Skojarzenia związane z Norwidem? Chmurne, brodate oblicze wiszące w klasie od polskiego, gdzieś w sąsiedztwie Mickiewicza i Słowackiego. Niezrozumiały geniusz. Śmierć w przytułku, w biedzie i zapomnieniu. Niby romantyk, ale nie do końca. Falujący, niepokojący głos Niemena śpiewającego Bema pamięci żałobny rapsod. Zostawmy jednak na chwilę te skojarzenia wyniesione z okresu edukacji i spójrzmy na Cypriana Kamila Norwida jako na tego, kim był w istocie – jednego z najwybitniejszych polskich poetów religijnych.
Poeta-katolik
Norwid nie opowiada językiem literatury o własnej drodze wiary. W swoich utworach rzadko zwraca się bezpośrednio do Pana, sporadycznie pisze też teksty o charakterze modlitewnym. Mimo to właśnie chrześcijaństwo jest źródłem twórczości poety i kluczem do jej zrozumienia. O swoim osobistym stosunku do poezji artysty w 2001 r. mówił papież Jan Paweł II. Zadecydowano wówczas o pochowaniu urny z ziemią z grobu Norwida na Wawelu. W Rzymie, podczas spotkania z przedstawicielami Instytutu Dziedzictwa Narodowego św. Jan Paweł II wspominał: „Podczas okupacji niemieckiej myśli Norwida podtrzymywały naszą nadzieję pokładaną w Bogu, a w okresie niesprawiedliwości i pogardy, z jaką system komunistyczny traktował człowieka, pomagały nam trwać przy zadanej prawdzie i godnie żyć. Cyprian Norwid pozostawił dzieło, z którego emanuje światło pozwalające wejść głębiej w prawdę naszego bycia człowiekiem, chrześcijaninem, Europejczykiem i Polakiem”.
Dla Norwida Dekalog i Ewangelia są miarą, którą poeta mierzy wszystkie ludzkie dążenia i uczynki. To one służą mu także do odpowiadania na wszystkie ludzkie wątpliwości. Poeta był ortodoksyjnym katolikiem zaczytanym w Biblii i przyjmującym sakramenty. W latach 50. XIX w., już podczas pobytu na emigracji, chciał nawet wstąpić do zakonu zmartwychwstańców, ale ze względu na zły stan zdrowia jego kandydaturę odrzucono. Patrzył na świat oczami wiary i właśnie w ten sposób pisał o rzeczywistości. A żył w niespokojnych czasach narodzin nowoczesności. Świat przyspieszał, społeczeństwa przechodziły ewolucje i rewolucje, postępowała laicyzacja, a Prawda i Dobro przestały być postrzegane w kategoriach absolutnych. Może to jest powód, dla którego twórczość Cypriana Norwida nadal jest tak zdumiewająco aktualna?
Biblia w błocie
Życie Cypriana Kamila Norwida naznaczone było cierpieniem. Jako dziecko stracił matkę. Dorastał w Warszawie w czasie tzw. nocy paskiewiczowskiej, w dusznej atmosferze strachu i wzmożonych represji. Nigdy się nie ożenił, ani nie miał dzieci. Był politycznym emigrantem, który większość życia spędził poza ojczyzną. W berlińskim więzieniu nabawił się częściowej głuchoty i podupadł na zdrowiu, czego konsekwencje odczuwał do śmierci. Doświadczał biedy, a nawet nędzy. Miał świadomość doskonałości swoich utworów, ale zewsząd spływały nań słowa krytyki. Mętny, ciemny, bełkotliwy… Większość tekstów wydano dopiero po jego śmierci. Mimo że przez dwie trzecie życia Norwid miał rzeczywiste powody do smutku i niepokoju, nigdy nie powiedział, że życie mu zbrzydło. Dla poety życie żadnego człowieka nigdy nie było bezwartościowe i pozbawione sensu, nawet jeśli było ono pasmem cierpień.
Godność człowieka, niezbywalna i wrodzona, jest jednym z tematów, które wciąż powracają w twórczości Norwida. W utworze Larwa podmiot liryczny przywołuje scenkę, być może wspomnienie autora z krótkiego pobytu w Wielkiej Brytanii po powrocie ze Stanów Zjednoczonych. Śliskim londyńskim brukiem idzie tajemnicza postać. Kim jest? Czy cień na jej czole to ciernie, znak Chrystusowej męki, czy zwykły brud? Czy słowa na wargach nieznajomego to „poszepty z Niebem o cudzie”, czy też „piana bezbożna”? Łatwo możemy wyobrazić sobie tego przechodnia: brudnego, mamroczącego coś do siebie, wzbudzającego niepokój. „Rzekłbyś, że to Biblii księga/ Zataczająca się w błocie” – mówi podmiot liryczny. Nawet jeśli człowiek-księga zatacza się pijackim krokiem, upada na samo dno, pozostaje Biblią, najświętszą pośród wszystkich ksiąg.
Przeciwko bałwochwalstwu
Norwid był przekonany, że prawda we współczesnym świecie jest w poniewierce. Nie znał terminu „postmodernizm”, ale już dostrzegał kłamstwo i fałsz rozmaitego rodzaju. Podstawowym problemem, który wskazywał, było zachwianie hierarchii wartości. Jest takie piękne zdanie z listu do Marii Trębickiej z maja 1845 r.: „Pan Bóg pożyczył nam nas samych i nie przyjmie, skoro mu oddamy brutto, co nam dał, bo oddać bez procentu jest – odrzucić”. Ludzie poświęcają bezcenny czas swojego życia na rzeczy, które są nieważne. To skutek tego, że człowiek został otoczony niemożliwą do ogarnięcia masą zjawisk i wrażeń, wśród których trudno mu się zorientować. W tym przesycie traci z pola widzenia drogowskaz prowadzący ku Panu Bogu.
Każda epoka odlewa podobizny własnych bożków. W czasach Norwida są one podobne do naszych: to sukces, który „czarnoksięstwo/ Swe rozwinął jak globu kartę” (Omyłka), pieniądze, które wypierają więzi społeczne (Larwa), wygoda i spokój ducha (Nerwy), „świąteczne-uczucia”, czyli przemijające miłostki (Trzy strofki). W okresie romantyzmu wznosi się ponadto ołtarze dwóm wielkim bóstwom: osobistym uczuciom, zwłaszcza miłosnym, oraz ojczyźnie. Jak na proroka przystało, poeta nawoływał, aby je obalać. Uważał, że Polska jest wielką wartością, lecz z naciskiem upominał się o to, żeby nie darzyć ojczyzny tą miłością, która należy się tylko Bogu. Najważniejszym przesłaniem słynnego wiersza Moja piosnka (II) jest to, że choć Polska jest prawie tak wspaniałym miejscem jak raj, jednak rajem nie jest. On jest gdzie indziej. To za tą prawdziwą ojczyzną człowiek powinien tęsknić. Norwid inaczej niż romantycy stawiał hierarchię wartości, dla niego Bóg zawsze powinien być na pierwszym miejscu.
Nerwy
Byłem wczora w miejscu, gdzie mrą z głodu –
Trumienne izb oglądałem wnętrze;
Noga powinęła mi się u schodu,
Na nieobrachowanym piętrze!
*
Musiał to być cud - cud to był,
Że chwyciłem się belki spróchniałej...
(A gwóźdź w niej tkwił,
Jak w ramionach krzyża!...) – uszedłem cały!
*
Lecz uniosłem – pół serca – nie więcej:
Wesołości?... zaledwo ślad!
Pominąłem tłum, jak targ bydlęcy;
Obmierzł mi świat...
*
Muszę dziś pójść do Pani Baronowej,
Która przyjmuje bardzo pięknie,
Siedząc na kanapce atłasowej –
Cóż? powiem jej...
*
...Zwierciadło pęknie,
Kandelabry się skrzywią na realizm,
I wymalowane papugi
Na plafonie – jak długi –
Z dzioba w dziób zawołają: „Socjalizm”
*
Dlatego: usiądę z kapeluszem
W ręku – a potem go postawię
I wrócę milczącym faryzeuszem
– Po zabawie.
Gladiator prawdy
W listach do przyjaciół poeta kilkakrotnie przywołuje bliski mu obraz gladiatora, który przed wejściem na arenę, gdzie zaraz stoczy śmiertelny pojedynek, pozdrawia Prawdę. Dla Norwida była ona świętością, za którą warto cierpieć i umierać, o którą trzeba walczyć. Swoich czytelników oraz rozmówców chętnie nauczał, a także pouczał. Krytykował środowisko Wielkiej Emigracji, której zarzucał kłótliwość, oderwanie od spraw narodu i poddawanie się czczemu, salonowemu życiu. Szukał prawdziwych przyczyn rzeczy.
W liście do Joanny Kuczyńskiej z grudnia 1862 r. Norwid relacjonuje zdarzenie, które stało się inspiracją dla wiersza Nerwy. Poeta odwiedził wówczas swoją znajomą, panią Glaubrecht, która z małym dzieckiem żyła w skrajnej nędzy, „w nieopłaconym i nieopalonym mieszkaniu”. Sytuacja pani Glaubrecht była dramatyczna, ale nie beznadziejna. O jej kłopotach wiedziała panna Konstancja, która mogłaby poprosić swoją zamożną znajomą, panią Morzycką o wsparcie dla potrzebującej. Nie zrobiła tego jednak. Dlaczego? Na przeszkodzie stanęły wzajemne animozje. Pani Morzycka w przeszłości obraziła przyjaciółkę panny Konstancji. „[…] Przedwieczny tak rzeczy nie urządził, aby komukolwiek zacnemu brakło na potrzeb pierwszych zaspokojeniu, jeno zawsze są jakieś kwasy…” – tłumaczył Norwid w liście do Kuczyńskiej. Źródłem nędzy nie są jakieś błędy w bezosobowym systemie, ale brak miłości między ludźmi. Miłości, która potrafi upokorzyć się, wybaczyć, złożyć z siebie ofiarę, aby przyjść bliźniemu z pomocą.
Ile człowieka w człowieku
Ostatecznie to sam Norwid zorganizował pomoc dla pani Glaubrecht. Poeta na tyle, ile mógł, angażował się w życie społeczne. Sprzeciwiał się karom cielesnym, apelował do sumień o troskę nad ubogimi oraz przekonywał, że kobiety mogą piastować te same stanowiska co mężczyźni choć „po kobiecemu”. Nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe, że w Stanach Zjednoczonych powołujących się na wolność jako naczelną ideę, istniało niewolnictwo. Chciał działać. Myślał o założeniu Towarzystwa Trzeźwości oraz Towarzystwa Przyjaciół Pracy, które szerzyłoby oświatę wśród chłopów.
Gdy wybuchło powstanie styczniowe, nawoływał do przyznania walczącym praw jenieckich, a także chciał założyć dziennik, który relacjonowałby europejskiej opinii społecznej przebieg walk. Ta inicjatywa, podobnie jak wcześniej wymienione, nie doczekała się realizacji. Warto jednak zwrócić uwagę na pewien detal. Otóż Norwid uważał decyzję o wznieceniu powstania za chybioną. Jako świadek chaosu i eskalacji przemocy, która miała miejsce w czasie Wiosny Ludów w 1848 r., poeta należał do przeciwników rewolucji. Nie wierzył także w szansę powodzenia niepodległościowego zrywu. Gdy jednak do powstania doszło, tak jak mógł, starał się wesprzeć jego uczestników. Nie liczyła się bowiem polityka, ale ludzka solidarność, często niewymagająca jakiegoś szczególnego heroizmu, a której brakowało zwłaszcza wśród rodaków.
„Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszelkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne – monumentalnie znamienite. Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł – i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi…” – ubolewał w liście do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej z 1862 r. Gorzkie, ostre słowa, ale, cytując Norwida: „Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala/ Czy ten, co mówić o tym nie pozwala?”.

Wędrowiec, tusz-pióro, 1856 r. fot. Biblioteka Narodowa/Polona
Świadectwo życia
Gdyby spojrzeć na utwory Norwida oraz na jego własne życie, wyłania się z nich przesłanie, aby nie zmarnować tego, co zostało nam podarowane przez Pana Boga. Przede wszystkim chodzi o czas, ale także o powierzone talenty czy bliźniego postawionego na naszej drodze życia.
Jest jeszcze jedna wskazówka, szczególnie cenna dla naszych czasów. „Zaiste, wiele tam jest do roboty, gdzie należałoby każdą myśl na swoim miejscu postawić – a szczęśliwy jest, komu udało się choć z jedną tak uczynić” – pisał Norwid w liście do Marii Trębickiej. Myśl. Starannie stawiaj każdą myśl we właściwym miejscu. Szukaj prawdy, by nie stracić życia.
W tekście zostały wykorzystane niektóre myśli Stanisława Falkowskiego, autora poświęconej Norwidowi książki Gladiator Prawdy. Norwid – poeta naszych czasów