Wywodził się z rodziny wybitnych niemieckich wojskowych i dowódców. Urodził się w 1907 r. na Dolnym Śląsku, w miejscu, gdzie bardzo konsekwentnie kultywowano tradycje lojalności wobec władzy. Ze strony matki Doroty i jej ojca: liberalnego polityka, a w końcu ministra sprawiedliwości Afryki Południowej, otrzymał jednak ogromną dawkę wiedzy humanistycznej i pacyfistyczne zapędy. Bardzo istotny wpływ na jego poglądy miało też małżeństwo Schwarzwaldów: Żydówki i Niemca, którzy skupiali w swoich salonach największych ówczesnych myślicieli.
„Młody Moltke wszedł w środowisko liberalne i demokratyczne. Poznał styl życia i kulturę znajdujące się w wyraźnym kontraście do znanego mu klimatu niemiecko-narodowego. (...) Krąg Schwarzwaldów pokazał mu, że duchowy i kulturowy pluralizm, oparta na wartościach tolerancja i otwarta miłość bliźniego czynią możliwym współżycie z poszanowaniem wzajemnej wolności. Znalazł tutaj w szerszym kontekście to, co wpajano mu jako życiowe założenie w domu rodzinnym” – pisał jego biograf Guenter Brakelmann.
Dręcząca mieszanka
Młody Moltke widząc, co się dzieje po wejście w życie 15 września 1935 r. ustaw norymberskich, starał się skutecznie wspomagać emigrujących Żydów. Wśród nich było wielu naprawdę bliskich znajomych rodziny. Z początkiem grudnia 1938 r. wyszło zarządzenie, że niemiecki prawnik nie może reprezentować Żydów. Moltke robił to jednak w dalszym ciągu. Nielegalnie.
Po wybuchu wojny, oceniony z racji zdrowia jako niezdatny do czynnej służby wojskowej, został przydzielony do RV 143 – wydziału zagranicznego Abwehry. Widział, jak wiele wysoko postawionych osób „pod płaszczykiem lojalności gardzi narodowosocjalistycznym systemem”. Byli to m.in. sam szef wywiadu Wilhelm Canaris (zamordowany później bestialsko przez Gestapo), kierownik wydział centralnego pułkownik Hans Oster czy bezpośredni zwierzchnik Moltkego, Wilhelm Tafel. „Życie w Berlinie stawało się dla Helmuta z roku na rok coraz bardziej nieznośne. Była to dręcząca mieszanka z wiedzy, co się dzieje i w jakim kierunku sprawy się toczą – wiedzy, którą umiał, ale i chciał wszędzie zdobywać – ze świadomości, że stosunkowo niewiele można było przeciw temu zdziałać”.
W styczniu 1940 r. Helmuth von Moltke zaczął rozmawiać ze swoim przyjacielem Peterem Yorckiem o tym, co mogą we własnym zakresie zrobić prawi ludzie w tak strasznych czasach. Nie było żadnego spiskowania, pompatycznej tajemniczości – ot, rozmowy przyjaciół. Żadnego myślenia o krwawym rozprawieniu się z tyranem. Zamach na Hitlera był dla nich ostatecznością, bo chrześcijanie (a takimi byli i w takim duchu chcieli postępować) nie chcieli zaczynać wprowadzania nowego porządku od zabójstwa człowieka, jakimkolwiek by nie był.
Przyjacielska konspiracja
„Mogę sobie do pewnego stopnia wyobrazić, jak się zachowywało wielu Niemców, którzy nie chcieli wiedzieć, co się dzieje w ich imieniu, którzy nie wytrzymywali patrzenia i woleli nic nie wiedzieć, aż w końcu mieli złudzenie, że nic nie wiedzieli. To nas nie usprawiedliwia” – wspominała Freya von Moltke, żona Helmutha Jamesa. Małżonkowie „rozmawiali” o tym wszystkim w codziennych długich i bardzo szczegółowych listach. Mieli szczęście, bo na poczcie w Krzyżowej pracowała zaufana osoba, jej syn był zaś listonoszem i dzięki temu zyskiwali pewność, że korespondencja unika cenzury. Ten świat zdecydowanie trzeba zmienić. A wcześniej trzeba to zaplanować. Do takiego wniosku dochodzili obydwoje w listach.
Okazało się, że podobnie jednomyślni są niektórzy z ich wieloletnich lojalnych i godnych zaufania znajomych. Między rodzinami von Moltke i Yorcków nawiązała się głęboka przyjaźń. Ich wspólny znajomy Eugen Gerstenmeier podsumował to następująco: „Być może Helmuthowi Moltke chodziło o nowe społeczeństwo. Peterowi Yorckowi chodziło o zwykły nakaz sprawiedliwości społecznej”. Wierzyli, że nazistowski totalitaryzm zostanie obalony. I ważne jest, jak Niemcy mają funkcjonować po przejściu kataklizmu, jakim była wojna i hitleryzm. Większość rozmów przyjaciół prowadzono między 1940 a 1943 r. w Berlinie.
W tym samym czasie pod płaszczykiem swoich zawodowych obowiązków von Moltke buduje w Europie społeczny kapitał na czas powojennego nieładu. Podróżuje służbowo, ale nawiązuje kontakty z miejscowymi oddziałami ruchu oporu w Brukseli, północnej Francji i Paryżu, Oslo i Sztokholmie. W grudniu 1943 r. w Stambule przekazuje Amerykanom „dossier Hermana”, proponujące Amerykanom współpracę polityczną z kręgami niemieckiego ruchu oporu oraz kooperację wojskową.
Ponad podziałami
Spotkania odbywały się również w Krzyżowej. Pierwsze z trzech najważniejszych odbyło się w Zielone Świątki w maju 1942 r. „Już sam fakt był znaczący, że siedzieli u nas razem poważni katolicy z poważnymi protestantami, przedstawiciele obydwu dużych Kościołów podzielonych od czasów reformacji w Niemczech, i razem podejmowali te kwestie. Umożliwiała to oczywiście wspólna głęboka opozycja wobec nazizmu, która ich jednoczyła”. Spotkania podsumowywały długie etapy ogromnej intelektualnej pracy i chyba jeszcze trudniejszych zadań: szukania ludzi dobrej woli, mających świadomość, czym jest faszyzm i chcących z narażeniem życia podjąć się już tu i teraz zobowiązań, że po jego upadku będą do dyspozycji. Idealistów chcących budować nową Europę i nowe Niemcy udawało się werbować.
Drugie spotkanie odbyło się w październikowy weekend 1942 r. i dotyczyło kwestii odbudowy państwa i gospodarki. Trzecie miało miejsce ponownie w Zielone Świątki, tym razem w czerwcu 1943 r. Miał tu miejsce znamienny epizod. W odwiedziny do Frei i Helmutha przybyła ciotka ze Świdnicy, jedyna nazistka w rodzinie, „z głupoty” – jak określali jej przekonania małżonkowie. „Nie była aż tak głupia, żeby nie zauważyć, że zebranie „współpracowników Helmutha” robi osobliwe wrażenie. (...) Wypowiedziała się na ten temat odpowiednio w mojej obecności, byłam jednak pewna, że nie podejmie żadnych kroków. I tak też się stało. Przekonania narodowosocjalistyczne nie były w jej przypadku aż tak silne, żeby ją skłonić do denuncjacji, gdyż była wierną, dobrą kobietą” – wspominała Freya. Jeden ze współpracowników, Paulus van Husen, przywiózł ze sobą projekt dokumentu o „ukaraniu profanatorów prawa”. Członkowie „Kręgu z Krzyżowej” używali dla określenia takich osób terminu „Rechtsschänder” – osób gwałcących prawo.
Ostatnie protokoły obrad pochodzą z 9 sierpnia 1943 r. Na uwagę zasługuje fakt, że maszynopisy przygotowywała wieloletnia sekretarka Helmutha, która wiedząc doskonale, co robi, wykazała się dyskrecją i lojalnością.
Przed krwawym katem Hitlera
Można spotkać różne informacje na temat aresztowania Helmutha Jamesa. Należy podkreślić wyraźnie, że nie miało ono nic wspólnego z „Kręgiem z Krzyżowej”. Tego terminu zresztą użyli dopiero naziści, inspirując się słowami jednego z przesłuchiwanych przyjaciół, który tak właśnie się wyraził. Został aresztowany 19 stycznia 1944 r. Na początku był traktowany dobrze i określany jako „internowany”. Jednak kiedy wyszło na jaw, że w grudniu 1943 r. spotkał się z Clausem Schenk von Stauffenbergiem, automatycznie i zupełnie niesłusznie wrzucono go do jednego worka z autorami zamachu w Wilczym Szańcu.
W styczniu 1945 r. von Moltke stanął przed Trybunałem Ludowym. Pokazowy proces prowadził Roland Freisler, zwany krwawym katem Hitlera ze względu na czerwoną togę i wyroki, które prawie zawsze były wyrokami śmierci. Wcześniej skazał na śmierć członków „Białej Róży” [antynazistowskiej organizacji o orientacji chrześcijańskiej, działającej w latach 1942–1943 – red.] i ponad 2,5 tys. innych osób.
23 stycznia Freya pisze do Helmutha z pytaniem, czy przywieźć na widzenie małych synów. List jednak nie dociera już do adresata. Tego dnia Helmuth James von Moltke zostaje zabity. „Ciała mają zostać spalone, a prochy rozsypane po polach. Nie chcemy mieć najmniejszego wspomnienia w jakimś grobie lub w jakimś innym miejscu po tych ludziach” – zarządził Himmler.
Cytaty pochodzą z korespondencji Helmutha i Frei von Moltke oraz książki Frei von Moltke Wspomnienia z Krzyżowej 1930–1945