Logo Przewdonik Katolicki

Alicja od Jezusa

Magdalena Guziak-Nowak
ILUSTRACJA IVAN GRIXTI/PK

To mógłby być najpiękniejszy list miłośny: „Moja Miłość jest nieograniczona. Poznałaś tylko jej małą cząstkę. Pójdź, pokażę ci więcej”. Za pośrednictwem zapisków Alicji Lenczewskiej został „wysłany” do każdego z nas.

Powiedzmy od razu, że mistyczka ze Szczecina Alicja Lenczewska była nauczycielką, miała życie bez fajerwerków oraz nawróciła się po pięćdziesiątce. To bardzo zachęca, aby poznać jej historię – niezwykłą, choć z drugiej strony tak bardzo zwyczajną, bez ochów i achów, że nawet pojawia się pytanie: czy to wypada, aby Pan Jezus objawił się w tak… pospolity sposób?
 
Pospolite życie
Alicja Lenczewska urodziła się w 1934 r. w Warszawie. Jej rodzice pochodzili z terenów obecnej Ukrainy Zachodniej. Uzdolniony ojciec August prowadził kursy pisania na maszynie, wynalazł też nowy model kłódki i zorganizował jej produkcję. Niestety, zmarł, gdy Ala miała zaledwie pięć lat. Mama Jadwiga, z wykształcenia nauczycielka, próbowała kontynuować dzieło męża do 1940 r., kiedy to z powodu okupacji wraz z córką i jej starszym bratem Sławomirem musiała uciekać – najpierw w Rzeszowskie, potem w okolice Inowrocławia, aż w 1946 r. Lenczewscy osiedli w Szczecinie. To z tym miastem dwunastoletnia wówczas Alicja związała całe swoje życie. Tam skończyła szkołę, zdała maturę i rozpoczęła pracę nauczycielki w małej, wiejskiej szkole. Po uzyskaniu dyplomu studiów pedagogicznych dalej nauczała prac ręcznych i mechaniki, aż została wicedyrektorką liceum dla przedszkolanek. Mieszkała w kawalerce na dziesiątym piętrze niezbyt urodziwego bloku.
W życiu Alicji Pan Bóg był obok, tzn. od święta i na dostawkę. W świadectwie dla Wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym przyznała: „Były okresy kilkuletnie, kiedy to żyłam poza Kościołem, prawie zupełnie będąc w wyraźnej sprzeczności z przykazaniami Bożymi”. W tamtym czasie Lenczewska interesowała się historią sztuki i turystyką, dużo podróżowała, by znaleźć „piękno i dobro, a także sens życia”. „Tęsknota za nimi goniła mnie po wielu krajach przez wiele lat. Ale nadszedł wreszcie okres, kiedy coraz wyraźniej odczuwałam pustkę takiego życia”.
 
Jezus bardziej realny niż ludzie
Wtedy jak z nieba wpadły w jej ręce książki religijne o Odnowie Charyzmatycznej w USA. „Nie śmiałam marzyć, bym kiedykolwiek mogła zetknąć się z taką grupą, choć bardzo pragnęłam. Do USA nie miałam przecież możliwości pojechać”. To zabrzmi strasznie banalnie, ale przecież dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych – jak się wkrótce okazało, spotkania szczecińskiej Odnowy odbywały się kilka przystanków od jej bloku. Tam Alicja doświadczyła żywej relacji z Jezusem, która wypełniła wszystkie jej pustki. Stało się z nią jak z ewangeliczną kobietą cierpiącą na krwotok, która wydała na lekarzy cały swój majątek, aż w końcu przyszedł Jezus i uzdrowił ją jednym dotknięciem. Stanął przed nią podczas rekolekcji dla animatorów w Gostyniu. „Bardziej realny, prawdziwszy niż wszystko, co było w kaplicy: niż ludzie, którzy stali obok. Stało się to po przyjęciu Komunii św. (podczas Eucharystii), kiedy ze skruchą myślałam, jak bardzo jestem spóźniona w drodze do Niego. Wszystko przestało istnieć, był tylko On. Jego potęga, moc, ogrom coraz większy i ja coraz mniejsza przy Nim. Ogrom miłości tak wielkiej, niespotykanej, przed którą można tylko płakać nad swoją niewdzięcznością. A potem radość, że On mnie kocha. Radość rozsadzająca serce. Od tej chwili zmieniło się wszystko: hierarchia wartości, struktura potrzeb, cel życia. Jedyną wartością, pragnieniem i celem stał się On – Jezus Chrystus. A najpiękniejszymi chwilami stały się spotkania z Nim: w modlitwie codziennej, w codziennej Eucharystii, w Komunii Świętej, a także w powszedniości życia i pomagania innym. Wszystko, za czym tęskniłam i goniłam po świecie przez tyle lat, dał mi On. I dał wiele więcej, niż mogłam sobie wyobrazić i pragnąć”.
Alicja miała wtedy 51 lat. Świetny moment na życiową rewolucję. Wkrótce pozbyła się telewizora, a pieniądze ze sprzedaży przeznaczyła na cele charytatywne. Znalazła też kierownika duchowego pallotyna ks. Waltera Rachwalika. Także w tym czasie Lenczewska otrzymała łaskę regularnych mistycznych spotkań z Jezusem, który polecił jej, aby skrupulatnie zapisywała Jego słowa. Tak powstały dwa dzienniki duszy: „Świadectwo” oraz „Słowo pouczenia” (ich wydania mają imprimatur, czyli są zatwierdzone przez władze kościelne). Niepozorna mistyczka pisała je w latach 1985–2010. Ręcznie, w zwyczajnych zeszytach. Po latach sama uporządkowała notatki i przepisała je na maszynie, a oryginały zniszczyła (zachowały się trzy).
 
Jak u Faustyny
Pan Jezus rozmawiał z Alicją o modlitwie, Eucharystii, miłosierdziu, odkupieniu grzeszników – nic więc dziwnego, że od razu przywodzą na myśl Dzienniczek św. Faustyny. Rozmawiał z nią tak prosto i zwyczajnie, że w jednym z dialogów zanotowała: „Ja myślałam, że będzie to wielkie przeżycie, a Ty mówisz tak zwyczajnie…”, na co Pan Jezus odpowiedział: „Wielkie rzeczy dzieją się w ciszy i spokoju” oraz „Nie analizuj tych rozmów ze Mną. Przyjmuj wszystko i ufaj”. Wiele razy przypominał, że choć to ona dostąpiła zaszczytu mistycznych wizji, ma to proroctwo przekazać dalej.
Ze wskazówek zostawionych przez Pana Jezusa mogą skorzystać nie tylko osoby pragnące pogłębić swoje życie religijne, ale i każda osoba łapiąca pięć srok za ogon i rozdarta między różnymi obowiązkami. „Powinnaś być lepiej zorganizowana. Szanuj czas, który ci daję. On jest zbyt cenny, aby go marnować na niepotrzebne myśli” lub „[Powinnaś] robić plan dnia w przeddzień lub rano i uzgadniać ze Mną. Prosić o akceptację lub zmianę. Później trzymać się tego” – podpowiadał Alicji Pan Jezus.
Jednak zasadniczą treścią zapisków jest intymny dialog dwóch zakochanych osób, jak w Pieśni nad Pieśniami. Pełen czułych szeptów, zapewnień o miłości i wierności. „Wybrałem cię i przywołałem, abyś cieszyła się Moją miłością. Abyś była przy Mnie wierna i oddana. Wszystko, cokolwiek robisz, rób z myślą o Mnie i dla Mnie. Moja Miłość jest nieograniczona. Poznałaś tylko jej małą cząstkę. Pójdź, pokażę ci więcej”.
Alicja wiele razy prosiła, aby mogła uczestniczyć w męce Chrystusa. W 1989 r. otrzymała dar niewidzialnych stygmatów. „Zaczęłam odczuwać ból Jezusa, jaki zadają Mu ludzie, których powołał na swoich świadków i apostołów. Ból Jezusa Ukrzyżowanego w ich sercach, które szukają własnej chwały, posługując się Nim. Ból Jezusa, którego Krew depczą zapatrzeni w siebie. Ból Jezusa, którego uczynili dodatkiem do własnych ambicji i próżności, po to, by je zaspokajał. Ból Jezusa opuszczonego, zdradzonego, sprzedanego, sponiewieranego przez swoich”.
 
Ewangelizacja na emeryturze
Lenczewska przeszła na emeryturę w 1987 r. Była wolontariuszką w biurze parafialnym i została członkiem Rodziny Serca Miłości Ukrzyżowanej (w tej wspólnocie złożyła śluby wieczyste). Jeździła na pielgrzymki, prowadziła spotkania Odnowy, przyczyniła się do założenia wspólnoty Apostołów Czystej Miłości.
W 2010 r. zdiagnozowano u niej raka nerki. Chorobę i cierpienie przyjęła jako kolejny dar Boży i ofiarę za bliźnich, szczególnie za swojego brata Sławomira, który napisał, że już po jej śmierci dowiedział się, że gdy wiele lat temu sam miał podejrzenie nowotworu, siostra „poprosiła proboszcza swojej parafii o odprawienie Mszy św., w której ofiarowała swoje zdrowie i życie, za zdrowie i życie moje. Uważała, że ja, jako mąż i ojciec 3-letniej wówczas córki, będę tu bardziej potrzebny. Ja wyzdrowiałem, żyję nadal. Nasza córka ma obecnie 22 lata, studiuje i jest piękną, mądrą osobą. Mogłem uczestniczyć w jej wychowaniu i patrzeć, jak dorasta, dzięki ofierze Ali, która wzięła jakby na siebie moją chorobę” – napisał Sławomir Lenczewski.
Alicja zmarła w szczecińskim hospicjum 5 stycznia 2012 r. Przed śmiercią mówiła: „Jak On nas kocha! Byłam poza czasem”, „Jak tam jest pięknie!”, „Umieram szczęśliwa” i „Spaliłam się do końca”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki