A ja sądzę, że był ekspertem od życia – maksymalnie wykorzystanego, przeżytego nie dla siebie, ale dla innych. „Obserwując nowotwory, zastanawiałem się, kiedy jakiś mnie trafi” – wyznał w książce Życie na pełnej petardzie. No i trafił – w chwili gdy ks. Jan miał już za sobą tworzenie puckiego hospicjum, a w kieszeni doktorat Godność człowieka umierającego a pomoc osobom w stanie terminalnym – studium teologiczno-moralne. Ironia losu czy może raczej niezwykłe Boże działanie, które przygotowało go na doświadczenie choroby i skleiło w całość teorię i praktykę, wiedzę i doświadczenie?
Ks. Jan odszedł rok temu. O dziele jego życia, Puckim Hospicjum pw. św. Ojca Pio, mówi się tu „hospicjum ks. Jana” (piszemy o nim na s. 24). Dziś to jedna z najnowocześniejszych placówek tego typu w Polsce, gdzie opieki paliatywnej uczą się wolontariusze z innych krajów. Najważniejszy jest tu pacjent; jedna z podopiecznych mówi wprost: „Tutaj można jeszcze pożyć”. Jestem jednak przekonana, że w wielu innych hospicjach w Polsce służą ludzie, dla których najważniejsze jest życie. I to tutaj, na ziemi, i wieczne, do którego często pomagają chorym przechodzić.
W bieżącym numerze publikujemy też rozmowę Doroty Niedźwieckiej z Rebeccą Kiessling, amerykańską działaczką pro-life, która niedawno gościła w Polsce (s. 18) „Mój ojciec był seryjnym gwałcicielem, bandytą” – mówi. Żyje dzięki temu, że aborcja była wówczas w stanie Michigan nielegalna. Świadectwo jej życia jest mocne, a bezkompromisowość w obronie życia godna podziwu, choć wiele tu trudnych momentów; poruszył mnie oczywiście dramat jej matki, która dopiero po trzydziestu latach była w stanie przyznać, że urodzenie Rebeki okazało się najlepszym rozwiązaniem. Z perspektywy widać inaczej. A Rebecca mówi wyraźnie: barbarzyństwem jest karać dziecko za gwałt popełniony na mamie.
U schyłku i u początku, i w każdym innym momencie każde życie jest święte. Uczmy się od ks. Jana i od Rebeki.
Agnieszka Pioch-Sławomirska