Logo Przewdonik Katolicki

Szkoła przez dziurkę od klucza

Agnieszka Pioch-Sławomirska
fot. East News

O tym, dlaczego początek roku szkolnego może być stresujący dla rodziców, o nieprzenoszeniu lęków na dzieci i o współpracy rodziców z nauczycielami rozmawiamy z Małgorzatą Swędrowską

U schyłku wakacji i na początku roku szkolnego wielu rodziców czuje nerwowe napięcie, a ból głowy nie jest tylko przysłowiowy. Dlaczego początek roku szkolnego to stres dla rodziców?
– Stres jest czymś normalnym, gdy człowiek staje w obliczu nowego wydarzenia, a takim jest rozpoczęcie nauki w szkole, może być mobilizujący – pomagać w tym, byśmy się zorganizowali, przygotowali – albo paraliżujący. Wiele zależy od tego, jakie my dorośli, mieliśmy wcześniej doświadczenia ze szkołą. Jeżeli mamy więcej dzieci i one wykazywały trudności adaptacyjne czy miały jakieś inne trudności w szkole albo sami byliśmy takimi dziećmi, przenosimy swoje wspomnienia i być może lęki na dzieci.
Spójrzmy na życie, które stworzone jest z pewnych wyzwań – na przykład gdy dzieci uczą się chodzić, mówić, jeździć na rowerze – i szkoła też jest kolejnym wyzwaniem, krokiem do samorozwoju, samopoznania. Warto od początku nie przywoływać samych negatywnych myśli. Choć rzeczywiście nagłówki w internecie związane z początkiem roku szkolnego krzyczą, że jest to stresujące dla rodziców wydarzenie. Ale przecież nauka w szkole to często dla naszych dzieci radość, odkrywanie czegoś nowego, przygoda…
Patrzymy na świat przez dziurki od klucza – mówią o tym neurobiolodzy, którzy badają funkcjonowanie mózgu – każdy przez swoją i widzimy to, co chcemy widzieć. Jeśli jestem rodzicem spokojnym, mającym wiedzę o funkcjonowaniu szkoły, to będę widzieć wiele argumentów za tym, że mojemu dziecku będzie w niej dobrze. Natomiast jeżeli mam za mało danych, może żyję w pośpiechu, nie mam czasu na doświadczanie radości z codziennych rzeczy, będę to widział inaczej.
Żeby wzmocnić swe dziecko w pierwszym okresie nauki szkolnej, warto usiąść rodzinnie i przypomnieć sobie sytuacje, które były dla nas radosne. Pomyśleć o tych, które były w życiu naszej rodziny nowe, zaskakujące – i o tym, jak sobie z tym radziliśmy. Podejrzewam, że całkiem nieźle, i choć niejednokrotnie nie obyło się bez stresu, daliśmy sobie radę. Zadbajmy też o naszą „bazę danych”: dowiedzmy się jak najwięcej o funkcjonowaniu klasy, szkoły, pytajmy i nie pozostawiajmy siebie bez odpowiedzi – jednak nie szukajmy ich w internecie, na różnych forach czy u znajomych, ale idąc do nauczyciela czy w niektórych uzasadnionych sytuacjach do dyrekcji.
Początek roku szkolnego to jest wyzwanie, w podjęciu go mogą być pomocne te trzy wskazówki: projektujmy rzeczy dobre, przypomnijmy sobie wyzwania, którym jako rodzina sprostaliśmy, i szukajmy u źródła odpowiedzi na nurtujące nas pytania.

Jak w praktyce nie przenosić na dziecko swoich emocji?
– To jest dosyć proste, gdy sobie uświadomimy, że nasze dzieci nie są naszą kalką. Nie są po to, by zostały zaspokojone nasze oczekiwania. Dzieci są samodzielnymi istotami, które poznają świat, same doświadczają, pytają, wyciągają wnioski. Wychowawca wielu pokoleń pedagogów, prof. UAM Jerzy Kujawiński mówił do nas, nauczycieli, że gdy uczymy dzieci, mamy kierować się zasadą, by prowadzić dziecko za rękę tylko wtedy, gdy to jest konieczne, a wspierać – ile to jest możliwe. Można tę myśl przełożyć na radę dla rodziców: by torować drogę, wskazywać kierunek tylko gdy jest to konieczne, a kochać i wspierać ile to jest możliwe. Pozwólmy dzieciom, ich oczami, sercem, umysłem spojrzeć na szkołę i wyrobić sobie zdanie o niej. Pierwszoklasiści zwykle cieszą się, że idą do szkoły, są ciekawi, bo to jest coś nowego – chyba że słyszą przyciszone, pełne troski, obaw i lęków głosy rodziców z drugiego pokoju, które mówią, że coś tam będzie nie tak. Dzieci same się dowiedzą, czym jest szkoła, będą się uczyć tego, jak sobie w niej poradzić, nie odbierajmy im tej radości.

Napięcie i stres są szczególnie widoczne, gdy dziecko przechodzi przez edukacyjne „progi”: rozpoczyna czwartą klasę, ósmą, pierwszą szkoły średniej, maturalną…
– Nie ma w Polsce dobrego pomysłu na adaptację czwartoklasistów w podstawówce. A to jest ogromny skok rozwojowy, organizacyjny dla dziecka wychodzącego z edukacji wczesnoszkolnej. Dzieci często są rzucone na głęboką wodę: przychodzą na lekcje i mają robić notatki, coś sobie przeczytać i samemu streścić, muszą odnaleźć salę, zorganizować sobie miejsce pracy. My rodzice możemy o tym w domu rozmawiać, doceniać dziecko, dodawać mu otuchy, ale możemy też zapytać wychowawcę o to, jak wygląda adaptacja czwartoklasistów czy też poprosić o dodatkowe wzmocnienie: spotkanie z psychologiem, pedagogiem, żeby dzieciom opowiedzieć, jak będzie wyglądała ta edukacja.

W relacji dziecka z rówieśnikami nie zawsze wszystko jest w porządku. Jakie sygnały mogą być niepokojące dla rodzica?
– Zadaniem nauczyciela jest, by z dzieci, które przychodzą do klasy stworzyć grupę – wspólnotę, która się szanuje. Nie wszyscy muszą się jednakowo lubić, spędzać ze sobą regularnie czas, zapraszać się na urodziny itp., ale każdy z każdym powinien potrafić rozwiązać jakieś zadanie czy stanąć w parze. Nauczyciel jest odpowiedzialny za proces budowania grupy. Ale rodzice pozostają czujni i wrażliwi na sygnały, które wysyła ich dziecko. Jeżeli widzimy, słyszymy, że nasze dziecko incydentalnie przynosi ze szkoły jakieś niewłaściwe zachowania, słowa, nie musi to oznaczać, że coś złego się w szkole dzieje. Ale jeśli dziecko się zmienia i trwa to dłuższy czas, powtarzają się pewne zachowania, nie chce jeść, moczy się itp. – musimy zareagować. Jeżeli coś złego dzieje się na poziomie rówieśniczym na terenie szkoły (inaczej jest, jeśli w drodze do niej czy też podczas spotkań w domach), nie idę do dziecka, które robi krzywdę mojemu dziecku, ani też do jego rodzica, tylko do nauczyciela – i rozmawiam. Na przykład: ktoś zabiera i chowa dziecku buty, które potem znajdują się w śmietniku i dziecko nie może zdążyć na lekcję – czy pani coś zauważyła? Zgłaszamy się do źródła z informacją, pytaniem o to, co się dzieje, ale w postawie: ja się troszczę, a nie: ja roszczę.
Do tego potrzeba zaufania. To jest ogromna wartość, której dziś w polskich szkołach brakuje. Nauczyciele nie mają zaufania do rodziców, a rodzice do nauczycieli. Jako rodzic jestem wrażliwy na to, co moje dziecko przynosi ze szkoły, ale mój fundament jest taki, że wierzę, że dziecku nie dzieje się tam krzywda i że postrzegam osobę nauczyciela jako kompetentną.

Czasami w budowaniu tego zaufania nie pomaga to, że rodzic widzi błędy nauczyciela. Z jednej strony nie powinien podważać jego kompetencji przed dzieckiem, a z drugiej – trudno mu na pewne rzeczy się godzić.
– Współpraca się opłaca. Dialog, rozmowa to jest podstawowy sposób komunikowania się.
Nauczyciel nie jest już dziś alfą i omegą, wyrocznią, nie jest źródłem wiedzy o świecie. On tylko wyznacza pewną drogę, towarzyszy i pomaga w rozwijaniu dziecięcych talentów. Idealnie byłoby, gdybyśmy wszyscy nauczyciele pamiętali, że uczymy się od siebie i że jesteśmy omylni. Jeśli rodzic zauważy rażące błędy związane z przekazywaniem wiedzy czy gorzej,  z kwestiami wychowawczymi, np. mobbing, to znów podstawową rzeczą jest rozmowa.
Jeżeli rodzic chce porozmawiać z nauczycielem, nie może łapać go w biegu, „za pięć ósma”, trzeba się zaanonsować, umówić na spotkanie. W szkole powinno być takie miejsce, pokój, gdzie można w kulturalny sposób, przy herbacie porozmawiać. Wychodzimy od tego, że pochylamy się nad dzieckiem – jesteśmy za nie odpowiedzialni, oczywiście nieco inaczej rodzic, inaczej nauczyciel. Gdy wyjdziemy od myślenia o konfliktach i o tym, że się nie dogadujemy, trudno jest stworzyć płaszczyznę porozumienia. W takiej rozmowie nie chodzi o mnie, o to, że na przykład mam wiedzę w jakiejś dziedzinie, zauważyłem błąd i wytykam go nauczycielowi, a on ma się bronić czy też uzasadniać swoje racje, ale o dziecko – żeby ono z tym błędem nie poszło w świat. Rozmowa jest o dziecku, a nie o nas, dorosłych.

A jeśli dziecko nie lubi swojego wychowawcy?
– To jest bardzo trudna sytuacja, gdy osobowości nauczyciela i młodego człowieka „nie stykają”. To jednak nieuniknione, bo wychowawca jest jeden, a uczniów wielu – i raczej nigdy nie będzie wszystkim „pasował”. Ważne, żeby o tym z dzieckiem spokojnie rozm awiać: że tak się może zdarzyć, że nie zawsze ktoś, z kim tak często się spotykam, jest przeze mnie lubiany – ale szanowany już powinien być, bo szacunek należy się każdemu człowiekowi. Wychowawca, nauczyciel może mi nie odpowiadać osobowością, temperamentem – ale to też może mnie czegoś nauczyć, wzmocnić mnie.

Co jest jeszcze ważne w relacji rodzic – nauczyciel?
– Dawanie czystej karty. Rodzice czasem wiedzą o nauczycielu wiele, zanim jeszcze go poznają, dyskutują na grupach, wymieniają się informacjami, ale też czasem „nakręcają się” tym, że nauczyciel jest „trudny”. Owszem, mógł być – ale mógł się też zmienić. Dajmy mu szansę. Ale to działa też w drugą stronę: nauczyciele nie powinni wkładać dziecka do szufladki, mówiąc na przykład między sobą: „przychodzi do mojej klasy Kowalski, z tej rodziny Kowalskich”. „Aaaa… to ten Kowalski…”. No nie „ten Kowalski”, tylko przychodzi Kowalski, następny Kowalski, zupełnie nowy uczeń. Nie przyklejajmy nikomu łatek.
Rozmowa, współpraca, budowanie porozumienia – to nie jest utopia, na tym polega życie, budowanie relacji międzyludzkich. Pamiętajmy też, że się różnimy, każda rodzina może mieć inny styl wychowania, szukajmy tego, co nas łączy, jednocześnie akceptując różnice. Sztuka negocjacji, pewnego kompromisu, otwartość – to jest bardzo potrzebne w relacji rodzic – nauczyciel. Na zebraniach powinniśmy otwarcie, ale oczywiście taktownie mówić o swoich lękach, obawach, o tym, co nam się podoba, a co nie.

W tej szkolnej „układance” są też rodzice innych uczniów. Jak rodzice mogą budować relacje między sobą?
– Idealna sytuacja jest wtedy, gdy nauczyciel wychodzi z propozycją zintegrowania rodziców – ognisko, rajd rowerowy, wspólna zabawa integracyjna – by dać przestrzeń na to, żeby rodzice coś wspólnie przeżyli, doświadczyli czegoś razem. Jeżeli nauczyciel nie wystąpi z taką propozycją, mogą to zrobić rodzice, organizując ciekawe wydarzenie. Wówczas zachodzi integracja całej klasy: dzieci, rodzice, nauczyciel.

Relacji między rodzicami uczniów w szkołach ponadpodstawowych w zasadzie nie ma. Rodzice widzą się na zebraniach – i tyle.
– To prawda. Najwięcej zaangażowania wykazują rodzice dzieci w podstawówce. Być może jeśli mamy więcej dzieci i te starsze sobie jakoś radzą, nie mamy już potrzeby integracji z ich rodzicami, skupiając się raczej na młodszych, poza tym – ile możemy zbudować relacji, ta grupa osób jest ograniczona. Kwestia potrzeby integracji z rodzicami jest jednak dosyć indywidualna, ci, którzy mają większą, mogą wychodzić z rozmaitymi inicjatywami, angażować się w działania trójki klasowej, rady rodziców.

Rodzice wracają z pracy zmęczeni, z bagażem spraw zawodowych, fizycznego samopoczucia danego dnia itp. Dzieci wracają ze szkoły z podobnymi obciążeniami: sprawdzian poszedł nieźle, ale za to miałem konflikt z kolegą. Następuje kumulacja różnych emocji. Jak rodzic ma znaleźć przestrzeń dla siebie? I czym powinien się zająć na początku?
– Rzeczywiście tak jest. Nasz mózg jest tak skonstruowany – mówią o tym choćby prof. Marek Kaczmarzyk czy prof. Maciej Błaszak – że do godz. 17.00 jest w stanie przyjmować rozmaite bodźce, potem już nie. Zatem dobrze by było, gdybyśmy już po 17.00 tylko się relaksowali.

Pięknie, ale to nierealne.
– Ale dobrze wiedzieć jak działa nasz mózg. Że to jest normalne – i nie jestem niedobrym rodzicem, bo przychodzę po południu z pracy, jestem zmęczony i mam ochotę na chwilę ciszy. Jeżeli jako rodzic mam świadomość siebie, swoich mocnych i słabych stron, ale też pewnych faktów – że mam prawo być zmęczony – wtedy robię się mniej zestresowany z tego powodu. Bo my rodzice stresujemy się nie tylko tym, że coś się wydarzyło w pracy, ale też tym, że jesteśmy niewystarczająco dobrzy. Warto usiąść w spokoju i powiedzieć sobie, nawet na głos: jestem świetną mamą, świetnym tatą i zależy mi na dziecku, ale mam też prawo do zmęczenia i co za tym idzie – odpoczynku.

Rodzice są też obciążeni „organizacyjnie”: chodzą na zebrania, pomagają w odrabianiu lekcji, przygotowują kanapki…
– W każdej rodzinie jest inaczej, ale można podzielić się obowiązkami. Na przykład jeśli jeden rodzic jest po południu bardziej zmęczony, drugi może przejąć rodzinne zadania; nie musimy też we wszystkim uczestniczyć całą rodziną, możemy mamę wysłać na spacer, a dzieci z tatą przygotują w tym czasie kolację.
Czasem w imię miłości chcemy zrobić dziecku te najlepsze kanapki, tymczasem dziecko mogłoby je sobie samo przygotować, nieważne, że początkowo nieudolnie, ale może to być dla niego wyzwanie, radość, to też daje poczucie sprawstwa. Tam, gdzie dzieci mogą coś zrobić samodzielnie, niech to robią, w ten sposób i nas, zabieganych rodziców trochę wyręczą, i damy im ogromne narzędzie rozwojowe. Jeżeli dziecko ma to narzędzie „umiem, potrafię”, chce różne rzeczy robić.
Chciałabym uspokoić rodziców. Wrzesień to czas adaptacyjny, potrzebujemy wejść w pewien rytm: sprawdzić, o której godzinie musimy wstać, żeby zdążyć do szkoły, ustalić, kto pierwszy idzie do łazienki, jak zadbać o to, czy dziecko zabrało wszystkie materiały do szkoły itd. Ten wrześniowy „rozruch” jest normalny, może się zdarzyć w domu bałagan, mogę z czymś nie zdążyć, o czymś zapomnieć – ale tak po prostu jest w rodzinie, i to nie tylko mojej, tak jest wszędzie. Nie obarczajmy się niepotrzebnie bagażem: nie daję rady, nie nadążam. Karmmy się dobrymi myślami, celebrujmy małe radości, rozwijajmy w sobie postawę wdzięczności.
Fakt, że szkoła bywa czasem „miejscem przetrwania”, nie wszystko zawsze działa tu idealnie, niektórych rzeczy nie da się „przeskoczyć”. Ale naprawdę bardzo wiele można zdziałać otwartością umysłu i nastawieniem na współpracę. Szkołę tworzą ludzie: nauczyciele wytyczają kierunek, dzieci uczą się funkcjonować w roli ucznia, a rodzice współdziałają, wspierają swe dzieci oraz w miarę swych możliwości nauczyciela. Razem możemy zdziałać cuda!

---

MAŁGORZATA SWĘDROWSKA
Pedagożka, nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej i katechetka, wykładowczyni, trenerka. Twórczyni koncepcji czytania wrażeniowego, autorka książek dla dzieci i publikacji dla nauczycieli oraz warsztatów dla rodziców. Prywatnie żona i mama czwórki dzieci

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki