponosi klęskę.
 
Co dalej?
Początkowy „hurraoptymizm”, ekstatyczna i w pełni uzasadniona radość z odzyskania państwa ustępowały refleksji. Autorzy dwudziestolecia międzywojennego nie bali się pokazywać problemów, z którymi zmagała się II RP, ani stawiać pytań – cytując Pokolenie Marka Świdy – „po co i na co, dlaczego i dla kogo właściwie ma istnieć odrodzona Polska?”. Dziś, w stulecie wielkiego święta, jakim jest rocznica odrodzenia Polski, nie tracą one na aktualności. Dlatego warto sięgnąć po Żeromskiego w oryginale, nawet jeśli to, co przeczytamy, będzie zaprzeczało naszym wyobrażeniom o Polsce niepodległej – spojrzeć na początki II RP tak, jak widzieli je świadkowie i uczestnicy, a nie tak, jak my chcielibyśmy je oglądać.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki