Logo Przewdonik Katolicki

Antyklerykalizm i jego twarze

Tomasz Królak
FOT. MATERIAŁY PRASOWE. Kadr ze zwiastunu filmu Kler.

Filmu Kler nikt jeszcze nie widział, ale już same zwiastuny zelektryzowały opinię publiczną. Dla reżysera i dystrybutorów jest to sytuacja wręcz wymarzona: umiejętnie podsycane napięcie wzmaga aurę oczekiwania, co z kolei wróży kasowy sukces.

Niezależnie od tego, jaki to będzie film – co do treści, wymowy, walorów artystycznych – już teraz wiadomo, że także w swym nowym dziele pokaże Wojciech Smarzowski tzw. mocne kino.  Zwiastun Kleru utkany jest bowiem z obrazów pijaństwa i seksu. Towarzyszy im aura księżowskiej (w tym i biskupiej) pazerności, buty i hipokryzji. Jest dużo bluzgów i wątek pedofilski.
 
Bez emocji proszę
Z góry wiadomo, że film wywoła ostre spory i wielkie emocje. Dla części odbiorców, przyswajających jedynie te informacje o Kościele, które mówią o księżowskich niegodziwościach, będzie to po prostu wizualizacja takiego obrazu Kościoła, jaki w sobie nosili. Z kolei dla tych, którym trudno jest pojąć, że święty Kościół tworzą ludzie grzeszni, Kler będzie dziełem Szatana – i kropka. Skrajności się przyciągają i żyć bez siebie nie mogą, zatem przedstawiciele obydwu postaw prowadzić będą jesienią długie i zajadłe spory. Niestety, najczęściej będą to dyskusje jałowe, bo debaty dyktowane skrajnymi emocjami nie przynoszą zwykle niczego dobrego.
Pomimo brutalizmu trailera odradzałbym emocjonalne i krytyczne ocenianie całego filmu na jego podstawie. To za mało. Tymczasem słychać już pełne oburzenia pytania, wywołane ową (rzeczywiście wstrząsającą) zajawką: czy rzeczywiście tak wygląda polski kler? Wiem, że takie próby „demaskacji” reżyserskich intencji wynikają z chęci obrony Kościoła przed szarganiem jego wizerunku, niemniej wydaje mi się, że to trop chybiony. Wszak nie jest to demaskacja, lecz dość jałowy kierunek polemiki: reżyser łatwo może odparować, że nie robił filmu o całym duchowieństwie lecz o trzech fikcyjnych księżach. Poza tym – jest artystą, a nie np. socjologiem.
Z całą pewnością pojawią się też próby wyjaśniania idei filmu poprzez domniemany lub rzeczywisty antyklerykalizm Smarzowskiego. Ale, w moim przekonaniu, antyklerykalizm nie musi niczego zamykać. Wręcz przeciwnie: może otworzyć dyskusję o antyklerykalizmie i klerykalizmie jako jego „rewersie”, zachęcając do rozmowy o ich przyczynach, przejawach, możliwych skutkach. Taka dyskusja mogłaby być ważna intelektualnie i duchowo, dla wierzących, ale i niewierzących.
 
Ważny głos?
Wiem, że to, co napisałem, może być uznane za daleko posuniętą, irytującą wręcz naiwność. Choćby dlatego, że porażające obyczajową brutalnością zajawkowe epizody „z życia kleru” kłócą się z doświadczeniem przeciętnego Polaka, a więc i tytułem filmu, zgłaszającym pewne uogólniające pretensje. Ale, być może, dzieło Smarzowskiego okaże się po prostu sugestywnie zrobionym kłamstwem i tanią, antyklerykalną agitką, wzmacniającą krzywdzące stereotypy na temat Kościoła. Z drugiej strony zaś myślę, że może postawi polskim katolikom, całej wspólnocie Kościoła i każdemu z nas – biskupom, księżom, siostrom, świeckim – jakieś ważne pytania? Może sformułuje problemy inaczej, ostrzej, owszem – brutalniej, aniżeli mógłby to zrobić ktoś, kto w tej wspólnocie jest „oficjalnie” zakorzeniony? Może zwróci uwagę na jakieś niedomagania Kościoła, których sam Kościół nie dostrzega lub dostrzegać nie chce? Może – i to jest sprawa absolutnie kluczowa, choć dla niektórych zabrzmi może nazbyt obrazoburczo – pomoże Kościołowi lepiej pełnić swoją misję? Dlaczegóż mielibyśmy założyć, że autorem ważnego dla Kościoła głosu musi być zawsze i wszędzie jedynie duchowny lub uznany katolicki dziennikarz, pisarz czy reżyser?
Przypomina mi się w tym momencie zdrowa zasada (przypisywana Janowi Pawłowi II) dotycząca krytyki Kościoła: nie patrzmy, skąd przychodzi, lecz zastanawiajmy się, na ile jest uzasadniona.
Wierzę, że kręcąc ten film, Wojciech Smarzowski zachował się – jako artysta i czysto po ludzku – uczciwie. Co to według mnie miałoby oznaczać? Choćby to, że nie zatrzymuje się na pokazaniu złych czynów ludzi Kościoła, lecz postawi widzom ważne pytania. Że swoim obrazem nie wzmocni żywionych przez część społeczeństwa niesprawiedliwych i bezrozumnych uprzedzeń i uogólnień na temat Kościoła. Że pokazując złe zachowania duchownych, nie podkopie totalnie zaufania do jedynej w świecie instytucji, która – pomimo grzechów tworzących ją ludzi – pozostaje dla świata nośnikiem i szafarzem wartości wiecznych. I do zbawienia niezbędnych. Czy Smarzowskiemu przyświecały takie intencje? Przyznaję: zwiastun nie napawa nadzieją. Ale pożyjemy, zobaczymy.
 
Złowroga przemiana

Wspomniałem o antyklerykalizmie. To słowo zapewne bardzo często pojawi się w kontekście Kleru. Są różne oblicza antyklerykalizmu i rozmaite jego przyczyny. W czasach komuny mieliśmy do czynienia z antyklerykalizmem o rodowodzie politycznym. Jego oblicza się zmieniały w zależności od bieżącego kursu, na jakim znajdowała się PZPR. Przejawami skrajnymi było aresztowanie prymasa Wyszyńskiego czy zabójstwo ks. Popiełuszki. Oprócz tego przez cały okres Polski Ludowej, choć w różnym natężeniu, duchowieństwo traktowane było przez partię jako ideologicznie niewygodna kasta, a wielu księży nękano, szykanowano czy wręcz prześladowano. Partyjnym masom właściwe podejście do duchownych suflowały czołowe organy władz takie jak „Trybuna Ludu” czy „Argumenty”. Ten typ antyklerykalizmu (i towarzyszące im praktyczne metody rozprawiania się z klerem) spoczął w grobie wraz z nieboszczka partią.
Jest też coś takiego jak antyklerykalizm tramwajowy. To zbiór powtarzanych, często w formie żartów, stereotypów o księżach i Kościele, utkanych z rzeczywistych lub domniemanych zachowań, przywar i cech części duchowieństwa. Myślę, że ten rodzaj antyklerykalizmu – obecny chyba od zawsze i trwający do dziś, jest, wbrew pozorom, mocno w polskim społeczeństwie zakorzeniony. Niekiedy mówi się nawet o „ludowym” antyklerykalizmie.
Przejawy swoistego, zdrowego antyklerykalizmu można wywieść z wypowiedzi różnych papieży. Znane są np. „antyklerykalne” napomnienia Jana Pawła II, który przypominał, że ksiądz powinien prowadzić życie na poziomie zwykłej, a nawet uboższej polskiej rodziny. Z wypowiedzi Franciszka można byłoby już stworzyć cały katalog „antyklerykalnych” wypowiedzi, punktujących najczęstsze przywary stanu duchownego i apelujących o powrót na właściwe tory. Jak widać, antyklerykalizm niejedno ma imię.
Odnoszę jednak wrażenie, że na naszych oczach antyklerykalizm zmienia swoje oblicze, także w Polsce: staje się coraz bardziej agresywny i zapiekły. Myślę też, że jest coraz groźniejszy, bowiem jego celem nie jest już chęć wyśmiania złego zachowania biskupa czy księdza, lecz po prostu „rozprawa” z Kościołem. Samo jego istnienie jest dziś bowiem zawadą na drodze do nowego, wspaniałego świata – wolnego od religijnych zabobonów i moralnych zobowiązań. Świata coraz bardziej pozbawionego właściwości, kształtowanego na modłę ludzi wyzbytych trwałych idei. To takiego świata Kościół po prostu nie pasuje. To dlatego pojedyncze przypadki zła dokonywanego przez niektórych duchownych pokazuje się w sposób sugerujący, że tak w istocie wygląda cały Kościół. Próby zohydzania Kościoła i „demaskowania” go jako środowiska sprzyjającego wszelkim patologiom to jedna z perwersji współczesnego świata i jedno z najgroźniejszych oblicz dzisiejszego antyklerykalizmu. Mam nadzieję, że Smarzowski nie poszedł tą drogą.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki