Logo Przewdonik Katolicki

Absurd urzędniczy

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Ale nie, człowiek ten działa jak maszyna, pozbawiona osądu i elementarnej empatii. A system ten brak osądu i empatii sankcjonuje.

Rzadko oglądam „Państwo w państwie”, sztandarowy program Polsatu – trochę publicystyczny, trochę śledczy. Pewnie nie ma czasu, żeby spędzać cały czas przed telewizorem. Ale powiem szczerze, często czułem się nim nerwowo wyczerpany.
Aczkolwiek powinienem go oglądać. I zalecać każdemu, kto chce wiedzieć, jaka jest Polska. „Państwo w państwie” młotkuje nas kolejnymi ekscesami błędnych decyzji urzędników, a przede wszystkim najróżniejszymi przegięciami wymiaru sprawiedliwości. Bez tezy politycznej – czepiali się i za Platformy, czepiają się i za PiS. A skąd nerwowe wyczerpanie? Z poczucia bezsilności.
Nie trawię więziennych filmów fabularnych, zwłaszcza o niesłusznie skazanych. Doznaję zaraz odruchów klaustrofobicznych. Program Polsatu działa podobnie. Człowiek ogląda kolejny absurd, krzywdę – i literalnie się dusi.
Pomyślałem o tym, kiedy polsatowskie Wydarzenia uczciły którąś tam rocznicę emisji „Państwa w państwie”. I przypomniałem sobie, że niedawno trafiłem na któryś jego odcinek. A w nim historia niewiarygodna. Tak niewiarygodna, że prowadzący, stary wyga Przemysław Talkowski, sprawiał wrażenie autentycznie zszokowanego.
Oto w warszawskim Wilanowie w roku 2017 pewna rodzina zgłosiła się do urzędu, żeby uzyskać zgodę na rozbudowę domu. Urzędnicy przy tej okazji wygrzebali decyzję Dzielnicowej Rady Narodowej z roku 1963, która nakazywała rozbiórkę tego domu. Możliwe, że przeszkadzał w jakiejś inwestycji, możliwe, że uznano go za samowolę budowlaną. To podobno nawet z dokumentu nie wynika. Ale machina ruszyła. Obecni samorządowi urzędnicy zabrali się za wykonanie decyzji sprzed prawie 60 lat. Podjętej w innym ustroju, trudnej do zrozumienia.
Szok musi wywoływać sam fakt wykonalności po tylu latach. Zabójstwo przedawnia się po 30. Coś takiego najwyraźniej wcale. Pytanie zresztą, dlaczego jej nie wykonywano przez dziesięciolecia? Obecny w studiu poseł dowodził, że dokument jest obciążony wadami prawnymi, że ta decyzja nie jest wcale legalną decyzją. Na urzędnikach to nie robi wrażenia. I nie tylko na nich. Rodzina broni się przed sądami. Pierwsza administracyjna instancja już zdążyła podtrzymać werdykt.
Jeśli to państwo, prawda, że w wydaniu samorządowym, bo urząd jest powiatowy, ale też poprzez swoich sędziów, uznaje widzimisię komunistycznego aparatu z czasów Gomułki, to gdzie my żyjemy? Sprawa ma wymiar nie tylko prawny, ale i ludzki. – Ja też uważam, że ten dom nie powinien zostać zburzony. Ale jestem urzędnikiem i muszę egzekwować prawo. Nie mogę sobie tej decyzji schować do biurka – powtarzał kurczowo w studiu Andrzej Kłosowski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. Dziennikarz ma wrażenie, jakby rozmawiał z kosmitą.
Ten urzędnik miałby legalną drogę, aby tej decyzji nie ożywiać po latach, podsuwał mu ją w studiu telewizyjnym parlamentarzysta. Ale już z czysto ludzkiego punktu widzenia, mógł jej z szuflady nie wyjmować. Albo wrzucić do niszczarki. Ale nie, człowiek ten działa jak maszyna, pozbawiona osądu i elementarnej empatii. A system ten brak osądu i empatii sankcjonuje.
W Polsce mogą obywatelowi zrobić wszystko. W Krakowie zdarzyła się sytuacja poniekąd odwrotna. Zburzono w związku z inwestycją dom kobiety, której o tym zawczasu nie powiadomiono. Urzędnik, też samorządowy, tłumaczył, że nie wiedział, że tam ktoś mieszka. Choć inna komórka tego samego urzędu pobierała z tego tytułu, że ktoś jest właścicielem od XIX wieku, opłaty.
Podniecamy się wojnami światopoglądowymi i może słusznie. Ale nasz Matrix potrafi czasem zrobić komuś świństwo całkiem ponad ideologiami. Pamiętajmy o tym.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki