Logo Przewdonik Katolicki

Apokalipsa wołyńska

Natalia Budzyńska
Kadr z filmu "Wołyń" / fot. K. Wiktor, Film It

Kolejny film Smarzowskiego, który dręczy. Nie jestem historykiem ani politykiem, a mam wrażenie, że o filmie Wołyń rozmawia się przede wszystkim tymi dwoma narracjami. Polityczną lub historyczną. Trudno zresztą od nich uciec.

Czyli co? Powinnam teraz przeczytać materiały źródłowe, zapoznać się z historycznymi dokumentami oraz porozmawiać ze specjalistami od stosunków polsko-ukraińskich? Zorientować się w obecnej sytuacji na Ukrainie? Kto z kim i przeciw komu? Bać się jak film (czytaj: dzieło artystyczne) wpłynie na obecną politykę polsko-ukraińską? Ważyć słowa? Tropić prawdy i przekłamania? Wytykać palcem poprawność i niepoprawność polityczną? Badać proporcje scen antypolskich i antyukraińskich? A może propolskich? Jeszcze proporcje ludzkich trupów są ważne: których za mało, a których za dużo, a których nieadekwatnie za mało? Nie mam zamiaru. Ufam Wojciechowi Smarzowskiemu jako twórcy, wiem, że nie chciał brać udziału w żadnych rozgrywkach. To mu bardzo nie na rękę jako artyście. Jedni grożą mu palcem: oj, oj, trochę przesadziłeś, co to teraz będzie, nigdy nie dojdzie do pojednania. Oj, oj, Polacy znienawidzą Ukraińców, waśnie rozgorzeją na nowo z jeszcze większą siłą. Oj, oj, w tej to scenie pozwoliłeś sobie na przekłamanie, takie sytuacje miejsca nie miały, nie można tak lekkomyślnie manipulować faktami, bo w jakiej sytuacji to stawia naszych sąsiadów? A z drugiej strony: brawo, oto przemilczana przez kolejne rządy zbrodnia! Musimy o tym nareszcie mówić! Tylko tak może dojść do pojednania! Pewnie, nie sposób nie oczekiwać po filmie o takiej tematyce wyraźnej misji. Nie będę się tu jednak mądrzyć historycznie i politycznie. Cieszę się, że dzięki temu filmowi mogą to robić inni.
 
Wołyń opisany
No, ale coś o zbrodni wołyńskiej wiem. Dzisiaj zdjęcia z tej rzezi można zobaczyć w internecie, tam też znalazłam to, które znam od dzieciństwa. Nie wiem skąd. Dowiedziałam się właśnie, że przedstawia rodzinę Karpiaków zamordowanych przez UPA 14 grudnia 1943 r. we wsi Latacz, powiat Zaleszczyki. Kilka osób, mężczyźni, kobiety i dzieci, leżą czymś przykryci prawdopodobnie na łóżku. Za nimi stoją trzy osoby, pewnie ci z rodziny, którzy przeżyli. Ta dziwna fotografia wzbudzała we mnie niepokój. Po pierwsze dlatego, że to zdjęcie osób martwych (dzisiaj wiem, że kiedyś się takie robiło – moja babcia miała cały album z fotografiami nieboszczyków w otwartych trumnach). Po drugie, że pozowane (pozowanie z nieboszczykami, a w tle wisząca na ścianie makatka). Po trzecie, miałam skądś wiedzę, że to ludzie zamordowani, a taka śmierć wzbudza jeszcze większe emocje. Jako dziecko zastanawiałam się też, dlaczego ci ludzi przykryci są kołdrami, tak jakby spali. Dziś mogę się domyślać, co te kołdry mogą ukrywać. Ale nie chcę. O rzezi wołyńskiej napomykały też niektóre książki. Niektórzy twierdzą, że przecież wydano ich dużo, więc to wcale tak nie jest, że o tych wydarzeniach milczano i dopiero teraz owo milczenie zostało przerwane. Owszem, książek napisanych przez historyków i powieściopisarzy powstało kilka, parę bardzo szczegółowych. Ale kto je przeczytał? Czy weszły do powszechnego obiegu? Tego rodzaju literatura nie dość, że nakłady ma przeważnie niewielkie, to interesuje tylko bardzo wąski krąg odbiorców. Zbrodnie na Wołyniu 1943 r. i późniejsze przez beletrystykę i wspomnienia tylko przemykały. Jako coś w rodzaju historycznego tła. I w tym sensie Wołyń Smarzowskiego otworzy oczy, przywoła pamięć, ożywi ofiary i sprawców, odda głos nieobecnym. Wprowadzi wołyńskie ludobójstwo do masowej kultury i masowej wyobraźni. I chyba o to Smarzowskiemu chodziło, skoro mottem filmu uczynił zdanie Jana Zaleskiego (ojca ks. Isakowicza-Zaleskiego): „Kresowian zabito dwa razy: raz siekierami, drugi raz przez przemilczenie”. A to przemilczenie gorsze jest od siekier – dopowiada jeszcze Zaleski. Wie, co mówi i ma do tego prawo:  był naocznym świadkiem zagłady swojej wsi Korościatyn. Bandy UPA zamordowały tam w ciągu lutowej nocy 1944 r. 150 Polaków. Jan Zaleski widział to wszystko ukryty, a potem opisał w pamiętniku. Ale fabuła filmu opiera się nie na wspomnieniach Jana Zaleskiego, ale na opowiadaniach Stanisława Srokowskiego zebranych w tomie zatytułowanym Nienawiść. Smarzowski mówił w wywiadach, że porażające dla niego było w nich to, że świat opisany został z pozycji dziecka. Bardzo filmowo. Smarzowski z dokumentalnej i oszczędnej prozy zrobił jednak obraz epicki.
 
Wołyń epicki i krwawy
To jest mój zarzut – jedyny, jaki mam. Jest zbyt epicko. Tak jakby reżyser chciał w jednej chwili opowiedzieć o wszystkim i o wszystkich. W rezultacie film jest zbyt długi i nierówny. Owszem, świat jest bardzo skomplikowany, szczególnie na Kresach na początku wojny nic nie było proste. Historia rozpoczyna się banalnie jak na film o takim ładunku dramatycznym. Banalnie, czyli sielsko.  W ten sielsko-anielski etnograficzny wręcz obraz wioski na Wołyniu, w której żyli w zgodzie i po sąsiedzku Ukraińcy i Polacy, żeniąc się między sobą, handlując, pomagając sobie i tak dalej, wkracza jakieś zło. Najpierw niewielkie. Takie tam narzekanie na niesprawiedliwość, na złe traktowanie, na wywyższanie się Polaków, na ich pychę, zwykłe szemranie tych biedniejszych. Na to szemranie przyjeżdżają miastowi, jątrzyciele polityczni, i cierpliwie urabiają niezadowolonych. W tle kolejnych wydarzeń historycznych przechodzących przez wioskę, Smarzowski pokazuje proces rodzenia się groźnego nacjonalizmu. Od niezadowolenia i pychy narodowej po nienawiść wobec nie-swoich. Zanim rozhula się zło i zbrodnia, przechodzimy wraz z rodziną Macieja Skiby koleje losu każdego mieszkańca Kresów. A więc początek wojny 1939 r., powrót z kampanii wrześniowej, okupacja sowiecka, wywózka, okupacja niemiecka. Na tym tle obyczajówka, czyli codzienność: burza uczuć, zdrady, miłości. No i zbrodnie: sowieckie, niemieckie, ukraińskie i polskie. Zanim rozpęta się prawdziwe piekło wołyńskie, Smarzowski pokazuje inne jego kręgi. Każdy morduje swojego wroga: czerwonoarmista – Polaka, bo to kułak; niemiecki żołnierz – Żyda; a ukraiński chłop – Polaka z powodu tego, że jest Polakiem. Potem wrogów przybywa i nic już nie jest jasne. Wrogiem staje się też Ukrainiec za to, że ma żonę Polkę oraz półpolskie dzieci.  No i wrogiem staje się Ukrainiec za to, że morduje Polaka lub Polka, która zakochała się w Ukraińcu. Kiedy apokalipsa zaczyna się na całego, to widz przestaje liczyć czas. Obraz wręcz wsysa, angażując wszystkie zmysły, wprowadzając nas w trans, jakiś koszmarny taniec śmierci. Mimo że zbrodnie wołyńskie charakteryzuje okrucieństwo niespotykane, a Smarzowski ma tendencje do scen pod tym względem wręcz przerysowanych, to w tym przypadku udało mu się uniknąć epatowania krwawym wyrafinowaniem. Nie, nie unikał scen okrutnych. Zdarzy się, że zamkniemy oczy. Ale z tych momentów reżyser nie zrobił clou filmu. Nie po to ten film powstał.
 
Wołyń przeciw nacjonalizmom
Smarzowski w jednym z wywiadów mówił, że dlatego, że jako pierwszy zrobił film o rzezi wołyńskiej, to musiał on być tak epicki. Chciał go potraktować szeroko. Być może w innym przypadku zrobiłby bardziej kameralnie i intymnie. Bo wszystko to mogłoby się wydarzyć w zagrodzie Skiby. Ja właśnie takiego obrazu oczekiwałam, ale rozumiem też tłumaczenie reżysera. Jestem pod wrażeniem tego, jak udało się twórcom odtworzyć wołyńską wioskę i zwyczaje, tego jak świetnie zagrali aktorzy, i tego, jak sfilmowano wołyńską grozę i horror. Kolejne odsłony oglądamy razem z Zosią Skibą (rewelacyjna młodziutka Michalina Łabacz), niosącą dziecko, idącą z wioski do wioski. Mord ją czasem wyprzedza, czasem dogania. Nie tylko ja mam skojarzenia z genialnym filmem Idź i patrz Elema Klimowa.
W końcu nie wiem, czy ten film może zbudować most między Polską a Ukrainą. Szczerze mówiąc, niezbyt mnie to interesuje. To przeszłość, a jedyne czego bym oczekiwała od Ukrainy, to po prostu przyjęcia tej historii. Wołyń odczytałam jako przestrogę przed każdym nacjonalizmem. Niech się sto razy zastanowi ten, kto uważa, że naród stoi wyżej niż braterstwo. Po seansie zauważyłam w kinowej sali kilku młodych chłopaków w czarnych bluzach z ogromnym białym orłem na piersi i krwawym napisem „Polska”.  Miałam nadzieję, że w tej odzieży poczuli się wtedy niekomfortowo. Chciałabym, żeby zrozumieli, że tak to się zaczyna, od uznania swojego narodu za lepszy od innych.
 
 
 
 
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki