Pierwszy raz zajrzałam tam, gdy dzieci były małe i w parku łapały trochę cienia, a na Piazza del Popolo ładowały się do fontanny. W przerwie między tymi przyjemnościami zaliczaliśmy w pędzie rzymskie ukryte skarby. Teraz nie musimy nigdzie pędzić ani szukać dla dzieciaków żadnych pocieszycieli w formie na przykład kąpieli w rzymskich fontannach. Albo frytek z McDonalda przy Panteonie, bo tylko to mogło wywołać uśmiech na twarzy trzylatka ganianego po Wiecznym Mieście przez rodziców chcących w kilka dni zobaczyć wszystko. No naprawdę, co za podli rodzice. Nie wiem, czy to się mieści w kategoriach modnego dzisiaj rodzicielstwa bliskości. Byliśmy blisko, z pewnością, ale gdzie tutaj interes dziecka męczonego w upale przez egoistycznie nastawionych rodziców? Na szczęście dziecko pierwszą połowę dnia mogło spędzać na plaży (nie żebyśmy my w tym czasie jakoś specjalnie cierpieli). I dotarliśmy do momentu, kiedy dzieci myślą o wszystkim, ale najlepiej z dala od rodziców, więc kiedy rodzice wyjeżdżają na kilka dni na przykład do Rzymu, dzieci cieszą się z darowanej im tym samym wolności. Tymczasem ja akurat zaczynam przejawiać ochotę na rodzicielstwo bliskości. I oto w bazylice Santa Maria del Popolo zamiast wpatrywać się po raz kolejny w genialnego Caravaggia (Nawrócenie św. Pawła i Ukrzyżowanie Piotra) czy analizować zaprojektowaną przez Rafaela kaplicę rodziny Chigi, zostaję zahipnotyzowana jednym z wielu nagrobków. Jest tu ich cała masa, w większości kardynałów i innych dostojników kościelnych – z wyjątkiem tego jednego. Wyrzeźbiona w białym marmurze leży młoda kobieta z niemowlęciem na piersi. Ono ma zamknięte oczy, ona je przytula. Kim była i kiedy zmarła, nie mam pojęcia. Kiedy po jakimś czasie próbowałam ją odszukać, nawet nie pamiętałam, w którym miejscu kościoła zrobiłam zdjęcie. W żadnym, najbardziej szczegółowym opisie wnętrza bazyliki, nie znalazłam o niej informacji. A może to księżna Maria Federica Odescalchi Chigi, która zmarła w wieku 20 lat przy porodzie swojego trzeciego dziecka? Jej koszmarny barokowy portret znajduje się właśnie tutaj. Nieważne, bardziej chodzi o tę bliskość matki i dziecka tak cudownie pokazaną w nagrobkowej rzeźbie. Spokój. Sama już tęsknię za tym spokojem, jaki dawały mi przytulone tak do mnie moje dzieci. Nazywałam to „okładami z dziecka”, spędzałam w tej pozycji całe godziny.