Ciśnie mi się pod palce określenie „politycznie poprawny”, choć ani za nim nie przepadam, ani nie oddaje on całkowicie istoty problemu. Nowy wspaniały świat dostępny na platformie Netflix to na wielu polach całkiem dobry serial, który w niektórych aspektach radzi sobie nawet lepiej niż literacki oryginał. Trzeba zauważyć, że zadanie, które postawili sobie jego twórcy, nie należało do łatwych.
Pierwsze wydanie powieści Aldousa Huxleya miało miejsce niemal 90 lat temu. Od tego czasu powieść zdążyła przejść do kanonu literatury, odcisnąć mocne piętno na popkulturze i stać się inspiracją dla zwolenników teorii spiskowych. Mimo upływu lat Nowy wspaniały świat pod wieloma względami nie tylko nie stracił na aktualności, a nawet na niej zyskał. Dziś niektóre z osiągnięć naukowych przewidzianych przez Huxleya, np. zapłodnienie pozaustrojowe czy klonowanie, stały się faktem. Czy za pomocą inżynierii genetycznej można poprawiać człowieka? Jeśli tak, to w jakim stopniu? Jeśli nie, to z jakiego powodu? To dylematy, z którymi zmaga się współczesna bioetyka, nie literatura science fiction. Równie aktualne pozostaje (i pozostanie już do końca czasów) najważniejsze pytanie, które stawia Huxley – czym jest szczęście i czy warte jest każdej ceny?
Humanista, który nie lubi ludzkości
W założeniach autora Nowy wspaniały świat początkowo miał być parodią. Huxley napisał ją w odpowiedzi na kolejną powieść cieszącego się estymą mistrza science fiction H.G. Wellsa. W Ludziach jak bogowie Wells opisywał Utopię, krainę przyszłości, w której dzięki postępowi technicznemu i moralnej odnowie udało się uzyskać pokój, dobrobyt i powszechną szczęśliwość. Huxley czytał powieść ze zgrozą. Tam, gdzie Wells widział szansę dla ludzkości, on dostrzegał zagrożenie.
Na początku lat 30. słowem najlepiej opisującym postawę duchową brytyjskiego pisarza był sceptycyzm. W jego dotychczasowym dorobku literackim widniały przede wszystkim satyry, w których odmalowywał pustkę intelektualną swojego pokolenia. Współczesny mu prozaik E.M. Forster nie bez powodu nazwał go „humanistą, który nie lubi ludzkości”.
Skąd ten cynizm? Może powodem są tragiczne doświadczenia młodości? Niespodziewana śmierć matki po krótkiej chorobie, samobójstwo brata, niemal całkowita utrata wzroku, która zmusiła go do rezygnacji z kariery naukowca. Do tego czynniki zewnętrzne – po czterech latach Wielkiej Wojny doprawdy trudno nie stracić wiary w ludzkość.
Aksamitny totalitaryzm
W 1932 r. Aldous Huxley wydaje Nowy wspaniały świat (ang. Brave New World), opowieść o „horrorze Wellsowskiej utopii” – jak określa ją w jednym z listów. Powszechna szczęśliwość? Tak, to jest do zrobienia. Masowe szczęście wymaga jednak masowych rozwiązań. Żeby wprowadzić szczęśliwość dla każdego, trzeba sprawić, aby każdy był do każdego podobny. Zamiast naturalnego poczęcia uzależnionego od kaprysów przyrody zaplanowana inżynieria genetyczna. W Republice Świata ludzi produkuje się w szklanych „butlach”, a rozwijające się ludzkie embriony poddaje specjalnym zabiegom, aby uzyskać pożądane cechy fizyczne i psychiczne. To, czego nie osiągnie się poprzez genetykę, można wypracować dzięki warunkowaniu już po narodzinach. Podzielmy społeczeństwo na kasty zgodnie z jakością uzyskanego ludzkiego produktu. Niech każda kasta zajmuje się pracą, do której została zaprojektowana. Dajmy ludziom rozrywkę: seks, sport, gry, filmy. Uwarunkujmy ich tak, aby radość sprawiała im konsumpcja. Na poprawę humoru dajmy im somę, legalny narkotyk, który nie wywołuje negatywnych skutków ubocznych. Zlikwidujmy rodziny (to źródło „freudowskich kompleksów”), monogamię, sztukę, religię, historię, filozofię, naukę – wszystko, co może wzbudzać namiętności i niepokój.
Antyutopia Huxleya z początku została przyjęta chłodno. Na początku lat 30. wciąż jeszcze wierzono, że będzie już tylko lepiej. Historia pokazała, że optymiści byli w błędzie, książkę Huxleya zestawia się zaś z późniejszym Rokiem 1984 Orwella. Obie powieści pokazują społeczeństwo poddane totalnej kontroli władzy, ale istnieje między nimi jedna zasadnicza różnica. W Oceanii z Roku 1984 terror jest jawny. Nad dyscypliną czuwa rozbudowany aparat przymusu, czyli tajna policja z całym arsenałem narzędzi służących do inwigilacji, siatką donosicieli i systemem więzień, w których buntownik może być poddany zawsze skutecznej „resocjalizacji”. Nowy wspaniały świat pokazuje totalitaryzm nowego typu – zbudowany nie kijem, lecz marchewką, pozwalający się obronić na gruncie logicznych argumentów.
Nieznośna lekkość przyjemności
Niestety, serial zmarnował potencjał ideowy literackiego oryginału choć, to trzeba przyznać reżyserom, ogląda się go całkiem nieźle. Przede wszystkim produkcja zrezygnowała z satyry, która cechowała pierwowzór, i to była bardzo dobra decyzja. Dzięki temu portrety bohaterów są bardziej złożone. Na ekranie obserwujemy ich „walki duchowe”. Karierowicz Bernard Marx (w tej roli świetny Harry Lloyd) jest rozdarty pomiędzy chęcią ucieczki z Nowego Londynu a upokarzającym pragnieniem bycia podziwianym i ważnym. Lenina Crowne (Jessica Brown Findlay) chciałaby żyć w monogamicznym, aspołecznym z punktu widzenia systemu związku, ale jednocześnie stare przyzwyczajenia popychają ją do niewierności. John Savage (Alden Ehrenreich), który przybywa do Nowego Londynu z miejsca, gdzie nadal w pewnym stopniu kultywuje się tradycyjne wartości, z jednej strony czuje obrzydzenie wobec kastowego, hedonistycznego społeczeństwa, a z drugiej nie potrafi oprzeć się jego pokusom.
Serial staje w obronie uczuć, monogamii, prywatności, wolności, seksu, który znaczy więcej niż tylko przyjemność, i ludzi, którym odbiera się możliwość decydowania o własnym losie. Mimo to w porównaniu z literackim oryginałem wydaje się jednak grzeczny. Osłabiono radykalną krytykę kultury Zachodu wraz z jej konsumpcyjnym stylem życia, kultem młodości i płaską, infantylną kulturą masową. Twórcy serialu zdecydowali się przenieść punkt ciężkości opowieści na konflikt pomiędzy kastami – uprzywilejowanymi alfami i betami, a stanowiącymi robotniczą większość epsilonami, a to już całkowite niezrozumienie przesłania powieści Huxleya. Źródło grozy wizji roztoczonej przez Brytyjczyka nie leży bowiem w tym, że bogaci jeszcze skuteczniej uciskają biednych, aby sami żyć beztrosko i przyjemnie. Jest ono zupełnie gdzie indziej. Otóż mieszkańcy Republiki Świata naprawdę są szczęśliwi.
Prawo do cierpienia
A przynajmniej na tyle zadowoleni, że nie chcą zmieniać swojego położenia. Ludzie „otrzymują wszystko, czego zapragną, a nigdy nie zapragną czegoś, czego nie mogą otrzymać” – tłumaczy zarządca świata w finałowej scenie powieści. Każda kasta jest tak warunkowana, że naprawdę lubi swoją pracę i każda ma równy dostęp do przyjemności. Ludzie żyją wygodnie, bezpiecznie, zamożnie i przyjemnie. Oczywiście ma to swoją cenę. Bóg, rodzina, indywidualizm, sztuka, nauka, historia... Wysoką? A czy zysk również nie jest wysoki? W serialu nowy porządek społeczny jest owocem działań sztucznej inteligencji. W książce odpowiedzialni są za niego tylko i wyłącznie ludzie, co jeszcze bardziej podsyca niepokój.
Huxley zostawia nas z pytaniem, co jesteśmy w stanie poświęcić, aby być szczęśliwymi. Nie tylko jeśli chodzi o życie społeczne, ale także indywidualne. Co wybierzesz – zdaje się pytać pisarz – spokój ducha czy konfrontację ze złem, własnym i tym, które istnieje w świecie? Rozkosze ciała czy wierność małżeńską? Konsumpcjonizm czy ascezę? Płytkie relacje bez zaangażowania czy miłość i ryzyko bycia zranionym? Życie wygodne i przyjemne czy cierpienie towarzyszące wyrzekaniu się siebie?