„Proszę Państwa, mamy zmontowany prawie cały duży epicki film o ludobójstwie na Kresach. mam nadzieję, że to będzie ważne kino” – mówi reżyser i wraz z producentami, Dariuszem Pietrykowskim i Andrzejem Połeciem, powołuje do życia Fundację na rzecz Filmu Wołyń. Na razie fundacja jest w trakcie rejestracji w Krajowym Rejestrze Sądowym, ale działa już jej oficjalna strona. Konto zostanie podane wkrótce.
Jeszcze we wrześniu ubiegłego roku wydawało się, że wszystko przebiega według planu. Wojciech Smarzowski, autor między innymi Domu złego, Drogówki i Róży, na konferencji prasowej zorganizowanej podczas festiwalu filmowego w Gdyni opowiadał o pracy nad filmem i o planowanej premierze. Dzisiaj nie wiadomo, czy jesienna premiera się odbędzie. Film jest wstępnie zmontowany, muzyka napisana (jej autorem jest ulubiony muzyk Smarzowskiego, Mikołaj Trzaska) ale – jak mówi reżyser, brakuje kilka dużych i bardzo znaczących dla wymowy filmu scen. Do ich zrealizowania potrzeba jeszcze 2,5 mln zł. Tymczasem firmy, które zwykle dofinansowują produkcje filmowe, takie jak na przykład banki i spółki, w tym akurat przypadku nie są do tego chętne. Przekonuje ich znany i nagradzany reżyser, ale odstrasza temat filmu. To najlepszy dowód na to, że wydarzenia, które miały miejsce na Wołyniu w 1943 r. wciąż wzbudzają emocje i kontrowersje.
Film, który parzy
„Temat filmu parzy” – mówi reżyser. Ci, który zwykle wspierają polskie filmy, wycofali się na hasła: rzeź, Wołyń, banderowcy, Ukraina, ludobójstwo. Wciąż są prowadzone rozmowy z potencjalnymi koproducentami, ale – jak mówią twórcy, ważna jest każda złotówka. Chodzi o to, żeby to był film dobry, a jak najlepszy jego poziom gwarantuje pełna wizja reżysera. Film od początku wzbudzał kontrowersje. Pomysł na podjęcie tematu omijanego dotychczas w kinematografii pojawił się pod koniec 2011 r. Scenariusz Wojciech Smarzowski oparł na książkach Stanisława Srokowskiego. Srokowski, pisarz, poeta i tłumacz, urodził się w 1936 r. na Wołyniu, skąd cała jego rodzina została wypędzona w 1945 r. W powieściach Ukraiński kochanek, Zdrada i opowiadaniu Nienawiść nawiązuje do wydarzeń na Kresach w 1943 r. i rzezi wołyńskiej.
Zdjęcia do filmu rozpoczęły się w 2014 r. Jego budżet został oszacowany na 14 mln zł. Dofinansowanie z PISF wyniosło 4 mln. To opowieść o miłości w nieludzkich czasach. Główną bohaterką jest Zosia Głowacka (w tej roli debiutantka Michalina Łabacz), której oczami oglądamy wypadki, jakie dotykają wieś na Kresach od początku wojny. Zosia zakochana jest w ukraińskim chłopcu z wioski, a tę miłość Zosia pragnie jakoś uchronić w morzu przemocy, jaka dotyka mieszkańców: najpierw okupacja sowiecka, potem niemiecka, mordy na miejscowych Żydach, napady na polskie domy band UPA i polskie odwety. „Kresowiaków zabito dwa razy, raz siekierami, a raz przez niepamięć” – mówi Smarzowski. W czasach PRL nie można było wspominać o tych wydarzeniach, bo znaczyło to źle mówić o naszym wschodnim sąsiedzie. Okazuje się, że wciąż nie jest łatwo. „To nasz filmowy obowiązek; tak jak opowiadamy o Katyniu, jak opowiadamy o powstaniu warszawskim, trzeba również opowiedzieć o ludobójstwie na Kresach” – mówił reżyser podczas konferencji prasowej w Gdyni. Tym bardziej że widział, jak poruszyła widzów historia przedstawiona w Róży.
Prawda o rzezi
Na Wołyniu w latach 1943–1945 zginęło około 100 tys. Polaków – zostali zamordowani przez oddziały Ukraińskiej Armii Powstańczej i ludność miejscową. Pod sztandarem Stepana Bandery i jego Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, którym UPA podlegała, z niepojętym okrucieństwem mordowano polskich sąsiadów. Polacy masowo uciekali do środkowej Polski, a polskie oddziały organizowały akcje odwetowe. Szacuje się, że w ich wyniku śmierć poniosło około 10 tys. Ukraińców.
Z historią jest tak, że każda strona widzi pewne fakty inaczej. Smarzowski zdaje sobie z tego sprawę. Chce, aby jego film wydobył te wydarzenia na światło dzienne i zmusił do dyskusji. A dlaczego Wołyń jeszcze przed projekcją wzbudza kontrowersje? Niektórzy boją się, że jedyne, co uczyni, to wzmocni stereotyp Ukraińca – mściwego „banderowca”, mordercy i narodowca. Ja się tego nie obawiam, ponieważ nie spodziewam się tego rodzaju uproszczeń po Wojciechu Smarzowskim. Jego filmy zawsze wstrząsają i prowokują do poszukiwań, ukazują istotę zła w braku moralności, jaki dotyka ten świat. Czy ukazane w tej formie wydarzenia nie podzielą Polaków i Ukraińców dzisiaj? Smarzowski wspominał, że zdarzyło się, iż ukraińscy aktorzy odmawiali udziału w produkcji. Czy nie nastał wreszcie czas, by odkłamywać? Zmierzyć się ze wspólna historią, tym bardziej jeśli jest niełatwa i boli?