W poprzednich latach chętnie uczestniczyłem w debatach wokół pogranicza świata sztuki i świata ideowych podziałów. Ale już dziś widać, że film Kler Wojciecha Smarzowskiego zaowocuje napięciem społecznym na skalę, której nie znaliśmy.
Obiecałem sobie, że nie będę recenzował filmów, których nie widziałem. I przyjmuję domniemanie dobrej woli twórcy korzystającego z najbardziej drastycznych obserwacji, jeśli celem jest oczyszczenie, protest przeciw złu, przełamanie tabu, które chroni ludzi czyniących zło. Równocześnie już obejrzenie trailera, czyli zajawki, mającej oddać naturę Kleru, musi wzbudzić obawy.
Czy upozowanie biesiadujących księży, niechby i podobnych do rzeczywistych postaci, na ostatnią wieczerzę ma wywołać wstrząs oczyszczający? A może jest efektem, który zrani tych, co są przywiązani do Kościoła i religii, za to sprawi przyjemność dyżurnym antyklerykałom i osobistym nieprzyjaciołom pana Boga? Zgodnie z logiką ideowej polaryzacji, jakiej nie znaliśmy. A na dokładkę, utrzymany w poetyce skandalu, ma przyciągnąć tych, którzy lubią się pogapić, jak dokładają innym.
Kler spotka się na tym festiwalu z filmem Eter Krzysztofa Zanussiego. Ten obraz widziałem. Reżyser, nieukrywający religijnych inspiracji, stawia w nim pytania o naturę nauki i postępu. Pytania, które – choć opakowane w kostium historyczny, bo rzecz dzieje się przed I wojną światową – są na wskroś współczesne. Można rzec, że Smarzowski i Zanussi będą swoistymi biegunami oferty z Gdyni.
A równocześnie tenże Zanussi bronił decyzji Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, aby dofinansować film Smarzowskiego. Nazwał go „wściekle antyklerykalnym”, a jednak uprawnionym. Naturalnie, prawie każdy artysta ma odruch obrony swobody twórczej nawet osób o odległej od własnej wrażliwości. Zanussi sam doświadczył nieprzyjemności ze strony środowisk lewicowych przy okazji swego poprzedniego filmu Ciało obce – i nie chce odpowiadać tym samym. Używa na dokładkę argumentu personalnego. Smarzowski to twórca wybitny, więc ma szczególne prawa.
Nie kwestionuję prawa reżysera do prezentowania swojej wizji świata. Ale boję się własnej konkluzji, że twórca faktycznie utalentowany idzie na łatwiznę. Widzi samo zło w instytucji, która budzi jego niechęć niejako a priori. Tym bardziej byłoby to dla mnie przykre, że Smarzowski choć miał skłonność do portretowania różnych środowisk nazbyt grubą kreską, to przecież ma na swoim koncie kilka filmów bardzo mi bliskich. Róża czy Wołyń to ważne wypowiedzi na temat polskiej historii.
Podobny żal wyczytałem z opinii ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. On już Kler oglądał. I nie neguje, że anegdoty pokazane w nim mają swoje realne pierwowzory – co skądinąd wydaje się straszne. A jednak zarzuca temu filmowi, w spokojny, kulturalny sposób, jednostronność i sianie uprzedzeń wobec ludzi w sutannach.
Jedyną drogą, aby się przekonać, kto ma rację, jest film obejrzeć. Mogę to zrobić dopiero na festiwalu. Ale nie ukrywam, liczę na debatę opartą na czymś więcej niż etykietkach i emocjach, właśnie taką jak w tekście ks. Isakowicza. Dotyczy to i samego autora. Zamierzam go prosić o wywiad. Nie uważam go za człowieka będącego czyimś narzędziem, niesuwerennego wobec ideologii czy polityki. Ale mam wrażenie, że każdy powinien swoje opinie poddawać weryfikacji podczas spotkań, debat z ludźmi o innych wrażliwościach. Jestem ciekaw, czy Wojciech Smarzowski ten mój pogląd podzieli.