Już sam zapis jego nazwiska jest różnorodny – jako że w tamtych czasach nazwiska nie były jeszcze tak dobrze zadomowione, a także plątać się mogą szczegóły tłumaczenia: Rafael Santi lub Rafael Sanzio, bądź Rafael z Urbino (to od miejscowości jego pochodzenia). Jego ojciec Giovanni (którego obraz „Opłakiwanie Chrystusa” znajduje się w Muzeum Narodowym we Wrocławiu) był nadwornym malarzem władcy Urbino, od dzieciństwa mógł więc Rafael uczyć się malarskiego rzemiosła.
Wirtualne zwiedzanie zaczynamy jednak od śmierci wielkiego malarza, bo właśnie 500-lecie tego faktu było powodem do przygotowania wystawy. Na stronie internetowej Muzeum na Kwirynale odnajdziemy film, dzięki któremu zobaczymy wystawę online, możliwe jest także włączenie polskich napisów, choć nieco ułomnych (przetłumaczonych automatycznie). Niech więc pewną pomocą będą poniższe myśli.
Siła mecenatu
Twórczość mistrza z Urbino przypada na bardzo już dojrzały wtedy we Włoszech renesans. Na Półwyspie Apenińskim epoka ta zaczęła rozwijać się nieco szybciej, między innymi dlatego, że były tam dostępne niemal na wyciągnięcie ręki zabytki pochodzące z antyku, które na nowo wzbudziły zainteresowanie. Natomiast dzięki wysiłkom filozofów udało się znaleźć takie formuły, które antyczne idee harmonii i piękna połączyły z myślą chrześcijańską. W taki moment trafia właśnie Rafael Santi. Jak podkreślają badacze, w sposób znakomity przeniósł on antyczne pomysły do renesansowych dzieł sztuki, tworząc pomost pomiędzy tymi epokami. Gdy Santi został szefem Fabryki św. Piotra, miejsca, w którym m.in. restaurowano papieskie dzieła sztuki, wraz ze swoimi uczniami stworzył np. metodę odnawiania fresków, by jak najbardziej przypominały starożytne.
I tu właśnie dochodzimy do bardzo ważnej kwestii – nie byłoby tych wielkich dzieł, gdyby nie mecenat, hojne wspieranie materialne sztuki. Rafael znał je ze swego domu, wszak pracę jego ojca finansował władca Urbino, dla którego później sam pracował. Jego samego mecenatem obejmowali następnie kolejni papieże Juliusz II, a szczególnie Leon X, pochodzący z rodziny Medyceuszy. Bardzo dobrze kojarzymy tę rodzinę z renesansowym pięknem Florencji, do której zresztą Santi przybywał, by zobaczyć dzieła Leonarda da Vinci i Michała Anioła. Wystawa w Muzeum na Kwirynale porusza kwestię mecenatu w trzech pierwszych salach – najpierw zobaczyć możemy dwa obrazy: jeden przedstawiający śmierć Rafaela, której towarzyszy sam papież i wiele osób, drugi ukazujący jego pogrzeb, który nastąpił dzień po śmierci, 7 kwietnia 1520 r. Zgodnie z wolą artysty został pochowany w rzymskim Panteonie, który stał się symbolem ciągłości antycznych tradycji tego miasta. Nad jego nagrobkiem, odtworzonym w kolejnej sali, zobaczymy figurę madonny, która na polecenie artysty wyrzeźbiona jest na wzór antycznej Afrodyty. Z boku dostrzec można z kolei napis, również świadczący o starożytnej inspiracji – non omnis moriar – nie wszystek umrę: „Tu spoczywa Rafael. Bałem się tego, co niezgłębione, pokonałem zwyczajne, wielkim równy, tylko śmiertelne zmarło ze mną”.
W dalszej części ekspozycji można natomiast zobaczyć pewien artystyczny triumwirat. Pokazano tam listy do papieża Leona, w których odkryć można zalążki myśli teoretycznej Rafaela, jego zalecenia co do konserwacji zabytków i zamysły artystyczne, portret tegoż papieża, którego hojny mecenat sprawił, że dziś możemy podziwiać setki dzieł Rafaela. Kolejną przedstawioną tam osobą jest Baldassare Castiglione, włoski pisarz i dyplomata, który przyjaźnił się z Santim. Jest on autorem wielkiego dzieła „Dworzanin”, które w formie dialogu wyraża najważniejsze poglądy tamtych czasów. Tworzył je w… Urbino i tam poznał Rafaela. Potem przez lata brał udział w spotkaniach i wymianie poglądów humanistów przy dworze Leona X. To pokazuje także drugi wymiar mecenatu – nie tylko materialny, ale duchowy, przyjaźń Castiglione z Santim była nieocenionym duchowym wsparciem, dzięki któremu jego dzieła z pewnością nabierają pewnej głębi.
Wszechstronność czasu renesansu
Gdy myślimy „człowiek renesansu”, mamy na myśli często kogoś bardzo konkretnego, to ktoś, kto posiada wiele talentów, jest elokwentny, wyróżnia się ponadprzeciętną wiedzą. Wszystko wskazuje na to, że taką właśnie postacią był Rafael Santi. Już w wieku 17 lat nazywano go mistrzem, a spośród wielu prac jego i jego uczniów (co w owych czasach było naturalne, każdy mistrz miał swoją „szkołę” i dziś historycy sztuki bardzo precyzyjnie potrafią określić, pod okiem jakiego artysty powstało dane dzieło) możemy wyliczyć freski, obrazy, rzeźby, sztukaterie, elementy architektoniczne i projekty architektoniczne w ogóle.
Po śmierci Donato Bramantego Santi kierował pracami nad budowaną właśnie wtedy nową bazyliką św. Piotra, w ramach wspomnianej już Fabryki św. Piotra. Równocześnie tak bardzo był zaangażowany w nadanie nowego blasku zabytkom starożytnego Rzymu, że jedna z sal wspominanej przez nas wystawy poświęcona jest pokazaniu tych właśnie dzieł, które z dużą dozą prawdopodobieństwa Santi restaurował lub chciał to robić. Obcowanie z tymi dziełami – poznanie perspektywy, kompozycji i teorii barwy – pozwalało mu na zilustrowanie historii biblijnych i historii świętych. Do tego Rafael potrafił dobrać sobie współpracowników, utalentowanych artystów, którzy wspomagali go w dziedzinach, w których nie był biegły. Gdy mistrzowie z Umbrii tworzą freski do kaplicy Sykstyńskiej, a wielki Michał Anioł monumentalne sklepienie tego miejsca, Santi tworzy 10 płócien z historiami św. Piotra i św. Pawła, które będą zdobić ściany tego miejsca.
Renesans to także harmonia – gdzie można ją odnaleźć? Według Rafaela, a jest to tematem kolejnej sali wystawy, to idealne piękno wyrażone jest w ciele kobiety, w jej pięknie. Nie jest tajemnicą, że artysta ten był bardzo kochliwy i z pasją podchodził nie tylko do sztuki, ale także do kobiet. Piękno kobiety, wyrażone w wielu portretach, które nie tylko oddają fizyczne piękno, ale też w jakiś sposób charakter i ducha przedstawionej osoby, to dążenie do harmonii kształtu, koloru, ma być oddaniem klasycznej triady prawdy, dobra i piękna. Tu znów możemy dostrzec przenikanie się sztuk i ich wpływ nawzajem na siebie, bo Santi czytał wiersze Francesca Petrarki i z nich wywodził takie patrzenie na ludzkie ciało, szczególnie ciało kobiety. Ale harmonia to także innowacyjne projektowanie budowli, zarówno kościelnych, jak kaplica Chigi w bazylice Santa Maria del Popolo, z kopułą na planie czworokąta, ale też projektowanie i ozdabianie domów świeckich freskami, malowidłami, zapierającymi dech w piersiach dziełami stuki.
I gdybyśmy tylko mogli chodzić po salach wystawowych w stajniach papieskich na Kwirynale w Rzymie, zobaczylibyśmy jakby od końca film o życiu jednego z największych artystów doby renesansu (w formie niezwykle ciekawej wystawy). Ostatnie sale przedstawiają okres florencki, gdzie z pewnością miał okazję poznać największych artystów swego czasu utrzymujących się z dobroci serca rodziny Medyceuszy, oraz dzieciństwo Rafaela i jego pierwsze prace, wykonywane najpierw pod okiem ojca, a później mistrza Franciszka z Perugii. Ostatnim obrazem byłby portret młodzieńca, patrzącego nam prosto w oczy, a oddającego to, co kocha się w Rafaelu najbardziej, niezwykły pokój i harmonię, słodycz ponadczasowego piękna, która wytrąca nas z pewnych oczywistości – możemy się przecież zastanowić – czy dotyka nas coś, co powstało 500 lat temu? Nawet oglądając reprodukcję, wprowadza nas w pewien rodzaj ciekawego niepokoju. Niesamowite byłoby zobaczyć te dzieła na żywo – zakończę więc już chyba klasyczną formułą – miejmy nadzieję, że „po epidemii” będzie to jeszcze możliwe.
SUPLEMENT
Jest jeszcze jeden portret młodzieńca, autorstwa Rafaela Santi, którego czy z epidemią czy bez nie możemy oglądać, a jego wyjątkowość polega na tym, że przez wiele lat był on eksponowany na ziemiach polskich. Na początku XIX wieku trafił on do kolekcji Izabeli Czartoryskiej i to z burzliwymi losami jej rodziny związany był przez cały okres rozbiorów. Do Polski po tułaczce Czartoryskich powrócił w 1922 r. W 1939 r. przechwycili go naziści i choć np. „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci powróciła później do Krakowa, to „Portret młodzieńca” przebył dziwną drogę: poprzez Berlin, na kilka lat przejął go gubernator Krakowa Hanz Frank, a po zajęciu Lwowa przez Armię Czerwoną trafił na Dolny Śląsk, najpierw do Sichowa, następnie do Morawy koło Strzegomia. Tu wiedza na temat obrazu się urywa, bo nie zabrał go ze sobą Frank do swojej rezydencji w Bawarii, a gdy nakazano inwentaryzację dzieł w Morawie, nigdy więcej o „Portrecie młodzieńca” nie wspomniano. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek je zobaczymy. O ile nie zostało zniszczone w zawierusze wojennej, pewnie napawa nim oko jakiś prywatny właściciel, pilnie strzegąc skarbu. A może zapomniane niszczeje w jakimś miejscu, o którym nie wiemy, że tam jest? To zaginione piękno rozpala wyobraźnię niemniej niż te dzieła Rafaela, które moglibyśmy zobaczyć na Kwirynale.
Link do wystawy: https://www.scuderiequirinale.it/pagine/raffaello-oltre-la-mostra
Wystawę oglądamy w kilku filmikach na YouTube, udostępnionych w języku włoskim. Istnieje możliwość włączenia tłumaczenia polskiego – wybierając odpowiednią opcję na kółku zębatym w prawym dolnym rogu filmu. Tłumaczenie to ma jednak swoje mankamenty – jest dosłowne, bo automatycznie tłumaczy wszystkie słowa.