Mikołaj Grynberg napisał wstrząsającą książkę Oskarżam Auschwitz. Po lekturze Pańskiej książki pomyślałam, że w sumie jej tytuł mógłby być podobny: Oskarżam szkołę, Mikołaj Marcela. Co zarzuca Pan polskiemu systemowi edukacji?
– Oskarżam ją przede wszystkim o to, że jest miejscem, w którym reprodukujemy system i świat, wyrastający z bardzo głębokiej, bo XIX-wiecznej przeszłości, w której szkoła miała swój początek. Przez to szkoła jest absolutne niedopasowana do rzeczywistości, w której dziś żyjemy, chociażby w aspekcie technologicznym, ale także ideowym. Wprowadza to bardzo mocny rozdźwięk do świata tych wszystkich młodych ludzi wdrożonych w system edukacji, każąc im funkcjonować w skostniałej i przebrzmiałej instytucji. Drugim mocnym oskarżeniem jest to, że szkoła właściwie nie uczy się tego, jak funkcjonuje człowiek, jego psychika, jak przebiega proces uczenia. Pozostała na poziomie wiedzy z momentu powstania. Wiedza z zakresu psychologii i neuronauk nieustannie się rozwija, więc jeśli szkoła ma służyć uczeniu się i rozwojowi, sama powinna się kształcić – powinni to czynić zarówno ludzie zarządzający oświatą, jak i dyrektorzy szkół czy nauczyciele. Jeśli tego nie robią, szkoła nie spełnia funkcji, które spełniać dziś powinna. Niestety, w szkole nie chodzi najczęściej o uczenie się i rozwój, bardziej zależy nam na tym, do czego instytucja ta została powołana w pierwszej kolejności przed dwoma wiekami: na dyscyplinowaniu, wytwarzaniu nastawienia posłusznego, biernego, takiego, w którym uczniowie pozbawieni są podmiotowości, a inni ludzie wiedzą lepiej, co jest dla nich dobre.
Byłam nauczycielką przez prawie dziesięć lat, teraz gdy myślę ,,szkoła”, widzę pewne koncepcje, ale także osoby odpowiedzialne za system. A Pan jak definiuje szkołę?
– Dla mnie to model szkoły publicznej, w którym funkcjonujemy globalnie, czyli szkoła jako instytucja dla ludzi od 7 do 18 roku życia, obowiązkowa, która jest tworzona dla ,,dobra” tychże młodych ludzi, a w jej ramach następuje przekazywanie podstaw wiedzy, wraz z toczącymi się w międzyczasie rozmaitymi procesami wychowawczymi, które mają z młodego człowieka zrobić obywatela. W ramach instytucji stosowane są rozmaite mechanizmy, m.in. egzaminy centralne, podział na poziomy uczenia się itd. To właśnie ta instytucja jest przedmiotem mojej krytyki. Oczywiście w jej skład wchodzą ludzie i grupy, ale ja nie krytykuję nikogo personalnie. Książkę zadedykowałam mojej mamie, która uważała, że to instytucje są dla ludzi, a nie odwrotnie. Niestety, instytucja szkoły podporządkowuje sobie ludzi na własny użytek.
Większa część naszego społeczeństwa, niezależnie od roli, jaką w nim pełni, jest zgodna co do tego, że współczesny system edukacji jest w bardzo kiepskiej kondycji. Skoro tyle osób jest przeciwnych, dlaczego szkoła ciągle się utrzymuje, dlaczego nie wydarza się nic, co zachwiałoby jej fundamentami?
– Podstawową przyczyną jest to, że rozmijamy się w diagnozie tego, co w szkole jest destrukcyjne. Wiele osób zakłada, że sama instytucja jest dobra, a tylko niektóre jej mechanizmy są złe. Nie kwestionuje się obowiązku szkolnego, gdyż z założenia dzieci muszą chodzić do szkoły, mało kto natomiast zastanawia się, w jakim celu. Rola nauczyciela również jest niepodważalna, bo co jak co, ale musi być osoba, która mówi, jak jest, która przekazuje wiedzę. Szkoła jest zła, ale przecież musi być taka sama dla wszystkich, ponieważ trzeba wyrównywać szanse edukacyjne. Nawet ta część nauczycieli, która mówi, że w szkole coś nie gra, nie potrafi wyobrazić sobie braku ocen, braku zadań czy niesiedzenia na lekcji w ciszy, bo przecież pracodawca też będzie kiedyś kazał tak pracować. My dorośli mamy problem z adaptacją do zmian. Niektóre kwestie są z gruntu źle zaplanowane i dobrze o tym wiemy, ale i tak nic z tym nie robimy. Badania pokazują, że niemal wszyscy nauczyciele wiedzą, że zmierzamy w stronę coraz gorszej kondycji instytucji szkoły, ale różne definicje jej problemów nie pozwalają nam ruszyć do przodu. Uważam, że powinniśmy zupełnie zmienić model tej instytucji i tym samym podważyć wszystkie oczywistości: obowiązek szkolny, rolę nauczyciela jako człowieka, który zarządza procesem uczenia i przekazuje wiedzę, podstawę programową, zadania, egzaminy centralne, lekcje na ósmą, zakaz ruchu w czasie lekcji.
Mówi Pan o mitach, które mamy na tyle mocno zinternalizowane, że nie pozwalają nam pójść dalej. Co musiałoby się stać, abyśmy zaczęli rozmawiać w przestrzeni publicznej na temat zmian potrzebnych w szkole?
– Myślę, że już coś się zmienia. Gdybym dwa lub trzy lata temu wydał taką książkę, w której otwarcie mówię, że trzeba przemyśleć likwidację szkoły, to wszyscy uznaliby mnie za wariata. Teraz tak mnie postrzega mała grupka, część mówi, że moje tezy są interesujące, spora część zgadza się ze mną. Myślę, że warunki do zmiany już powstały. Cały czas mam wrażenie, że nie dostrzegamy tego, co dzieje się na naszych oczach. W ostatnim rozdziale piszę o ,,generacji Z”, młodych ludziach, którzy inaczej podchodzą do świata, bo wyrośli w epoce technologii. Dla nich szkoła i proces uczenia się już jest czymś zupełnie innym. Ich rodzice zaczynają także inaczej postrzegać potrzeby edukacyjne swoich dzieci. Coraz więcej dzieci i młodzieży przechodzi na edukację domową, a także funkcjonuje w innych modelach, które pokazują, że można inaczej się uczyć. Ostatnia rzecz, która musiałaby się wydarzyć, a która po części się też już się dzieje, to zmiana modelu pracy. Model pruski został zaadaptowany do zmian wywołanych przez rewolucję przemysłową i przez zmiany społeczne, które temu towarzyszyły. Praca w fabrykach i praca biurowa sprawiły, że ludzie zaczęli pracować poza domami i trzeba było coś zrobić z dziećmi, nie mogły zostać pozostawione same w domach. Obecnie różne ankiety i badania pokazują, że żyjemy w świecie, w którym coraz więcej pracowników nie wyobraża sobie powrotu do pracy stacjonarnej i raczej pożądana jest praca hybrydowa lub zdalna. W związku z tym inaczej będziemy myśleć o roli szkoły, gdyż nie spełni swej funkcji jako przechowalnia dla dzieci. Biorąc pod uwagę, w jaką stronę zmierzamy, ten obecny model jest nie do uratowania, on po prostu w pewnym momencie przestanie istnieć. Pytanie jest, jak długo będziemy chcieli go bronić i ile włożymy w to niepotrzebnie siły i energii.
Część rodziców rzeczywiście przechodzi na pracę zdalną lub hybrydową. Co jednak z tymi, którzy pracują po dwanaście godzin w supermarketach, w służbie zdrowia lub w innych miejscach uniemożliwiających zmianę modelu pracy?
– Celem nie jest absolutnie zlikwidowanie szkoły jako przestrzeni uczenia się i rozwoju, bardziej chodzi o wzbudzenie świadomości społecznej, że szkoła nie musi wykonywać tych wszystkich ról, do których była przeznaczona do tej pory. Istotniejsze jest, aby była ona miejscem, w którym nie ma przymusu edukacji – jest prawo do edukacji. Wiedza z różnych dziedzin pokazuje, że przymus robi znacznie więcej złego niż dobrego, m.in. wynaturza proces uczenia się, przyzwyczaja młodych, że edukacja to proces nudny, męczący, który nie przynosi korzyści, jest stresujący, musi się kończyć egzaminem lub sprawdzianem, a jest przede wszystkim zaprogramowany i nie liczą się w nim potrzeby młodego człowieka. Boimy się wyciągnąć wnioski z tego, co wiemy, i stwierdzić, że lekcje na 8.00, a tym bardziej wcześniej, co jest powszechne w różnych placówkach, to absurd, podobnie jak 45-minutowe lekcje przerywane dzwonkiem, w czasie których zmusza się ludzi do uczenia się tego, na co akurat nie mają ochoty. Nie mamy odwagi powiedzieć ,,koniec z tym”, boimy się, że stanie się coś strasznego – no nie stanie się nic, tylko dzieci zaczną się rozwijać. Trzeba zrobić krok naprzód i odważyć się przemyśleć to wszystko na nowo. Bez pewnego skoku świadomości prawdziwe zmiany się nie rozpoczną. Szkoła może mieć bardzo wiele twarzy, jest dziś naprawdę dużo możliwości wyboru, m.in. szkoły waldorfskie, Montessori, demokratyczne, rozmaite szkoły alternatywne, które już funkcjonują w Polsce. Tymczasem do systemu publicznego wybieramy najgorszy, najmniej skuteczny, najbardziej szkodliwy model, który robi więcej złego niż dobrego i który w dużej mierze odpowiada za złą kondycję psychiczną dzieci i młodzieży w naszym kraju.
A jednak głośniej o problemach psychicznych dzieci i młodzieży zrobiło się wtedy, gdy szkoły zostały zamknięte z powodu pandemii. Może jednak ostateczny wpływ szkoły nie jest taki zły?
– Problem z liczbą depresji wśród dzieci i młodzieży w Polsce utrzymywał się na wysokim poziomie na długo przed pandemią. O roli, jaką odgrywa w tym wszystkim obecny model szkoły, pisał ostatnio także Wojciech Eichelberger. Aneksy do ostatnich badań PISA i TIMSS, sporządzonych jeszcze przed pandemią, pokazują jednoznacznie, że młodzi ludzie w Polsce nie lubią szkoły, są przeciążeni, nie mają zaufania do instytucji. Poza tym pamiętajmy, że z ostatniego raportu UNICEF wynika, że dzieci chcą wrócić do szkoły głównie z powodu rówieśników. W czasie pandemii głównym stresorem dla dzieci nie była pandemia i lęk utraty zdrowia, ale zbytnie obciążenie szkołą zdalną, która przecież prowadzona była w identycznym modelu jak szkoła stacjonarna. Wielu psychologów postrzega pandemię jako pewne zawieszenie, które domaga się powrotu do normalności. Ja uważam, że mówiąc o systemie edukacji, nie ma czegoś takiego jak normalność, wszystko jest kwestią naszej umowy. A obecna umowa w kontekście szkoły pod wieloma względami nie jest normalna…
Czym są selekcje z tytułu Pańskiej książki?
