Bolesław Limanowski – bardziej państwowiec niż socjalista
Polskę, która odrodziła się 11 listopada 1918 – obok czynu Józefa Piłsudskiego – stworzyła myśl Bolesława Limanowskiego. To właśnie jemu udało się przenieść ideę niepodległości z zamierzchłej dla nas epoki XVIII-wiecznych konfederacji i insurekcji, poprzez burzliwy, pełen nowych haseł społecznych wiek XIX, aż po wiek XX, w którym idea ta wreszcie została urzeczywistniona w postaci suwerennego, demokratycznego państwa. Kontynuujemy ją dzisiaj w III Rzeczypospolitej.
Limanowski urodził się w 1835 r. w Łatgalii, stanowiącej dziś część Łotwy. Na tych odległych kresach dawnego państwa Obojga Narodów kwitła wówczas romantyczna tradycja oporu wobec carskiego despotyzmu oraz idącej za nim rusyfikacji. Polska, o której marzyli jego rówieśnicy, była Polską z kart III części Dziadów Mickiewicza. I taką też ideę pielęgnowano wówczas w niemalże wszystkich ziemiańskich dworach od łatgalskiej Dźwiny aż po poznańską Wartę. I właściwie tylko tam. Pozostali Polacy jeszcze nie wiedzieli, że są Polakami.
W 1861 r. aresztowany i zesłany za zorganizowanie patriotycznej manifestacji w Wilnie, mógł, jak wielu przed nim i po nim, przepaść w niepamięci współczesnych. Jednak Limanowski, który odebrał gruntowne wykształcenie socjologiczne, romantyczną myśl o wolności formułował w ścisłych kategoriach nauki. Jego epoka ceniła naukową ścisłość, więc był czytany i słuchany – nie tylko we dworach, ale w szerokich kręgach ogólnopolskiej wspólnoty.
Do tej pory uważano, że to państwo tworzy naród. Limanowski to zakwestionował. W jego pojęciu naród to żyjący własnym życiem organizm, autonomiczny wobec struktur politycznych i odporny na zmiany, gdyż zdolny wpisywać się w proces społecznej ewolucji. Ten właśnie rys odporności i trwałości sprawił, że Polacy przez ponad sto lat niewoli, pokolenie za pokoleniem, zdolni byli do nieustannych wysiłków na rzecz wybicia się na własne, niepodległe państwo.
A gdzież tu romantyzm? Limanowski lokował go w idei sprawiedliwości. W jego czasach powszechnie wiązano ją ze sprawą klasowego wyzwolenia robotników, dlatego jego wizja narodu doprowadziła go do socjalizmu. W 1892 r. Limanowski współtworzył nielegalną Polską Partię Socjalistyczną, zaś dwanaście lat później, razem z Piłsudskim, opowiedział się za skierowaniem tej partii na drogę wiodącą ku niepodległości. Doprowadzić do niej miała nie socjalna rewolucja, a zbrojny, wojskowy czyn nowo uformowanej narodowej elity.
Tak też się stało. Gdy w listopadzie 1918 r. wybuchła Polska, Limanowskiego powszechnie uznano za jej ojca założyciela. Wybrano go marszałkiem seniorem Senatu. Umarł w 1935 r. w wieku stu lat. Ideałów socjalizmu nie wyrzekł się do końca życia, ale przede wszystkim uważał się za państwowca.
Dzisiaj, gdy ośrodki akademickie na Zachodzie ogłosiły śmierć narodu, rzeczywistość w krajach Europy tej przedwczesnej deklaracji wyraźnie zaprzecza. Okazuje się, że rację miał Limanowski: naród, mimo zmiennych okoliczności najnowszej historii, nadal pozostaje wspólnotą żywą.
Zygmunt Balicki – narodowa alternatywa
Zygmunt Balicki to młodszy kolega Limanowskiego. Gdy w 1881 r. w Genewie razem zakładali socjalistyczną organizację Lud Polski, ich poglądy były zbieżne. Dopiero z czasem pojawiły się różnice. Balickiego raziło hasło walki klasowej, od promocji sprawy robotniczej wolał ideę narodowego solidaryzmu.
On również był dobrze wykształconym socjologiem, więc także i jego myśli zdobywały popularność wśród czytającej części rodaków. A takich sto lat temu było wśród nas coraz więcej.
Dla Balickiego fakt przynależności narodowej był wyznacznikiem pierwotnym i decydującym wobec wszystkich innych – klasowych, zawodowych, środowiskowych czy też regionalnych. Mogę być robotnikiem albo fabrykantem, księciem na stu tysiącach hektarów albo ubogim szewcem, ale przede wszystkim jestem Polakiem: to była jego wiodąca zasada. Balicki – podobnie jak Limanowski, a odwrotnie niż Dmowski – uważając, że naród (lud) tworzy państwo, sam państwowcem nie był. Idea niepodległości, choć nadal ważna, stała się dlań nieco odległa, w odróżnieniu od aktualnej potrzeby budowy solidarnej narodowej wspólnoty. Taka wizja narodu, naznaczona darwinowskim rysem walki o byt, skierowała go na antypody socjalistycznego ideału powszechnej sprawiedliwości. Stworzony przezeń, jak również przez Romana Dmowskiego model „narodowego egoizmu” dał podstawy ideowego rozwoju polskiej endecji.
Konstytutywną cechą tego modelu był też antysemityzm. Balicki uznał Żydów, „okupujących” kamienice, sklepy, przedsiębiorstwa i fabryki, za czwartego zaborcę Polski – obok Rosjan, Niemców i Austriaków. Nie było w tym rasowej nienawiści, jak u późniejszych hitlerowców, raczej wypaczone echa niepodległościowej narracji, w której się wychował.
W odróżnieniu od Żydów pierwszy zaborca był dla Balickiego tym, z kim należało się liczyć. Państwo rosyjskie, administrujące większością polskich ziem, w jego czasach stanowiło wielkie światowe imperium i nikomu nie przychodziło do głowy, że niebawem owo imperium miałoby się rozpaść. W związku ze słowiańską Rosją ideolog narodowców widział też sprawę odbudowy ojczyzny. Gdy w 1914 r. wybuchła I wojna światowa, staraniem Balickiego powstał Legion Puławski, który przy boku armii rosyjskiej walczył o „swobodną” Polskę, mgliście zapowiedzianą w manifeście wielkiego księcia Mikołaja. Po drugiej stronie okopów walczyli legioniści Piłsudskiego. Ostatecznie i jedni, i drudzy wywalczyli niepodległość. Balicki zmarł w Piotrogrodzie na dwa lata przed jej uzyskaniem.
Jan Ludwik Popławski – chłopi i Ziemie Zachodnie
Jan Ludwik Popławski to ideowy brat-bliźniak Balickiego. Jako redaktor „Przeglądu Wszechpolskiego” skutecznie propagował on zasady ruchu narodowego. Pojęcie „pracy organicznej”, kojarzone przez nas z pozytywizmem, upowszechnione zostało właśnie dzięki niemu.
Popławski był też osobą, która wskazała Polakom na wagę dwóch niezmiernie istotnych, a niedocenianych dotąd czynników. Pierwszy z nich to sprawa chłopska. Polska przełomu stuleci pozostawała krajem wiejskim, rolniczym, zaś chłopi stanowili w niej zdecydowaną większość mieszkańców. Uczynienie z nich obywateli stało się naczelnym hasłem narodowych działaczy. To także odróżniało ich od stawiających na robotników pepeesowców.
Drugi czynnik to Ziemie Zachodnie. Publicystyka Popławskiego uwrażliwiła pokolenie naszych pradziadów na fakt, że pod pruskim zaborem żyło kilka milionów mówiących po polsku rodaków. Ludzie ci byli tam większością, a mimo to byli grupą dyskryminowaną, zarówno pod względem narodowym, jak i ekonomicznym. Ich wyzwolenie i połączenie w jednym państwie z rodakami znad Wisły uznał Popławski za wyzwanie znacznie pilniejsze niż dążenia do odzyskania niepolskich etnicznie ziem za Bugiem. Ziemie Zachodnie – argumentował – mają nadto dostęp do morza, uczynią więc przyszłe polskie państwo znacznie silniejszym.
U progu niepodległości „myśl narodowa” Balickiego i Popławskiego, uzupełniona ideami wielkiego polityka, jakim był Dmowski, zdobyła olbrzymią popularność wśród polskiej inteligencji. W II RP endecja właściwie nigdy nie wybiła się na długotrwałe sprawowanie władzy, pozostając w „wiecznej opozycji”, lecz jej realne wpływy – w administracji, w szkolnictwie, w prasie – były chyba nawet większe od zasięgu wpływów rządzącej sanacji.
Stefan Żeromski – król polskich sumień
Na miesiąc przed 11 listopada 1918 r. mieszkańcy Zakopanego samorzutnie powołali lokalną namiastkę państwa polskiego, Rzeczpospolitą Zakopiańską. Na prezydenta owej republiczki jednogłośnie wybrano Stefana Żeromskiego.
Był on wtedy poczytnym pisarzem, ale przecież nie to zadecydowało o jego wyróżnieniu. Podobnie jak nie sama literacka sława Żeromskiego spowodowała, że sześć lat później prezydent Stanisław Wojciechowski oddał mu, w imieniu państwa, trzypokojowe mieszkanie w warszawskim Zamku Królewskim. Mieszkanie nie było zbyt wygodne, ale w tym wypadku chodziło raczej o symbol, gest wobec niekoronowanego króla.
Już na kilkanaście lat przed listopadem 1918 r. Żeromski całą swoją literacką renomę, ugruntowaną już wtedy wydaniem Syzyfowych prac, Ludzi bezdomnych i Popiołów, rzucił na szalę czynu niepodległości. Jego wybór był konkretny: zaufał Piłsudskiemu, jego PPS – Frakcji Rewolucyjnej i jego Legionom. Była to miłość odwzajemniona: w jego książkach zaczytywali się ludzie z najbliższego otoczenia Komendanta.
Z kolei sam Piłsudski za Żeromskim nie przepadał, jego pisarstwo trąciło mu defetyzmem. Żeromski, piewca czynnej walki dla dobra ojczyzny, jednocześnie pokazywał bowiem, w całej bolesnej jaskrawości, drugą, ciemną stronę rewolucyjnego heroizmu: złe emocje, skrytobójstwa, uwikłanie w związki z tajną policją, a często nawet zwykły bandytyzm, ku jakiemu staczał się z czasem niejeden ideowy bojowiec (Róża, Dzieje grzechu). Jego Przedwiośnie, ze szlachetną wizją szklanych domów, jest jednocześnie oskarżeniem Polski odrodzonej, tej realnej, która owego ideału się wyparła.
W istocie jednak nawet najbardziej gorzkie z kart książek Żeromskiego nie są defetystyczne, ani tym bardziej nihilistyczne. Pisarz nadal wierzy w polskie ideały, choć wie, że osiągnąć je będzie trudniej, niż wyobrażali to sobie naiwni rewolucjoniści biegający po Warszawie z browningiem i granatem w dłoniach. „Trzeba rozrywać rany polskie, żeby się nie zabliźniły błoną podłości” – jak napisał w dramacie Sułkowski.
W międzywojennej Polsce jeszcze tylko pisarstwo Henryka Sienkiewicza osiągnęło rangę określaną mianem rządu dusz. Ale starszego o pokolenie Sienkiewicza trudno jest nazwać królem polskich sumień. Ten tytuł należy się niepodzielnie Żeromskiemu.