– Tytuł został zaczerpnięty z książki Petera Sloterdijka, niemieckiego filozofa, teoretyka mediów, który w znamiennym tekście Reguły dla ludzkiego zwierzyńca wskazuje między innymi, że szkoła (jako część polityki państwa) służy ,,hodowaniu” ludzi do tego, aby spełniali określone funkcje i role w państwie i gospodarce. Nie do końca interesuje nas, kim są i jakie mają możliwości, jesteśmy bardziej zainteresowani tym, co mogą zrobić, aby było po naszej myśli. Sloterdijk ukazuje, że jedną z najbardziej nieprzemyślanych jak dotąd kwestii w historii Zachodu jest to, że lekcje i selekcje mają ze sobą więcej wspólnego, niż bylibyśmy skłonni przyznać. Szkoła niby dostarcza wiedzę, ale przy tym prowadzi przesiew, kto może pójść do jakiego rejonu gospodarki, jakie zająć miejsce społeczne. Selekcja ta przede wszystkim podważa nasze przekonanie, że szkoła wyrównuje szanse, bo szkoła w rzeczywistości je utwierdza lub pogłębia. Dzieci przychodząc do szkoły, w naturalny sposób mają różną pozycję startową, gdyż jest to zależne od kapitału ekonomicznego, społecznego i kulturowego. Załóżmy, że do szkoły przychodzi dziecko z dawnej klasy średniej (bo trudno dziś już operować tym pojęciem), któremu rodzice poświęcali czas, mówili do niego, wspólnie czytali książki, ono mogło chodzić na zajęcia dodatkowe, więc w naturalny sposób umie czytać, pisać i jest dobrze przygotowane do dalszej nauki. Natomiast dziecko z klasy powiedzmy robotniczej, z uboższego środowiska, którego rodzice muszą pracować na dwa etaty i nie mają możliwości poświęcić mu więcej czasu, w naturalny sposób ma gorszą sytuację, często określane jako słabsze, czasem głupsze lub eufemistycznie jako „mniej zdolne”. Pamiętajmy, że w szkole ktoś, kto się dobrze uczy, postrzegany jest jako inteligentny, natomiast uczeń ze słabszymi wynikami na pewno jest głupi i mało zdolny. Pojawia się nam klasyczny efekt Pigmaliona: dzieci, które się lepiej uczą, są lubiane przez nauczycieli i poświęca się im więcej czasu, a te, które osiągają gorsze wyniki, dostają łatkę ucznia mniej zdolnego, któremu nie warto poświęcać uwagi, bo i tak z niego nic nie będzie. Takie podejście utwierdza tylko stan wyjściowy. O selekcji można mówić na bardzo różnych poziomach. Ostatecznie to szkoła określa, co możemy zrobić, a czego nie możemy zrobić w życiu.
Jak zatem wyglądałaby idealna szkoła?
– Potrzebujemy różnorodnego systemu edukacji, w którym w ramach finansowania ze środków publicznych, wspierane są różne modele szkoły, a rodzice z dziećmi mogą wybierać te, które są dla nich najlepsze. Nie stworzymy idealnego modelu dla wszystkich, gdyż potrzeby poszczególnych dzieci są wysoce indywidualne. Niektóre dzieci świetnie uczą się w ramach edukacji domowej, inne sobie z tym nie radzą, dlatego stwarza się dla nich przestrzeń w mikroszkołach, a jeszcze inne dzieci lubią inny model edukacji, ponieważ to on odpowiada na ich potrzeby. Warto byłoby zrezygnować z obowiązku szkolnego na rzecz prawa do edukacji, które byłoby prawem korzystania ze szkoły, ale bez przymusu uczenia się określonych rzeczy w określonym czasie. Potrzeba nam podmiotowego traktowania młodych ludzi, aby mogli korzystać z wolności wyboru, np. zmiany nauczyciela czy klasy, wyboru zajęć. Dziś najistotniejsza jest praca nad świadomością naszego społeczeństwa. Szkoła w obecnym modelu, którą teraz widzimy, jest tylko wynikiem jakiejś konwencji, jest czymś umownym. I powinniśmy mieć odwagę z niej zrezygnować, a tylko przyzwyczajenie sprawia, że tego nie robimy.
MIKOŁAJ MARCELA
Pisarz, wykładowca akademicki, autor tekstów piosenek. Na Uniwersytecie Śląskim wykłada na kierunkach sztuka pisania, filologia polska oraz projektowanie gier i przestrzeni wirtualnej.